1 4 - popioły

150 20 319
                                    

Kolorowe światła wrzynały mu się w zmysły, a ślepiły bardziej niż zwykle. Choć może wcale nie chodziło w tym wszystkim o światła, a o najbardziej wyuzdaną wersję Rana, jaką miał okazję kiedykolwiek zobaczyć. 

Na długich nogach miał czarne podkolanówki wykończone koronką, a na biodrach czerwoną spódniczkę, podwijającą się kusicielsko przy każdym gwałtowniejszym ruchu (czyli średnio przy co drugim, bo tańczył skrajnie chaotycznie), do jakiejś ostrej piosenki (to chyba był Phonk).

Po lewej stronie klatki piersiowej zawijał mu się finezyjny tatuaż, zachodzący na plecy i oplatający całe lewe ramię. Niepodobna w nim było szukać czegoś więcej nad szarpane hebanowym atramentem linie i bezkształtne geometryczne figury, zapełnione bezdenną czernią. Przynajmniej Inupi nie widział w nim nic ponadto. 

Niemniej jednak musiał przyznać, że nadzwyczaj dodawały mu one temperamentu, który wcześniej ciężko w nim było dostrzec. Teraz bił od niego nieznany mu dotąd żywioł, a cały błyszczał i to wcale nie on nadmiaru rozjaśniacza na ostro zarysowanych kościach policzkowych.

W talii oplatała go jedna pozioma uprząż, z której gdzieniegdzie wystawały szpiczaste metalowe ćwieki, a inna pionowa łączyła się z nią cięższą obręczą i biegła przez środek klatki piersiowej. Gdy wykonywał obrót, blondyn zobaczył, że na plecach ma jeszcze więcej pasków; jeden pionowy, rozchodzący się przy ramionach na dwa, które łączyły się z tym na piersi. Przy łopatkach podpięte miał dwa skórzane skrzydła; małe o szpiczastych krawędziach, naszprycowane ćwiekami, ale nadal utrzymujące niezachwiany kształt. 

Włosy miał rozpuszczone, a długie do pasa; podrzucał nimi i wplątywał w nie zmysłowo palce, pozwalając cienkim pasmom przesypywać się między nimi, co wyglądało równie pięknie co wulgarnie. Usta pomalowane miał ciemną fioletową pomadką, a na powieki znaczyły mu brązowe cienie.

Wyglądał jak milion dolarów, to trzeba mu było przyznać, a poziomem wyuzdania chyba nikt w całym klubie jeszcze nie zdołał mu nijak dorównać. Takie przynajmniej wrażenie odniósł Inupi pozostawiony sam sobie, gdy Koko w zirytowaniu poszedł do szatni zdjąć z siebie ciuchy i założyć szpilki, przygotowując się do kolejnej nocy pełnej głośnej muzyki, napalonych na piękne ciało facetów i masy gotówki, której nie skąpili za jego towarzystwo. 

Ran był wulkanem energii, a styl jego tańca skrajnie różnił się od wszystkiego, co blondyn do tej pory tu widział. Biodra wyrzucał gwałtowniej, szczupłymi dłońmi dotykając się po całym ciele, niby nieintencjonalnie, choć z pewnością z premedytacją zaciskał niekiedy palce na szyi.

Gdy schodził do parteru, szybko rozchylał uda z diabelskim uśmiechem, by naraz powrócić do pionu i chwycić się drążka, obracając się wokół niego z jedną szpilką mocno przyciśniętą do podłogi. Nadawał obrotom tempa i dynamiczności, czego z całą pewnością pozbawione były sensualne występy Koko czy Waki.

Był inny w blasku świateł i mrugających chaotycznie reflektorów w porównaniu ze swoim stoickim spokojem za barem, gdy z chirurgiczną precyzją zwykł nalewać szampana do wysokich kieliszków. Ruchy jego ciała były wręcz obsceniczne zarówno przy rurze, jak i z dala od niej, o czym blondyn przekonał się, gdy ten odszedł od drążka na dwa kroki.

Przeczesywał palcami długie włosy i odgarniał je do tyłu, ruszając głową gwałtownie w rytm muzyki, za czym poszły też biodra i cała talia, jak gdyby był na własnej jednoosobowej imprezie, zupełnie przepominając o świecie. Po prostu bawił się, czasami kusicielsko podwijając spódniczkę smukłymi palcami, jakby od niechcenia. Niekiedy przelotem spoglądał na tłum z krzywym uśmiechem i zaintrygowanymi iskrami w oczach koloru wrzosu skrytymi za kurtyną gęstych umalowanych rzęs, a podkreślonych przez długie i grube kreski. 

Popielniki ~ KokonuiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz