9.

523 32 1
                                    

Grudzień
Patrząc na dzieci, Rose czuła, że jest jej łatwiej, nie czuła się taka samotna. Od kiedy te trzy pociechy pojawiły się na świecie, widziała Johannę może dwa razy. William był bardziej zapracowany niż kiedykolwiek, a w każdym razie jedynym dzieckiem, które go interesowało, był najstarszy syn. William George Taylor miał przejąć władzę po ojcu.
Rose siedziała na sofie w pokoju dziecięcym. Służące nie odstępowały teraz księżnej na krok, cały czas pomagając z dziećmi. Była im za to niezmiernie wdzięczna i powtarzała to cały czas, ale one za każdym razem odpowiadały, że to ich obowiązek.
Mary, pokojówka z średnim wieku wyjęła zaspaną Julię z kołyski, by zanieść ją do kąpieli. Ponieważ William Jr. został także tam zabrany, Rose została sama w pokoju, z najmłodszym synkiem. Leżał spokojnie w kołysce, nie spał. Dziewczyna siedziała nadal na sofie, jakby chcąc zachować odpowiedni dystans do dziecka. Johnathan chorował. Podczas porodu zabrakło mu tlenu, nie potrafił oddychać. Całe szczęście po paru minutach paniki wśród wszystkich obecnych wówczas w pomieszczeniu, dziecko wyrównało oddech. Jednak chłopczyk był chory. Często zdażały się nagłe problemy z oddychaniem, kaszel, a raczej coś, co kaszel przypominało, bowiem tak małe dziecko nie potrafi samodzielnie odkaszlnąć. Służące siedziały przy nim całymi dniami i nocami.
Do pokoju weszła jedna z młodych pokojówek, by zastąpić inne w obowiązkach.
-Czy czegoś księżnej potrzeba?- zapytała od razu. Rose przeniosła na nią wzrok. Poznała służącą. Bella, którą jeszcze przed swoim ślubem Rose wykorzystała do zaspokajania własnych, głupich potrzeb, patrzyła na księżną wystraszonym wzrokiem. Pewnie pamiętała.
-Nie, dziękuję- odpowiedziała Rose bezuczuciowo. Chociaż nadal nie potrafiła być zimną, bezwzględną księżną, tak jak ją uczono, potrafiła przystosować się do sytuacji. Musiała utrzymywać służącą w przekonaniu, że jest pewna tego, iż jej prośba sprzed roku była słuszna.
Do uszu Rose dobiegł cichy dźwięk. Coś jakby szuranie, zgrzytanie, czy... kaszlenie. Szatynka poderwała się z kanapy i podbiegła do dziecięcej kołyski, odpychając niezbyt delikatnie Bellę, która także chciała podejść co łóżeczka. Mały Johnathan był zupełnie blady i wycieńczony, jednak zawsze tak wyglądał. Rose bała się go dotykać, w obawie, że coś zrobi źle. Teraz jednak przemogła strach i naśladując służące przytuliła do siebie chłopczyka i zaczęła klepać po plecach. Dziecko nadal zanosiło się urywanym kaszlem. Rose czuła jak delikatne jest to stworzonko. W porównaniu do najstarszego syna, Williama, był kruchy jak porcelanowa lalka. Nawet Julia przewyższała go pod względem masy.
-Ćśśśś- szepnęła Rose do małego uszka dziecka.- Wszystko jest dobrze. Spokojnie...
Johnathan przestał kaszleć, jednak oddech nadal był płytki. Bella porwała z łóżeczka kocyk i wcisnęła go księżnej w dłoń, po czym podeszła do drzwi balkonowych i otworzyła je na oścież. Do pokoju wpadł zimny wiatr. Rose owinęła dziecko szczelnie kocykiem i podeszła bliżej okna, tuląc je do siebie. Oddech Johanthana powoli się uspokajał, a płytkie wdechy zamieniły się w cichy płacz. Na twarzyczkę chłopca opadały malutkie płatki śniegu. Księżna szybko wróciła do środka, a służąca zamknęła za nią drzwi.
-Dziękuję- Rose odwróciła się do Belli ze łzami w oczach, po czym znów przeniosła spojrzenie na łkające dziecko. Usiadła na kanapie, nie odrywając wzroku od maleństwa. Kołysała je powoli w ramionach.
-Księżno- odezwała się cicho Bella- dziecko jest chyba głodne. Sprowadzę tu Sophię, żeby...
-Nie, ja sama to zrobię- Rose posłała Belli smutny uśmiech.
Nie karmiła nigdy dziecka. Mogło by się to wydać dziwne, jednak w pałacach było normą, że to służące karmią własną piersią dzieci swoich pań, podczas gdy one same odpoczywają po ciąży i porodzie. Rose uśmiechała się lekko, patrząc, jak mały Johnathan pije. Pogładziła dłonią jego główkę, na której rosły już pierwsze, jasne włoski.

-Rose- w drzwiach stała Johanna. Bella wyszła z pomieszczenia, a blondynka podeszła do księżnej.- Rose, tak mi przykro, że nie przychodziłam...
-Nie musisz się tłumaczyć- powiedziała cicho Rose, nadal patrząc na synka, po czym szepnęła. Jest śliczny.
-Jak ty- odparła Johanna, patrząc na ukochaną, jednak ta nie odwzajemniła spojrzenia.- Myślę, że będzie do ciebie podobny.
-Nie, on powinien być jak Will...- rozczuliła się Rose.
-Will? Od kiedy go tak nazywasz?- zdziwiła się Johanna. Rose spiorunowała ją wzrokiem.
-Johanno, William Taylor jest moim mężem, kocham go. Dobrze wiesz, że ciebie także kocham. I z całym szacunkiem, ale jako książę West Yorkshire jest od ciebie wyższy rangą, dlatego nie powinnaś tak o nim mówić.
-Jak nie powinnam?- obruszyła się Johanna.
-Tak, jak powiedziałaś- Rose posłała jej krótkie stanowcze spojrzenie, ale prawie od razu skierowała je z powrotem na synka. Najedzony zaczął dotykać małymi rączkami jej piersi, zamiast jeść, dlatego bez słowa podała go Johannie, a sama zajęła się naciąganiem sukni na ramiona.
-Rose, stajesz się prawdziwą księżną- powiedziała Johanna z westchnieniem.
-Dobrze wiesz, że tego nie chcę, nie chcę być kimś, kto żyje według wzorca- odparła, odbierając od blondynki dziecko. Podeszła do kołyski i położyła w niej Johnatana, który prawie natychmiast zasnął.
-Obiecaj mi, Rose obiecaj mi, że nie przestaniesz mnie kochać- Johanna wyraziła swoją desperację, zbliżając się do dziewczyny, tak, jak dawno tego nie robiła.
-Zawsze będę cię kochać- powiedziała Rose, patrząc na usta Johanny, które po chwili spoczęły na jej wargach.


Pearl GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz