1.

1.3K 48 2
                                    

   Nie jest tak łatwo nadążyć za ojcem, w wielkiej, ciężkiej sukni, w dodatku idąc na obcasach. Ale ojciec Rose był wyjątkowo zawziętym mężczyzną, zwłaszcza jeżeli chodziło o pieniądze. Tym razem zamierzał zrobić interes życia. Jako jeden z najzamożniejszych hrabiów stolicy nie mógł pozwolić sobie na nagły brak pieniędzy, a tego wieczora miał zapewnić sobie ich dozgonny zapas.

   -Rose?- obrócił się do córki i odciągnął na bok.- Wiesz co masz zrobić?
   -Tak ojcze- przytaknęła jak zawsze posłuszna dziewczyna.- William wita mnie, wychodzimy razem, on prosi mnie o rękę, a ja się zgadzam.
   -Wspaniale- uśmiechnął się hrabia Mallory, po czym podał córce ramię, które przyjęła, tak jak ją nauczono. Ruszyli w stronę młodego Williama Taylora. Stał w towarzystwie nieznajomej Rose kobiety, w wieku może trzydziestu lat.
   -Hrabio Mallory!- William Taylor podszedł do ojca Rose, by uścisnąć mu dłoń. Po chwili przeniósł wzrok na jego córkę.
   -Panno Mallory- skłonił się przed dziewczyną, która stała roześmiana przed nim.- Pozwolę sobie przedstawić Johannę Rowen.

   William wskazał na towarzyszącą mu kobietę, która nie spuszczała wzroku z Rose.

   -Dobry wieczór- podeszła najpierw do hrabiego Mallory'ego, a potem do jego córki.-Wyjątkowo piękna suknia.
   -Dziękuję, pani też ma piękną- Rose odwzajemniła komplement.
   -Panno Mallory, czy mógłbym panią prosić?- William Taylor podał dziewczynie ramię.
   -Oczywiście- ona przytaknęła, po czym zniknęli w tłumie. Johanna Rowen podeszła do hrabiego Mallory'ego.
   -Ma pan wyjątkowo piękną córkę- powiedziała beznamiętnie.
   -Wiem- opdarł roześmiany od ucha do ucha hrabia.
   -Nie jest do pana podobna, chociaż może to i lepiej- Johanna Rowen należała do kobiet aż nazbyt śmiałych, jak na czasy, w których żyła. Hrabia Mallory tylko się zaśmiał.
   -Ma pani zupełną rację- odpowiedział.
   -Jej matka musiała być równie piękną kobietą...
   -Słucham?- z twarzy hrabiego zniknął uśmiech.- Dlaczego ,,była"?
   -Domyślam się, że nie żyje- powiedziała Johanna.- Moje kondolencje.

***

   -Tak, Williamie- odpowiedziała Rose. William wsunął pierścionek na delikatny palec panny Mallory.
   -Czuję się zaszczycony- ujął jej dłonie, a ona spuściła wzrok.
   -Ja także- znów spojrzała w oczy narzeczonego. William Taylor należał do przystojnych, bogatych, dobrze wychowanych i szanowanych młodzieńców. Tak go opisywano i tak zapisał się w historii, jednak zawsze o dobrze urodzonych mówiono same dobre rzeczy.
   -Panno Mallory, pani uroda jest bez wątpienia powalająca- powiedział ciszej.
   -Dziękuję- policzki dziewczyny zapłonęły.- Proszę mi mówić Rose.
   -Więc, panno Rose, czy pozwolisz zabrać się w miejsce, w którym będzie ci dobrze?- szepnął jej do ucha, a źrenice Rose Mallory, zrobiły się co najmniej dwa razy większe. Była chrześcijanką i przed ślubem nie wolno jej było tego robić.
   -Nie powinnam- odsunęła się od Williama.
   -Nikt się nie dowie- on nadal nalegał.
   -Williamie ja...
   -Nic się niestanie- patrzył jej w oczy jeszcze chwilę, po czym chwycił za nadgarstki pociągnął za sobą.

***

   Rose siedziała na łożu w sypialni Williama, podczas gdy on, całując jej nogi, powoli ściągał jej buty, pończochy, rozpinał suknię. W ciągu paru sekund, dziewczyna leżała już pod nim. Całował jej ciało, szepcząc, że jest piękna, idealna. Kiedy zaczął całować ją poniżej bioder, Rose jęknęła głośno wyginają ciało w łuk.

   -Williamie- szepnęła kładąc dłonie na jego plecach.- Nie, już dość.
   -Rose, nie bój się- chłopak wrócił do obcałowywania jej piersi i szyi. Powoli zaczął zdejmować jej bieliznę, na co dziewczyna pisnęła cicho i usiadła na łóżku. William podniósł się z niepewnością w oczach. Jeszcze raz zbliżył się do panny Mallory i pocałował namiętnie. Kiedy ona odwzajemniła pocałunek wrócił do pieszczot. Jednym ruchem zdjął jej stanik, ale Rose zakryła się szybko dłońmi.
   -Williamie, nie możemy- patrzyła na niego z wypiekami na twarzy.
   -Oczywiście, że możemy- szepnął jej do ucha i przejechał ustami do jej łopatek i coraz niżej. Rose skuliła się, trochę wystraszona, co tylko zachęciło Taylora do dalszych działań. Nie przyszło jej na myśl nic lepszego niż odsunięcie się od niego. Teraz William stał się bardziej agresywny. Naparł na Rose, a ona była zbyt delikatna żeby się bronić. Bezradnie leżała na łóżku, a William rozbierał ją zupełnie, powtarzając tylko: Będzie ci tak dobrze, jak jeszcze nigdy... nie bój się mnie. Potem będziesz chciała mnie więcej...

Rose krzyczała, gdy William to robił. Płakała z przerażenia i krzyczała w uniesieniu jednocześnie.

   -Powiedz to, powiedz jak ci dobrze!- powtarzał William pomiędzy krzykami dziewczyny.
   -Przestań! Proszę!- łzy Rose spływały wielkimi kroplami na pościel.
   -Powiedz to!- warknął tylko.- Wtedy dam ci odpocząć...
   -Kocham cię! Jest mi dobrze! Williamie błagam!- jęczała. William naparł ostatni raz najmocniej, a ona krzyknęła i już było po wszystkim. William położył się obok narzeczonej. Obydwoje oddychali ciężko.
   -Rose, już dobrze- pogładził ją po mokrym policzku.- Aż tak cię bolało?
   -Przecież cię kocham- szlochała w poduszkę.-Nie musiałeś tego robić!
   -Chciałem tylko, żebyś czuła się dobrze... nie czułaś?
   -Czułam...
   -Odpocznij, zaraz to powtórzymy- powiedział, a Rose zaczęła tak głośno płakać, że przebiła muzykę, grająca w sali balowej. Nagle ktoś zaczął walić dłonią w drzwi.

Pearl GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz