5.

857 51 1
                                    

   Nadszedł dzień, w którym Rose miała przestać być panną, a zacząć być panią, a nawet księżną West Yorkshire. Stała teraz w małej sali, przed większą, w której miał odbyć się ślub. William bardzo się ze wszystkim śpieszył. Zaledwie 3 tygodnie temu się jej oświadczył. W ciężkiej, białej sukni, z długim welonem na głowie, czekała na kogoś, kto przyjdzie, by powiedzieć jej, że to jej chwila. Wtedy wielkie drzwi się otworzą, a wzrok wszystkich na sali zostanie skierowany właśnie na nią- piękną Rose Mallory, wkrótce Taylor. Właśnie wtedy nastąpił ten moment. Bocznymi drzwiami, do pomieszczenia wszedł służący z dwory Williama, a dziewczyna jedynie skinęła głową, by dać mu do zrozumienia, że wie co ma robić. Służący tylko się skłonił i opuścił pokój równie szybko jak się w nim pojawił. Za ścianą zaczęła grać muzyka. Cała uroczystość miała przebiegać bardzo tradycyjnie, tak, jak każda dziewczynka marzy, by wyglądał jej ślub. Rose stanęła naprzeciw wielkich drzwi, które po chwili zostały otwarte przez dwóch służących. Tak jak szatynka przewidywała, wszyscy na nią patrzyli. Starając się opanować paraliżującą tremę, uniosła głowę do góry, robiąc pierwszy krok. Cały czas gubiła rytm muzyki, idąc za szybko, lub za wolno. Prawie potknęła się o rąbek sukni, ale wreszcie dotarła do narzeczonego, a muzyka ucichła, dając sygnał do rozpoczęcia ceremonii.

***

   -Rose Henriette Taylor- William patrzył rozpromieniony na żonę, gdy powóz, którym właśnie jechali wjeżdżał na dziedziniec pałacowy.- Jesteś najpiękniejszą kobietą na Ziemi. Dobrze wiesz, że nasze małżeństwo, oprócz świadectwa mojej miłości do ciebie, jest także zobowiązujące. Naszym zadaniem jest spłodzenie godnego potomka, który kiedyś przejmie rządy w West Yorkshire.
   -Tak, wiem o tym- Rose starała się nie dać po sobie poznać, jak boi się i denerwuje, bez względu na to, jak bardzo kochała męża. Choć ich małżeństwo zostało zaaranżowane już, gdy Rose miała ctery lata, a zaręczyny były jedynie formalnością, były także świadectwem ich szczerej miłości, które były rzadkością w obecnych czasach. Rose czuła jednak nieodparte pożądanie męskiego ciała, które powodowało, że miała ochotę rzucić się na Williama nawet teraz. Była gotowa znieść ból, który po kilku dniach bez kontaktu cielesnego z kimkolwiek, byłby zbawieniem i błogością. Dlatego teraz, gdy mężczyzna patrzył na nią porozumiewająco, ona przytaknęła.
   -Chcę tego, dziś w nocy- w jej głosie słychać było podekscytowanie.
   -A więc tego dostaniesz...

***

   Młoda para wbiegła do sypialni roześmiana. Tacy młodzi, piękni i beztroscy, nie wiedzieli, do czego chcą się zobowiązać tak szybko. Zdecydowanie zbyt szybko.

   -Będę to robił, długo, mocno i z miłością- szeptał William rozwiązując suknię żony.- Byśmy byli pewni, że jeszcze tej nocy zostanie poczęty nasz syn.
   -Albo córka- odparła równie cicho Rose. Palce Williama na chwilę zatrzymały się, przy ostatnim suple, jakby myśl o córce nigdy nie przemknęła mu przez głowę.
   -Czy to będzie syn, czy córka, wiem, że pragnę tylko ciebie, Rose Taylor- jednym ruchem zrzucił ciężkie ubranie z dziewczyny. Jej szesnastoletnie ciało wydawało się tak delikatne i kruche, bez wymyślnej kreacji. Rose nie miała jeszcze w pełni kobiecych kształtów. Jej piersi były jeszcze dość małe, a biodra niezbyt zaokrąglone. Mimo tego William uważał je za idealne, podobnie jak Johanna. Za to jego, o pięć lat starsze, było silne i idealne. 

   Młody Taylor posadził Rose na łóżku i całując jej kolana i łydki, zdejmował jej buty i pończochy. Dziewczyna sama postanowiła pozbyć się zbędnych ubrań, z górnej partii ciała. William wstał i położył dłonie na jej wąskiej talii. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Nagle mężczyzna podniósł Rose i położył ją delikatnie na łożu, sam kładąc dłonie po bokach jej ramion. 

   -Nie chcę cię zawieść- dziewczyna odwróciła głowę w bok, ale on pogładził ją czule po policzku zaprzeczając. Złożył jeszcze krótki pocałunek na jej wargach, po czym z zaskakującą delikatnością zaczął ją wypełniać. Rose cicho jęknęła. Nie chciała oddać się mu od tak razu, jednak, gdy powoli się w niej zagłębiał ciężko było jej się opanować. Wtedy pojawił się niewyjaśniony strach. Gwałtownie odsunęła się od Williama. Zacisnęła uda, nie pozwalając mu zrobić tego znowu.

   -Dlaczego...-zaczął.
   -Boję się- powiedziała cicho, a łza spłynęła po jej policzku.
  -Nie będzie bolało, obiecuję- uspokajał ją. W głębi duszy pożądał ją. Chciał, by krzyczała w uniesieniu, wyginając się pod jego ciałem. Jednak coś kazało mu się opanować. Nie mógł patrzeć jak ona płacze.
   -Kocham cię- Rose mówiła to ostatnio zdecydowanie za często.
   -Jeżeli nie chcesz, możemy z tym poczekać- położył się obok niej.
   -Chcę, bardzo chcę- ożywiła się nagle.- Po prostu nie wiem czego mam się spodziewać.
   -Zrobię to delikatnie, cofam to co mówiłem, nie będę gwałtowny- zapewniał ją.
   -Dobrze- szepnęła, kładąc małą dłoń na jego policzku. Zacisnęła mocno powieki, czekając, aż William zacznie. Ledwo poczuła go w sobie, chociaż wiedziała, że to już. Robił tak jak powiedział. Poczuła ulgę i pewność siebie.
   -Jestem gotowa na więcej- oznajmiła stanowczo, zaciskając dłonie na prześcieradle. William od razu zrobił co mówiła.
   -Jeszcze więcej- mruknęła z rozkoszą, a mąż zrobił co chciała. Teraz słowa leciały jedno po drugim.
Szybciej
Mocniej
Więcej
Mocniej
Mocniej
Szybciej
   Rose miała nadal w głowie słowa Johanny. Mężczyźni też są potrzebni, gdy chcemy bólu. Teraz ból był jej potrzebny.
   -William... zrób to tak, żeby mnie bolało, najmocniej jak potrafisz!- krzyknęła Rose. Spojrzał na nią niepewnie, ale po chwili naparł na nią z tak wielką siłą, że przeraźliwy pisk dziewczyny wypełnił cały pałac. Wiedziała, że może spędzić tak całą noc.

Stwierdziłam, że w każdym rozdziale od samego początku są sceny erotyczne, więc teraz mogę spokojnie powiedzieć, że to była ostatnia z tego ciągu i na następną trochę musicie poczekać, zboki ;)

Pearl GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz