Zakaz

467 11 1
                                    

Minął 2 tydzień odkąd mnie zgwałcono. Nie zgłosiłam tego nigdzie, wiem, że to źle i, że powinnam to zrobić ale jakoś nie miałam ochoty. Zamieniałam te frustracje na alkohol. W sumie to tak spędziłam całe dwa tygodnie. Na chlaniu, pełzaniu po klubach a później kończenia tego na kacu. Marcin na początku pił ze mną chętnie ale im częściej to robiłam tym odmawiał. Miał już dosyć nawalania się do nieprzytomności a później wstawanie z wymiotami i z bólem głowy. Cały czas mówił mi żebym przestała i dała se już spokój. Ale ja nie słuchałam. W końcu skończyło się to tragedią.

Moje oczy się otworzyły. Dobiegało do nich raźne światło, dopadł mnie również ból głowy lecz nie leżałam w swoim łóżku. Rozejrzałam się dokoła i widziałam szpitalną sale. Po chwili podeszła do mnie pielęgniarka.

-Dzień dobry, jak się pani czuje?-zapytała coś poprawiając.
-Masakrycznie głowa mnie boli. Jakim cudem tu trafiłam-
-Spokojnie niech się Pani nie martwi. Zara przyjdzie do pani Psycholog-odpowiedziała i wyszła.
Zostawiła na mojej szafce nocnej szklankę wody po którą sięgnęłam. Była nawet całkiem dobra gdy miałam już odkładać pustą szklane. Psycholożka weszła do sali.

-Witam Panno Lilianno, jak się czujemy?-znów zadała te same pytanie. Usiadła koło mnie i wyciągnęła zeszyt z długopisem coś zapisując.

-Co się dzieje?-zapytałam. Kobieta spojrzała da mnie wzrok po chwili go spuszczając

-Nie wiem jak zacząć-

-Słucham-odpowiedziałam zamieniając się w słuch.

-Nie wiem czy Pani wie ale była pani w ciąży dwutygodniowej-powiedziała łapiąc mnie za rękę. Widocznie bała się mojej reakcji na tą wiadomość. Lecz spłynęło po mnie tylko kilka łez, które szybko wytarłam.

-Czemu byłam? Już nie jestem?-zapytałam ze załamanym głosem.

-Poroniła Pani. To widocznie przez alkohol jaki pani zażywała podczas ciąży-

-Nie. To moja wina, zabiłam to dziecko-

-To nie jest pańska wina. Nie wiedziała Pani o istnieniu dziecka. Po za tym trudno nazwać to dzieckiem był to tylko zarodek.- powiedziała pocieszając mnie i ocierając moje łzy.

-Ma Pani racje przecież o nim nie wiedziałam.-odparłam.

                            ***

Po 2 dniach w końcu wypuścili mnie ze szpitala. czekałam na Marcina, który miał zara pojawić się przed budynkiem. Czekając rozmyślałam jeszcze dużo o tym co się stało powstrzymując się od płaczu. To miejsce kojarzyło mi się tylko z najgorszym więc musiałam wrócić do domu. Marcin podjechał i zabrał mnie na lotnisko. Czekał tam na mnie samolot który miał zabrać mnie na Cypr.

-Witamy na pokładzie-rzekła Stuart desa pokazująca na wejście do pokoju.
-Dziękuje-odpowiedziałam zamykając się w nim.

Cały lot przesiedziałam na czytaniu o poronieniach i leczeniu załamania psychicznego. Przebrałam się w czarne dresy i koszulkę. Minęły  3 godziny podróży więc na dworze zdarzyło się zrobić ciemno. Było około 19 wieczorem jesienią więc czas się zmienił. Usłyszałam komunikat od Pani po czym wzięłam walizkę i opuściłam pokój. Przed samolotem czekał na mnie Marcin by zawieść mnie do domu.

-Gotowa?-zapytał z uśmieszkiem otwierając drzwi do Mustanga.
-Ja? Zawsze.-odpowiedziałam wsiadając. Gadaliśmy ze sobą jeszcze trochę w podróży opowiedziałam mu o całym zdarzeniu a on mnie wspierał. Wiedział, że to dla mnie trudne.

Bad Romance-Evan Peters 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz