Wczorajsze pseudo hartowanie organizmu w parku nie wyszło mi na zdrowie. Od rana byłam posiadaczką najbardziej melodyjnego głosu na świecie. O ile startowałabym w jakimś konkursie na najbardziej zachrypnięty i przepity głos, rzecz jasna.
Mam teraz wątpliwą przyjemność odliczać minuty do zamknięcia antykwariatu. Szefowa jak tylko zobaczyła mnie z gilem po pas, czmychnęła do domu, pozwalając mi zwinąć interes wyjątkowo wcześnie.
Siedziałam więc za drewnianą ladą, na której stał wiekowy komputer i wpatrywałam się tępo w monitor.
- jeszcze parę minut... - mruknęłam pociągając nosem, wiedząc, że i tak nie ma żadnego klienta a moja obecność tutaj jest równie istotna, co rola kurzu na półkach.
Przez cały dzień rozmyślałam o moim spotkaniu z Morfeuszem. Wpierw w parku, a później posłusznie zjawiłam się w Krainie Snów. Jakże było mi miło, kiedy oznajmił trochę zbyt wyniośle, że czekał na moje przybycie.
Spacerując po Królestwie Śnienia, poznał mnie w końcu z krukiem Matthew, który jak się okazało ku mej ucieszy, ma podobne poczucie humoru do mnie. Opowiedział mi też o panteonie Nieskończonych, czyli przede wszystkim o swoim rodzeństwie. Z jego opowiadań mogłam wywnioskować, że największą sympatią darzy swoją siostrę Śmierć.
Oczywiście na pytanie, czy mnie z nią pozna krótko odpowiedział NIE. I nie zdziwiło mnie, że się obruszył, gdy krótko skwitowałam: ''prędzej czy później, będzie dane mi ją poznać.''
Jego błyszczące, niebieskie oczy zwiastowały karę oraz udrękę dla mojej osoby.
- o ile zdąży... - zaśmiałam się słabo, szukając kluczy pod ladą.
Kiedy nagle usłyszałam dzwonek obwieszczający klienta, podskoczyłam gwałtownie i uderzyłam głową o blat. Dało się słyszeć jedynie moje ciche kwiknięcie, srogą bluzgę i to, że ktoś stanął przy kontuarze.
Próbując rozmasować miejsce w którym za moment pojawi się guz, wyjrzałam zza blatu. Mój wzrok napotkał spojrzenie kobiety, na oko 32 lata, brązowe oczy, ciemne włosy, średnio elegancki ubiór. Spoglądała na mnie z krzywym uśmieszkiem.
Siląc się minimum uprzejmości, nie zwyzywałam jej. Wyprostowałam się i zerknęłam w kierunku drzwi, na których dalej wisiała karteczka z informacją, że dzisiaj antykwariat jest krócej otwarty.
- nie wspominał, że załatwił mi zakatarzonego pomocnika. - rzekła nieznajoma, dalej patrząc na mnie niekrytym rozbawieniem.
Zapowietrzyłam się i już chciałam odpowiedzieć, kiedy skierowała się do drzwi i rzuciła na odchodne:
- Jestem Johanna Constantine. - otworzyła drzwi i odwróciwszy się na chwilę puściła mi oczko. - czekam z twoim chłopakiem na zewnątrz.
Wyszła zostawiając mnie oniemiałą oraz guzem na czubku głowy.
- co do... - rzuciłam w pustkę przed sobą.
♦ ♦ ♦
Trochę mi zajęło zanim wygramoliłam się z księgarni. Jak tylko skutecznie zamknęłam drzwi sklepu, byłam gotowa w chwili triumfu zaśpiewać Eye On Tiger, z Rocky'ego.
Przed wejściem faktycznie stała ta cała Constantine w towarzystwie mężczyzny odzianego w czerń.
Morfeusz! - ucieszyłam się w myślach jak małe dziecko, szybko zdając sobie sprawę, że wyglądam dzisiaj jak siedem nieszczęść. - apokaliptyczny Rudolf czerwononosy. - zdążyłam jeszcze się zaśmiać zanim mnie zauważyli.
Tak jak przypuszczałam, Władca Snów spoglądał na mnie z miną zatroskanego ojca, zaś z ust Johanny nie znikał figlarny uśmiech.
Tak bardzo odmienni od siebie....
CZYTASZ
The Sandman - Morfeusz x Reader
RomanceUnikatowe opowiadanie (scenariusz), gdzie wcielamy się w pracownicę antykwariatu jawnie zakochaną w książkach oraz... kotach :) Jak się z czasem okaże, spotkanie z Morfeuszem nie będzie takie przypadkowe, jak może nam się na początku zdawać. Tekst...