Rozdział 2

32 3 0
                                    

We wtorek ze względu na przygotowywania do jakiegoś konkursu odwołano mi prawie wszystkie poranne zajęcia. Stałem pod szpitalem, gdy nagle rozdzwonił się mój telefon. 
 - Słucham - powiedziałem głośno chcąc przekrzyczeć chaos pod budynkiem.
 - Cześć Sam - głos Adriena był dokładnie tym czego w tamtym momencie potrzebowałem. 
 - Jesteś już w szpitalu?
 - Tak, właśnie przyjechałem. Może zjemy dziś razem kolacje? - zaproponowałem wchodząc już przez główny hol budynku. Nienawidziłem tego miejsca, a te białe ściany i zielone płytki śniły mi się nieraz w koszmarach.
 - Bardzo bym chciał, ale dziś jest premiera tej wystawy.
Mój humor popsuł się w jednej sekundzie. Nie sądziłem, że to spotkanie odbędzie się tak szybko. 
 - Przyjedziesz po wszystkim do mnie?
 - Pewnie będzie bardzo późno, a oboje mamy jutro zajęcia Sam. Obiecuję, że nadrobimy w weekend. Muszę kończyć. Chłopaki są już na sali gimnastycznej. 
I rozłączył się nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Zatrzymałem się na chwilę. Starałem się uspokoić by moja mama nie widziała, że cokolwiek jest nie tak. Już dawno przestałem mówić jej wszystko. Zapukałem do dobrze znajomych drzwi. Szybko wszedłem do środka i ujrzałem kobietę siedzącą na łóżku szpitalnym. W typowo sterylnym pokoju prócz łóżka, stała szafa, stół z dwoma krzesłami, a na ścianie wisiał telewizor.
 - Dzień dobry, mamo - powiedziałem uśmiechając się szczerze. Kobieta miała na głowie czapkę w kolorowe kwiaty, a ubrana była w ciepłą, różową piżamę którą kupiłem jej na poprzednie święta. 
 - Witaj skarbie.
Kiedy podszedłem bliżej zobaczyłem pod jej oczami mocno wyraźne sińce. Kobieta była blada, a jej usta sine. 
 - Jak się dziś czujesz?
 - Zamówiłam sobie nową czapkę - powiedziała pokazując na swoją głowę.
 - Jest piękna.
Olała moje pytanie. Robiła tak za każdym razem, gdy był jakiś problem z leczeniem. Spojrzałem na talerzyk sucharków leżący na stoliku. Podejrzewałem, że po raz kolejny ma silne wymioty w wyniku podania chemioterapii. Podszedłem jeszcze bliżej i bez słowa wtuliłem się w nią. Czułem, że oboje tego potrzebowaliśmy. Spędziłem z nią dwie godziny nim wróciłem do szkoły. Był środek lekcji, gdy wszedłem do budynku. Miałem okropny humor, martwiłem się o mamę, a wizja tego, że Adrien spędzi dziś wieczór w towarzystwie Sofii w niczym nie pomagała. Odpłynąłem gdzieś myślami, gdy poczułem, że wpadłem w czyjeś ramiona. Zesztywniałem czując jak obce ręce złapały mnie w talii. Podniosłem głowę do góry i zobaczyłem oczy w niesamowitym kolorze brązu, złota i zieleni. Mężczyzna był wysoki. Ledwo sięgałem mu do brody. Nie żebym był jakiś super wysoki bo metr siedemdziesiąt to nie jest jakiś super wynik u mężczyzny. Nerwowo zacząłem się wyrywać. Mężczyzna mnie puścił, a ja stanąłem przed nim poprawiając sweter.
 - Nie powinieneś być na zajęciach? - zapytał nieznajomy lustrując mnie wzrokiem. Nie bardzo wiedziałem o co mu chodzi. Spojrzałem na zegarek. Do końca lekcji było jeszcze piętnaście minut, a ja zajęcia i tak miałem dopiero po przerwie obiadowej. 
 - Nie sądzę by moje zajęcia były pańskim problemem - powiedziałem poirytowany po czym minąłem mężczyznę chcąc udać się do swojej  sali i przygotować do zajęć. Nie zrobiłem jednak więcej niż dwa kroki, gdy poczułem jak złapał mnie za dłoń. Zszokowany wyrwałem ją natychmiast. Nie rozumiałem o co chodzi temu nieznajomemu i jakim prawem mnie dotyka. Odwróciłem się w jego stronę zdenerwowany.
 - Możesz mi człowieku powiedzieć czego ode mnie chcesz?
 - Z kim masz teraz zajęcia? 
Popatrzyłem na niego jak na idiotę. Westchnąłem, po czym przetarłem dłońmi skronie. Nie wiem kim jest ten człowiek, ale z jakiś powodów wziął mnie za jednego z uczniów. Zdarzały mi się już wcześniej takie sytuacje, szczególnie na początku roku, gdzie matki uczniów brały mnie za jednego z nich. Mogłem ubierać się bardziej poważnie, ale twarzy nie zmienię. Zawsze miałem kiepski zarost, więc nie bardzo miałem jak dodać sobie lat. Już chciałem coś powiedzieć, gdy tuż za moimi plecami usłyszałem głos dyrektora.
 - Widzę, że miał pan już przyjemność poznać Samuela, nauczyciela sztuki.
Mężczyzna słysząc słowa profesora zlustrował mnie wzrokiem przez co czułem się bardzo nieswojo. 
 - Panie Samuelu to nowy nauczyciel literatury o którym ostatnio mówiłem w pokoju nauczycielskim. 
Kiwnąłem głową jakby potwierdzając jego słowa mimo iż nie pamiętałem by cokolwiek o nim mówił. 
 - Jestem Callum Davis. Miło mi cię poznać - powiedział brunet podając mi dłoń. 
 - Samuel Moore - niechętnie ścisnąłem jego dłoń. - Przepraszam, ale muszę już iść. Zaraz zaczynam zajęcia.
Nie czekając na odpowiedź któregokolwiek z mężczyzn skierowałem się wprost do sali. Zajęcia minęły mi bardzo szybko. Byłem zadowolony z wkładu pracy jaki uczniowie wkładali w tworzenie rzeźb z różnego rodzaju mas. Kiedy uprzątnąłem sale poszedłem do domu. Droga strasznie mi się dłużyła. Ciągle wyobrażałem sobie roześmianego Adriena i to jak miło spędzają razem czas. Po drodze do domu wstąpiłem do monopolowego po butelkę czerwonego wina. Wziąłem szybki prysznic po czym wraz z największym kieliszkiem jaki miałem w domu usiadłem na kanapie. W tle leciała jakaś nieznana mi piosenka z radia. Było chwilę przed północą, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Na sam jego dźwięk żołądek zrobił nieprzyjemnego fikołka. Powoli podszedłem do drzwi. Spojrzałem przez dziurkę od klucza. Oparty o ścianę na przeciw stał Adrien. Pośpiesznie otworzyłem drzwi i wpuściłem go do środka. Od razu uderzył we mnie  zapach alkoholu i jego perfum. Mężczyzna zatoczył się i jestem niemal pewnym, że gdybym go nie podtrzymał to padł by twarzą na ziemię. Zaprowadziłem go na sofę. Chciałem iść po koc kiedy pociągnął mnie za rękę w swoją stronę. Usiadłem na nim okrakiem. Dłonie mężczyzny zaczęły błądzić pod moją bluzą. Jego usta składały mokre pocałunki na mojej szyi. Zapach alkoholu uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Łapczywie połączył nasze usta, a oddechy przyspieszyły. Przycisnął mnie mocniej do siebie. Pozwoliłem ściągnąć mu moją bluzę i koszulkę. Podniósł się gwałtownie i odwrócił nas tak, że leżałem pod nim. Jego usta boleśnie zaczęły kąsać mnie po szyi.
 - Adrien to boli - jęknąłem, a on jeszcze mocniej zassał skórę. Bezskutecznie próbowałem go z siebie zrzucić. Nie miałem najmniejszej ochoty tego kontynuować. Nagle mężczyzna podniósł się i zaczął biec chwiejnym krokiem w stronę łazienki. Uniosłem się na łokciach i patrzyłem jak znika za drzwiami. Spojrzałem w lustro które stało na podłodze. Moje czarne, dłuższe włosy były teraz w całkowitym nieładzie. Czerwone ślady były bardzo widoczne na mojej bladej skórze. Spojrzałem w swoje szare oczy, jednak szybko odwróciłem wzrok czując się żałośnie. Z łazienki usłyszałem dźwięk wymiotów. Zapowiadała się ciężka noc. 

Przedmiot szkolnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz