8.

507 37 2
                                    

Wrzesień
Przerażający krzyk zakłócił spokój jesiennej nocy. Dosłownie parę sekund później z nieba lunął deszcz. Krzyk powtórzył się. Do sypialni Rose natychmiast wpadły trzy służące, a zaraz za nimi William, który wyprzedził je długimi krokami, zbliżając się do wielkiego łoża. Johanna jak zawsze spedzała noc, pilnując dziewczyny. Teraz ściskała mocno jej dłoń, starając się jakkolwiek jej pomóc. Podniosła wzrok na Williama, który poddenerwowany stanął przy łóżku.
-Zaczęło się- powiedziała do niego, poprzedzajac kolejny krzyk Rose. Służące biegały po pokoju, przygotowując wodę, bandaże, prześcieradła. Do sypialni wszedł lekarz. Johanna niechętnie puściła dłoń cierpiącej Rose, za to William przejął ją natychmiast. Uklęknął przy łóżku, obiema dłońmi mocno ściskając prawą dłoń Rose.
-Wszystko będzie dobrze, oddychaj- mówił do niej spokojnie.- To tylko chwila i już po wszystkim.
Rose zacisnęła zęby, starając się nie krzyczeć. Tak długo czekając na ten moment, a teraz zapomniała zupełnie co powinna robić.
-Lady Taylor, proszę postępować zgodnie z moimi wskazówkami- zwrócił się do niej lekarz.
Deszcz nadal huczał na dworze, gdy Rose wydała otatni krzyk. Ostatni krzyk, zaraz przed następnym, krzykiem dziecka. A dokładniej jego płaczem. Jedna z służących od razu wzięła noworodka na ręce, owijając go w prześcieradło. William już stał przy niej.
-Czy to...
-Chłopiec- uśmiechnęła się do niego kobieta.
-Chłopiec- powtórzył William.- Chłopiec! Mam syna! Mamy syna!
Wtedy stało się coś, czego nie spodziewał się nikt. Rose znów krzyknęła. Jak się okazało, to nie był jeszcze koniec. Drugi raz nie trwał już tak długo. Po dużo mniejszym bólu, Rose urodziła drugie dziecko.
-Drugie- William już prawie płakał ze szczęścia.
-Ja... ja...- Rose jęknęła głośno, gdy znów nadeszła fala potwornego bólu. Druga służąca podeszła do łoża, by otulić następne dziecko.
-Ja... jeszcze... jeszcze...- kolejny krzyk. Wszyscy spojrzeli z przerażeniem i nadzieją na Rose. Tym razem nie poszło już tak gładko. Dziewczyna miała wrażenie, że wszystko rozrywa ją od środka, robiło jej się ciemno przed oczami, oddech miała nierówny. Trwało to prawie pół godziny, ale na świece pojawiło się trzecie dziecko.
Trzecie i ostatnie.
William wziął od służącej swojego pierworodnego syna, który został już obmyty i otulony. Mógł myśleć tylko o nim. Podszedł do Rose z chłopcem na rękach. Ułożył dziecko w jej ramionach. Dziewczyna przytuliła do siebie maleńką istotkę, która zapadła teraz w sen.
-A co z moimi dziećmi?- zapytała po chwili. Obok Williama stanęła druga służąca z dzieckiem na rękach, a zaraz po niej kolejna. Jedno dziecko wziął William, drugie Rose.
-To, które pojawiło się drugie, to dziewczynka, a potem kolejny chłopiec- oznajmiła pierwsza służąca.
-Najstarszy nazywa się William- oznajmił William.- William George Taylor. Jego młodszego brata nazwiemy Johnathan Alexander. Tak na drugie imiona mieli mój ojciec i dziadek. Chcę, żebyś wybrała imiona dla naszej córki- spojrzał na Rose.
-Julia- powiedziała po chwili Rose.- Tak miała na imię moja matka. A moją córkę nazywam Julia Johanna.

Pearl GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz