Ty dupku!

75 17 3
                                    

— Ty dupku! — Krzyknął Jimin, który nie do końca przemyślił to, co właśnie wyszło z jego ust. On naprawdę nie mógł w to uwierzyć. Miłość jego życia właśnie klęczała przed nim na jednym kolanie, z ekskluzywnie wyglądającym pudełeczkiem oraz jeszcze piękniejszym pierścionkiem w środku. Różowe złoto, dokładnie takie, jakie kochał Jimin.

Jednak nie to było najważniejsze. Mógłby dostać pierścionek z automatu za dolara, a i tak byłby najszczęśliwszy. Jego Tae, mimo tego jak aktualnie wygląda, chce spędzić z nim resztę swojego życia.

Szczerze mówiąc, Jimin nigdy nie zastanawiał się nad tym, kiedy i czy w ogóle taki moment nadejdzie. Nie miał parcia na to, że po kilku latach musi mieć coś na palcu. Jasne jest to przesympatyczny dodatek do ich relacji, natomiast to w dalszym ciągu tylko dodatek. Bez błyskotki na palcu nie wątpił w to, że Taehyung go kocha. Jego czyny pokazywały to najlepiej.

— Co? — Wymamrotał brunet, któremu z sekundy na sekundę uśmiech bladł coraz bardziej. A może on wcale nie chce ich przyjąć? Może nie podoba mu się mały diamencik w pudełeczku? Może ma mu za złe, to co wydarzyło się na lodowisku te kilka tygodni temu? Przez głowę Kima przetaczało się sto myśli na sekundę, kiedy widział tę drobną twarzyczkę i zmarszczone brwi. Dodatkowo słowo dupek wcale nie poprawiało sytuacji. Wcale.

— Czy ciebie porąbało? Oczywiście ze za ciebie wyjdę! Myślałem, że zaciągnąłeś mnie tu, żeby ze mną zerwać, a później zostawić mnie tu i wrócić samemu! — Krzyknął na jednym wydechu spocony z wrażenia blondynek, który naprawdę wyobrażał sobie właśnie ten scenariusz.

— Kochanie, czy ty przypadkiem czegoś nie piłeś, kiedy ja spałem w samolocie? Skąd ty to w ogóle wziąłeś, hm? — to, że nie wiedział co powiedzieć, było małym niedopowiedzeniem.

Wyobrażał sobie milion różnych scenariuszy, jak miały przebiegać ich zaręczyny. Jednak na to, jak faktycznie one przebiegły, nie wpadłby nawet w snach. Nie wiedział, czy to odpowiedni moment na to, żeby się roześmiać, czy jednak rozpłakać z emocji, które w tak krótkim czasie zdążyły się w nim zgromadzić.

Przecież jak mógłby zostawić tego uroczego człowieczka? No bo jak?

— Małego drineczka albo i może kilka, ale to nie jest teraz najważniejsze, Boże jedyny, czy ty mi się właśnie oświadczyłeś? — Jimin dopytał, w międzyczasie szczypiąc swoją dłoń, bo on naprawdę, ale to naprawdę w to nie wierzył. Nie powinien tego ze sobą łączyć, jednak fakt, że jego mężczyzna nadal go chce mimo paskudnej rany na poliku, sprawił, że jego ocena znowu poszybowała do góry. Oczywiste było to, że po wypadku w zasadzie nie istniała.

— Tak, słoneczko. A teraz proszę, żebyś przestał się szczypać, bo zaczęła lecieć ci krew — dodał, łapiąc szybko za dłoń starszego. Starł malutką plamkę swoim palcem, a następnie wsunął subtelny, ale przy tym nieskazitelnie piękny pierścionek na tę drobną łapkę. — Kocham cię nad życie. — Uśmiechnął się szeroko, a następnie wstał, by przytulić swojego przyszłego męża.

On naprawdę go kochał. Jak wariat, o ile jest to odpowiednie słowo. Nieważne, że są ze sobą już tyle lat. Mimo tego prawie każdego poranka, kiedy budził się pierwszy, zastanawiał się jak to możliwe, że ktoś tak piękny, bezinteresowny i po prostu dobry jest jego. Był szczęściarzem i to bez dwóch zdań.

                                    ****

— Mamo, daj już spokój — poprosił cicho kobietę, która uporczywie próbowała naładować mu jakiegoś nieznanego pochodzenia substancje na polik.

— Jiminie, twój dziadek też ich używał, jak się gdzieś skaleczył, a wiesz, że to było bardzo dawno temu. To zatem znaczy, że one działają! — Powiedziała rozemocjonowana pani Park, w dalszym ciągu walcząc ze swoim dzieckiem, które robiło, co mogło, żeby tylko przestała. To strasznie śmierdziało i Jimin wiedział, że jeszcze chwila, a po prostu zwymiotuje.

— Co tu tak śmierdzi? — Jak na potwierdzenie jego słów oboje usłyszeli głos, od wczoraj już narzeczonego Parka, który właśnie wrócił ze sklepu. Na dzisiaj zaplanowali sobie gotowanie, dlatego też potrzebowali wielu składników, których nie było, bo na ogół to, co będą gotować, ustalali w ostatniej chwili. Lubili to robić. Cieszyli się, że wszyscy razem spędzają czas w domu rodzinnym Kimów. Mężczyźni natomiast cieszyli się, że ich rodziny mają tak wspaniały kontakt. W zasadzie dopiero niedawno dowiedzieli się, że ich ojcowie jeżdżą razem na ryby, a matki plotkują, kiedy tylko nadarzy się okazja.

— Ja — jęknął starszy, nadal nie mogąc uciec spod małych i zwinnych rąk swojej mamy. — Błagam, pomóż mi TaeTae, ona chce mnie tym udusić — wycharczał. — Ja wiem, że ja byłem złym dzieckiem i nie zawsze cię słuchałem, ale nie znęcaj się za to nade mną. Przepraszam!

Pani Park zachichotała na słowa swojego syna i posłusznie odłożyła śmierdzącą maść na blat, starannie zakrywając jej wieczko. To faktycznie śmierdziało, no ale co na to poradzić?

— No fakt. Śpisz dzisiaj na kanapie, słodziaku. Inaczej obawiam się, że zakrztuszę się resztką kolacji, która będzie próbowała się ze mnie wydostać, jak będę to wąchał w nocy. — Dodał całkiem poważnie Taehyung, dzięki czemu zaraz po tym mógł ujrzeć króciutki środkowy palec swojego przyszłego męża, wystawiony w jego stronę. — Też cię kocham — uśmiechnął się delikatnie i posłał mu w powietrzu szybkiego całusa. No przecież nawet jakby śmierdział jeszcze bardziej i tak by z nim spał. W końcu jego obowiązkiem jest zapewnienie tej malutkiej istotce ciepłych i bezpiecznych ramion, w których to starszy będzie mógł się odprężyć po długim dniu. Dodatkowo on sam nie mógłby bez tego usnąć. Obie strony czerpały korzyści, co jak najbardziej im odpowiadało.

Przecież w miłości o to chodzi.

_________________________________________________

Krótko zwięźle i na temat?
Hej i przepraszam!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 06, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Heart ice ★ Vmin Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz