Zazdrość ma niebieskie oczy

162 16 2
                                    

Na zegarze wybiła 5 rano.

- pomyśleć, że za dwie godziny wstaję do pracy. - szepnęłam przecierając zmęczone oczy.

Pół nocy zajęła mi próba usunięcia pentagramu ze ściany w salonie. Niestety, diabelni artyści użyli do swojego dzieła piekielnej sadzy. Niegdyś biała ściana ma teraz brudnoszary odcień i bez malowania się nie obejdzie.

- zatem, drzemka dobrze ci zrobi. - głos Morfeusza wyrwał mnie z otępiałego zamyślenia.

- spokojnie! - machnęłam lekceważąco ręką. - zaserwuję sobie zabójczo mocną kawę, która da mi takiego kopa, że jeszcze zdążę ścianę odświeżyć przed pracą.

Usta Morfeusza wykrzywił ironiczny grymas. Chociaż dalej mam problemy z poprawnym odczytywaniem humorów Władcy Snów to wiedziałam jedno, podły wyraz twarzy oznaczał silne niezadowolenie i biada każdemu kto to zlekceważy.

Zanim zdążyłam dodać coś, co załagodziłoby sytuację, mężczyzna stał już obok mnie z wyciągniętą w moją stronę ręką. Minę miał niczym wyrozumiały ojciec czekający aż dziecko skończy histeryzować przy półce ze słodyczami, których i tak nie dostanie.

Zerknęłam niepewnie na twarz Morfeusza, by po chwili wskazać palcem na śpiącego kota, którego przed sekundą zdjął ze swoich kolan i położył ostrożnie na kanapie.

- czy ty mi zwierzaka nafaszerowałeś tym swoim piaskiem? - zapytałam odrobinę oskarżycielskim tonem.

-nie musiałem. - skomentował mężczyzna i pochylił się aby chwycić mnie za rękę. - zasnął ze zmęczenia. Tobie zaś potrzebna jest pomoc.

Psotny uśmiech który pojawił się na ustach mężczyzny i ten magiczny blask w oczach wywołał u mnie niepohamowany rumieniec.

Przestań różowić się jak mała dziewczynka!  - zgoniłam siebie w myślach.

Z lekkim ociąganiem dałam się poprowadzić Władcy Snów do sypialni. Rumieniec przeistoczył się w syndrom buraczanej twarzy, kiedy posadził mnie na łóżku i przyklęknął przede mną. Serce poderwało się do szybszego bicia, jakby zaraz miało wydarzyć się coś o czym wolałam nie myśleć, ale nie mogę powiedzieć, że tego nie chciałam. Wpatrywałam się w twarz Morfeusza z mieszaniną niepokoju i zaintrygowania.

- Nie odprowadzę cię do Krainy Snów. - rzekł prawie szeptem, wpatrując się w moją dłoń, którą dalej uparcie trzymał. - mam trochę spraw do załatwienia, ale obiecuję, że się zobaczymy. Później.

Poczułam wyrzuty sumienia wgryzające się w moją obolałą głowę. Wymusiłam na Władcy Snów aby dotrzymał mi towarzystwa przez cała noc, nie myśląc o obowiązkach jakie na niego czekają.

- przepraszam, że musiałeś robić mi za niańkę... - szepnęłam szczerze zawstydzona. - jeżeli nie możesz, albo... nie chcesz... nie musisz mnie odwiedzać.

Proszę... powiedz, że to nie syndrom sztokholmski każe ci spotykać się ze mną...  - rzuciłam zrozpaczona w myślach.

- nie zawsze mogę, to prawda - westchnął ciężko Morfeusz i podniósł wzrok aby spojrzeć mi głęboko w oczy. - ale zawsze tego pragnę.

Spojrzenie którym mnie obdarował wdarło się wręcz w moją duszę. Mogłam zacisnąć jedynie zęby, żeby nie dać po sobie poznać jak mnie to ruszyło. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, ile znaczy dla mnie obecność tego mężczyzny i jak bardzo ugodziło by mnie jego nagłe zniknięcie z mojego szarego oraz nudnego życia.

- Chcę również z tobą poważnie porozmawiać. - zamrugałam oszołomiona na dźwięk tych słów. Morfeusz niespodziewanie puścił moją rękę i wyprostował się. Patrzył teraz na mnie z góry i to w każdym tego słowa znaczeniu. - bądź mentalnie przygotowana. Temat może okazać się mało przyjemny.

The Sandman - Morfeusz x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz