Pov. PeterWyszedłem ze szkoły z małym uśmiechem na twarzy. Ten dzień był zaskakująco dobry. Wczoraj skończyliśmy projekt i dziś mogłemi zaprezentować go w szkole. Nauczycielka zabroniła mi go co prawda uruchamiać, ale dostałem najwyższy stopień i to się liczyło. Poza tym, ostatnie dni w ogóle były... inne. Pan Stark przełknął w końcu te krępujące chwile słabości i teraz byliśmy... jakby bliżej. Milioner zaprosił mnie do warsztatu, raz, żeby dokończyć projekt, a raz żeby po prostu popracować. I to było naprawdę miłe. Pokazał mi swój projekt, nad którym pracuje. Oczywiście, znów zawstydził mnie swoim geniuszem, ale zupełnie nie celowo, nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Przecież to nie była jego wina, że jest tak nieprzyzwoicie zdolny.
Poszedłem też do psychologa. Pan Stark mnie zmusił. W zasadzie, nie, zmusił nie było dobrym określeniem. On po prostu kazał mi wsiąść do samochodu, zawiózł do przychodni i podprowadził pod sam gabinet. Czekał przed drzwiami całą godzinę, ale nie rozmawialiśmy o tym, gdy wracaliśmy. Stało się za to coś innego, co znaczyło dla mnie znacznie więcej, niż jakakolwiek rozmowa. Pan Stark poklepał mnie po ramieniu, gdy wyszedłem z gabinetu. Po tym, co stało się ostatnio, milioner nie rozmawiał ze mną zbyt często. Unikał mnie, a czasem miałem wrażenie, że wręcz chował się przede mną. Mi też było trochę głupio, ale gdy wchodziliśmy do warsztatu, całe zakłopotanie znikało. Jakbyśmy przekroczyli magiczną barierę, za którą nic nie miało znaczenia.
Otworzyłem drzwi jasnego audi i wsiadłem do środka.
-Cześć, dzieciaku- rzucił milioner. Odpowiedziałem krótkim "cześć", po czym posłałem starszemu niepewny uśmiech, starając się rozszyfrować w jego oczach jaki ma dzisiaj humor, zanim ośmielę się zacząć jakąś rozmowę. Pan Stark był pod tym względem bardzo trudny. Czasami mogłem rozmawiać z nim zupełnie normalnie, ale kiedy nie miał nastroju, stawał się drażliwy i wszystko mogło go rozwścieczyć. Nie miałem na to ochoty.
Milczeliśmy w drodze do wieży, ale zdawało się, że pan Stark nie będzie zachowywać się dziś jak rozkapryszona księżniczka. Dlatego w końcu odważyłem się odezwać.
-Dostałem dobrą ocenę za nasz projekt- powiedziałem cicho. Milioner zerknął na mnie z uniesioną brwią, po czym kiwnął lekko głową.
-A mogło być inaczej?- rzucił, na co uśmiechnąłem się.
Pan Stark zaparkował, a ja wysiadłem z samochodu. W milczeniu wsiedliśmy do windy, a ja spuściłem lekko głowę. Wypuściłem spokojnie powietrze.
-Odłóż plecak i chodź do kuchni- polecił milioner, gdy wysiedliśmy z windy. Uniosłem lekko brwi, jednak posłusznie odłożyłem plecak na ziemię i ruszyłem za starszym. Pan Stark gestem dłoni wskazał mi stołek, a ja usiadłem przy wysepce.
-Co to jest?- spytałem, gdy starszy wyciągnął z lodówki małą, jasną buteleczkę.
-Koktajl. Dla ciebie. Ma dokładnie tysiąc kilokalorii. Kucharz, którego wynająłem, będzie codziennie przysyłał je dla ciebie. Pięć dziennie, to pięć tysięcy kilokalorii, według lekarzy Tarczy powinno wystarczyć na początek. Porcje są małe, więc dasz radę. Kucharz będzie powoli zwiększał twoją dzienną dawkę kalorii. Nie martw się, podpisał umowę. Nie zna szczegółów, ale jeśli domyśli się, że nie gotuje dla zwykłej osoby i się wygada, nie wypłaci się do końca życia. Poza tym, przygotowuje koktajle dla wszystkich pracowników Stark Industres, więc nic nie grozi twojej tożsamości.
Zamrugałem, wpatrując się w starszego. Spuściłem lekko wzrok na jego dłonie, gdy pan Stark wlał różowy koktajl do szklanki i postawił przede mną.
-Um... Tony, ja...- zacząłem cicho, gdy poczułem, jak mnie mdli- uh, dziękuję, ale...
-Żadnych "ale", dzieciaku. Ta kwestia nie podlega dyskusji. Musisz prawidłowo się odżywiać. Jesteś przecież bystry, wiesz o tym- powiedział starszy. Westchnąłem głęboko, spuszczając wzrok. Zacisnąłem usta. To nie tak, że nie chciałem jeść. Ja... po prostu naprawdę czułem, że jeżeli cokolwiek przełknę, natychmiast zwymiotuję. Mdliło mnie na myśl o jedzeniu.
CZYTASZ
I never asked for this
Fanfiction"-Ja go wezmę- mój głos przerwał ciszę w pomieszczeniu. Mój głos, nie ja. Nie wiedziałem, czemu to powiedziałem. Czy ja chciałem wziąć dziecko? Nie, nie chciałem. Więc po co to robiłem? (...) -Jesteś pewien?- spytał jedynie Fury, a ja kiwnąłem głową...