◇man's best friends◇

105 14 72
                                    

Chłopak stał przed oknem, ciemnym i pozbawionym szyby i wahał się. Śnieg osiadał mu na rzęsach i włosach, mokry i ciężki. Wiatr targał jego cienką kurtką, a on, chociaż chłód mu nie dokuczał, kulił się w sobie.

Zmarzł tylko raz przez całe swoje życie i to nawet nie naprawdę, jedynie we własnej głowie, ale od tamtej pory bał się zimna. Bał się je poczuć jeszcze choćby raz, bo kojarzyło mu się nieuchronnie z utratą kontroli, a tego bał się jeszcze bardziej. 

Westchnął ciężko, po czym złapał za framugę i wciągnął się do wnętrza domu. Wykładzina była mokra z powodu opadów. Między oknem a drzwiami świszczał przeciąg. 

Wzdrygnął się. 

Nie chciał tu być. Wolałby się w tym momencie znaleźć dosłownie gdziekolwiek indziej, ale nie mógł stchórzyć. 

Podjął decyzję. Teraz musiał ponieść jej konsekwencje. 

Nacisnął włącznik światła, ale nic się nie zmieniło. Najwyraźniej ulica po ewakuacji miasta została odcięta od prądu. 

Zagwizdał cicho, rozglądając się wkoło. 

-Sumo! - zawołał, ale nie nastąpił żaden ruch, co trochę go zaniepokoiło. Czyżby pies wyskoczył na zewnątrz?

Ruszył powoli przed siebie, z niewyjaśnionego powodu starając się nie narobić hałasu. Ostatecznie przecież w domu nikogo nie było. Prawdopodobnie w domach obok również. 

Zajrzał do łazienki, a kiedy tam nie znalazł tego, czego szukał, skierował się do sypialni, gdzie zasunięte rolety powodowały całkowitą ciemność. Zeskanował otoczenie i wyczuł pod łóżkiem bicie powolne, ciężkie bicie serca. 

Ukląkł na podłodze i pochylił się, zaglądając w czerń. Czerń odwzajemniła spojrzenie i zaskomlała cicho. 

Wyciągnął przed siebie dłoń. 

-No chodź. - poprosił - Chodź do mnie. Przyszedłem pomóc. 

Usłyszał ciężkie westchnięcie, a następnie potężne zwierzę zaczęło wyczołgiwać się ze zdecydowanie za małej dla siebie kryjówki. Zostało samo na dwie doby, może trochę dłużej, więc na pewno było głodne, odwodnione i przestraszone, ale mimo tego zachowywało się przyjaźnie, obwąchując jego palce. 

-Wiem, wiem. - szepnął łagodnie, drapiąc je po karku - Długo mi to zajęło. Wybacz. 

Podniósł się i cmoknął na bernardyna, który powlókł się za nim do kuchni. 

Chłopak wziął z ziemi miskę i odkręcił kran w kuchni, ale nic z niego nie wyleciało. Zaklął cicho, przeszukując szafki, podczas gdy Sumo bez większego entuzjazmu zlizywał świeży, biały puch z podłogi przy wybitym oknie. 

-Mądry pies. - pochwalił go, odnajdując wreszcie jedną butelkę niegazowanej wody w nieopisanym bałaganie, jaki zastał w szufladach. Wylał połowę do miski, a kiedy pies wychłeptał łapczywie całość tak samo postąpił z drugą połową. Otworzył również worek z karmą i nasypał parę garści. 

Nie miał czym więcej go napoić. Nie miał też pieniędzy, by cokolwiek kupić, a bardzo, bardzo nie chciał niczego kraść, wziął więc czworonoga na smycz i wyszedł.

Nie spotkał zupełnie nikogo. Zresztą, może tak było lepiej. Nie był pewien, gdzie obecnie może przebywać, a gdzie nie i komu może ufać, szczególnie, że osoby które zdecydowały się pozostać w mieście musiały mieć na to dobry, ale często podejrzany powód, więc wolał przyczaić się i nie ściągać kłopotów. 

30th Biggest Constelation || DBH FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz