Zatrzasnęły się. Drzwi. Jebane drzwi zatrzasnęły się i nie chciały się otworzyć, a oni ugrzęźli na tyłach klubu i zbyt byli zjarani, żeby pomyśleć o obejściu go dookoła, by wejść innym wejściem. Zupełnie, jakby nagle ta opcja przestała istnieć.
Wokół nich była tylko ulica i niski krawężnik, na którym chwilę wcześniej siedzieli, dopalając blaty, a później śmiejąc się i płacząc z samych siebie. Chyba próbowali zapełnić łzami bezdenną pustkę, która wlała im się w płuca wraz z dymem z palonej Marihuany. Później było już tylko gorzej.
Krzyczeli przez ściśnięte gardła, aż dopóki nie ogłuchli od braku dźwięków. Bili w drzwi płaskimi dłońmi i miękkimi pięściami, aż dopóki nie zapiekła ich skóra. Cali byli bez ładu i składu, a zielsko nie zdążyło z nich całkiem wywietrzeć, gdy w końcu usłyszeli zgrzytanie przekręcanego w zamku klucza.
– Kurwa, nawet władować w kanał nie pozwolicie w spokoju – przywitał ich chłopak z rubinami w oczach, którego imienia Inupi znowu przepomniał, wypalił w kilku buchach i zatopił w trzymanej przez niego strzykawce.
– Pojebało cię? – obruszyła się naraz Senju, owijając się szczelniej kurtką. Drżała z zimna, zaciskając mocno powieki, gdy tylko dostrzegła błysk igły. – Czy ty przypadkiem nie wróciłeś dopiero z odwyku? – wydukała, opadając ciężko na sofę, przełykając gulę drążącą jej dziurę w gardle.
– Wypisałem się na własne żądanie – poprawił ją, marszcząc brwi w zirytowaniu. Nie miał pojęcia, skąd wiedziała coś, o czym nawet Hanma nie miał najmniejszego pojęcia. – Miałem już dość tych samych koszmarów po przebudzeniu.
– Mówisz jak obłąkany.
– A ty, jakbyś nie miała o niczym pojęcia.
– Obydwoje jesteście głupi – stwierdził blondyn, przecierając nos rękawem i patrzył pusto na jego drżącą rękę. – Łapy ci się trzęsą.
– Bo napaliłem się na działkę, ale walenie w drzwi wytrąciło mnie z równowagi – skwitował gorzko, jak coś bardzo gorzkiego. Inupi nie myślał wystarczająco szybko, by mieć pojęcie, co mogło być bardziej gorzkie niż wkurwienie malujące mu się na twarzy. – Młody, spierdalamy – rzucił w jego stronę, patrząc nań wyczekująco, aż dopóki blondynowi nie przypomniało się jego imię.
Izana zawinął wtedy strzykawkę i brudną łyżkę w jakiś kawałek materiału. Podał je Inupiemu, a ten intuicyjnie schował je do kieszeni czarnej kurtki pożyczonej od Koko i pozwolił chłopakowi zapakować woreczek w prochem w drugą kieszeń.
– Chyba nie zamierzasz z nim iść – rzuciła za nimi dziewczyna, gdy obydwoje byli już w połowie drogi do wyjścia.
– Będę tylko pilnował – odparł miękko, nie wiedząc dokładnie, dlaczego w ogóle Izana z góry założył, że za nim pójdzie i dlaczego on sam nie miał ku temu najmniejszych wątpliwości. Musiał po prostu zająć czymś myśli.
– Nie wyobrażaj sobie za dużo – żachnął się chłopak w śnieżnych włosach, znudzonym spojrzeniem obrzucając Senju i stojącego na stole ledwo napoczętego drinka, którego bezceremonialnie uniósł sobie do ust i wypił całość w kilku łapczywych łykach. – Młody chyba i tak nie ma co robić, a ćpanie w samotności nigdy nie było zabawne – skłamał. Po prostu bał się, że weźmie za dużo po miesięcznej przerwie i go odetnie.
– Gdzie Idziemy? – podchwycił, ignorując oceniające spojrzenie dziewczyny i bez zastanowienia poszedł w ślad za Izaną, który pociągnął gwałtownie za drzwi, uchylając je, wpuszczając do środka drażniącą muzykę.
– Nie gadaj tyle – mruknął, poprawiając przydługie, szerokie przy nadgarstkach rękawy swojej koronkowej narzuty zdobionej w kwieciste i chmurne wzory. – Po prostu przygrzejesz mi działkę. Nie myśl, że jesteś jakiś wyjątkowy.
CZYTASZ
Popielniki ~ Kokonui
Fanfiction❝Pomyśleć, że kiedyś miewał wrażenie, że płonie, nie zaznawszy nawet dna popielników, w których spocząć mogłyby serca zwęglone na proch.❞ ◆◆◆ ◆ Gdzie Koko chciał kupić niepamięć. ◆ A Inupi zapominając, oddał mu się za bezcen. © Art z Okładki: @sasak...