PHE ma już roczek!
A rozdział dedykuję z tej okazji @DanutaL i @bulba_zaur w podziękowaniu za towarzystwo ;)
- Jak to: mieszka u ciebie?
Hestia zatrzymała się w pół ruchu, a wysłużony mechanizm orbitreka jęknął na znak protestu.
Zrobił to zresztą jak najbardziej dosłownie, typowo dla sprzętów podrasowanych magią. Poza wydawaniem bardziej lub mniej motywujących dźwięków, ich cechą charakterystyczną było również posiadanie rozmaitych automatycznych trybów, pozwalających uniknąć ręcznej zmiany obciążeń. Najbardziej wygadany był, rzecz jasna, wariant intensywny, nazywany przez pracowników ministerstwa Programem ,,Skurwiel".
- RUSZAJ TO LENIWE DUPSKO! - zagrzmiał właśnie tubalnym basem, na co Jones natychmiast podjęła przerwane ćwiczenia. Nie spuściła jednak z Liny zdziwionego spojrzenia.
Poranek ostatniego dnia listopada witały na siłowni, należącej do wspólnego centrum szkoleniowego Biura Aurorów i Czarodziejskiej Policji. Było tak absurdalnie wcześnie, że poza nimi w obszernej sali znajdował się tylko jeden, skupiony na oddalonym atlasie pracownik Brygady Uderzeniowej. Taka forma spędzania wolnego czasu nie brzmiała dla Dawson jak spełnienie marzeń, przystała jednak na zaproszenie, bo Hestia, poza pracą, żyła już w zasadzie jedynie swoimi treningami. Jeśli zatem ktoś chciał dowiedzieć się, co u niej, ceną był poranny pojedynek ze Skurwielem.
- ŻENUJĄCE - podsumował orbitrek Liny, przełączając się sam na łatwiejszy tryb po rutynowej kontroli jej rozszalałego pulsu. Prychnęłaby z niesmakiem, ale najpierw musiała złapać oddech, bo fakt, rok poza Biurem Aurorów wystarczył, by spadła jej forma.
Dopiero po dłuższej chwili była w stanie odpowiedzieć Hestii cokolwiek.
- No przecież mówię - wydyszała - Black przychodzi do kwatery tuż przed zebraniami, bo mieszka teraz u mnie. Więc o ten aspekt jego życia nie musicie się martwić, nie nocuje w jakichś szemranych melinach.
- Cholera, to całe szczęście - odparła Jones, której oddech był tylko nieznacznie przyspieszony - Jak zapytaliśmy, powiedział, że mamy się nie interesować. Fakt, był tam Dumbledore...
Lina odruchowo zwolniła tempo, a mechanizm orbitreka chrząknął znacząco. Wcześniej jakoś nie pomyślała o potencjalnej reakcji dyrektora Hogwartu na jej mieszkaniowe propozycje. Wszystko to wyszło dość spontanicznie, a później, gdy Syriusz już się wprowadził, musiała znieść cały ten emocjonalny bagaż związany z Armanem. W kolejnych dniach wrócili do zwykłej rutyny, śledztwa, jedzenia z dużą ilością sera oraz filmów pełnych klasycznego mordobicia.
To stało się tak naturalne, że choć mówili czasem o Harrym, Lina jakoś odruchowo odsuwała od siebie myśl o potencjalnie dozwolonych progach poufałości z rodzicami uczniów.
Ocierając pot z czoła podręcznym ręczniczkiem, musiała przyznać sama przed sobą nie tylko kondycyjne niedostatki. Chciała nie myśleć o potencjalnych kłopotach, powodowanych, chociażby, przez Radę Szkoły. Już naraziła im się nieco, dokonując takiego a nie innego wyboru kandydatów na kurs pre-aurorski. Póki co, przed niesnaskami chroniła ją słuszna postać przewodniczącego Caradoca Bulstrode'a, któremu ewidentnie wpadła w oko. Jego własne, stuprocentowo ślizgońskie dzieci nie były, co prawda, zainteresowane zajęciami prowadzącymi przez zdrajczynię krwi, ale to nie przeszkadzało ich ojcu w korespondencyjnych zaproszeniach na małą kawkę.
Coś czuła, że gdyby trafiły do niego jakieś pogłoski na temat niej i Syriusza, szybko przestałby się przymilać. Choć, oczywiście, wszelkie plotki byłyby przecież zupełnie nieuzasadnione.
CZYTASZ
A Perfect Happy Ending [Syriusz Black x OC]
FanfictionPóźne lato 1996 roku. Po wydarzeniach w Departamencie Tajemnic świat czarodziejów musi zmierzyć się z prawdą o powrocie Lorda Voldemorta, do tej pory tuszowaną przez Ministerstwo Magii. Zakon Feniksa, który dzięki interwencji Dumbledore'a zakończył...