Spomiędzy zielonych liści wygląda oko sroki

68 16 39
                                    

Na boisku szkolnym – nierówno przystrzyżonej polanie rozciągniętej za wschodnim budynkiem szkoły – rozpoczynał się mecz rugby

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Na boisku szkolnym – nierówno przystrzyżonej polanie rozciągniętej za wschodnim budynkiem szkoły – rozpoczynał się mecz rugby.

Biegłam co tchu; dwunastoletnia dziewczynka w długiej aż po kolana spódnicy furkoczącej wraz z wiatrem i pędem nóg. Do piersi, niby najdroższy skarb, przyciskałam szkicownik, lakierki o świecących sprzączkach porzuciłam gdzieś w pobliżu topoli przyczajonej na pagórku, więc stopy miałam bose, nie licząc grubych rajtuz.

Tato nie byłby zadowolony. W jego szarym świecie dziewczęta nie powinny biegać, skakać ani robić czegokolwiek, co łączyło się z wysiłkiem.

„Dziewczynki są jak porcelanowe lalki" – mówił. „Wystarczy jeden upadek, a rozpadną się na kawałki".

Głupi tato. W moim świecie, tym kolorowym, dziewczynki mogły biegać, chodzić boso, wspinać się po drzewach, łapać szczury, rozpruwać im brzuszki i rzucać wnętrzności czarnym ptakom. I nikogo to nie dziwiło.

Podczas biegu potknęłam się i upadłam, jednak słodki dźwięk gwizdka i to dziwne uczucie w okolicach podbrzusza, które wzbierało we mnie za każdym razem, gdy pomyślałam o słodkim Felixie, dodało mi sił i skrzydeł. Podkasałam poły ciężkiej spódnicy i pomknęłam dalej, do dziko rosnących drzew na pograniczu lasku, przy którym usytuowano boisko dla chłopców z sąsiedniego budynku.

To takie niemądre. Ludzie i ich banalne postrzeganie barw. Zasady, którymi chcą ukształtować swoje nudne światy, wyssane z palca, prostolinijne i blade.

Nienawidziłam tych reguł. Reguł każących dziewczynkom nosić niewygodne spódnice, a chłopcom krawaty, rozdzielających ludzi ze względu na coś takiego jak płeć.

Irytowało mnie w takim samym stopniu jak zakazy, którymi tato usiłował spętać moją wyobraźnię i myśli. Gdybym nie znalazła leśnej, ukrytej wśród krzewów dróżki wydeptanej przez drobniejszą zwierzynę, zapewne by mu się to udało. Tato nie lubił, gdy patrzyłam na starszych chłopców. Uważał, że to nie przystoi takiej panience jak ja.

Biedy niemądry tato. Chciał spętać mnie, a nie wiedział, że to on jest związany.

Kiedy dotarłam do linii lasku, przemykając niepostrzeżenie leśną dróżką, znalazłam sobie jedno z niższych, krępych drzew o wygiętych szaleńczo, grubych gałęziach i wdrapałam na nie, trzymając szkicownik w zębach. Usłyszałam rwanie materiału, poczułam gałązkę zahaczającą o materiał białej, falbaniastej koszuli.

Tato będzie się gniewał, ale tylko przez chwilę. Po jednym dniu mu przejdzie i zapewne kupi mi kolejną, nudną lalkę o ceramicznej twarzy i złotych lokach.

A Matthew ucałuje mnie w czoło i przeczyta bajkę na dobranoc.

„Och, Amy, ty dzikusko!" – powie i będzie się śmiał.

Niekoniecznie chciałam teraz o tym rozmyślać – moje myśli zajęło coś innego. Coś, co sprawiło, że to dziwaczne, tlące się we mnie uczucie nagle wezbrało na sile. Zacisnęłam wargi i usiadłam okrakiem na gałęzi.

Otulona kocem liści rozejrzałam się po boisku.

Gwizdek.

Nie znałam się na tej grze, choć starałam się zrozumieć o co w niej chodzi. Już pojęłam, że głównym celem jest przeniesienie piłki na teren przeciwnika i przyłożenie jej do ziemi.

Strasznie dziwna była ta gra w rugby, ale skoro Felix ją lubił, to i ja lubiłam.

Felix...

Był tam. Biegł, jego ciemne włosy zaczynały przybierać formę mokrych strączków, którymi zarzucał na prawo i lewo, rozglądając się za piłką.

Ale nie to było najważniejsze. Bo najważniejsza była jego dumna twarz. Żadna lalka z mojego pokoju nie równała się z nim urodą. Nawet Matthew cieszący się sławą wśród dziewcząt ze starszych klas nie mógł z nim konkurować. Bo Felix był zbyt piękny. Wysoki, żylasty i barczysty. Nawet spocony potrafił mnie urzec.

Żałowałam, że nie mogę podejść bliżej, że muszę oglądać go niby sroka przyczajona na świecidełko. A przecież tak bardzo chciałam spojrzeć mu w oczy, chciałam poczuć jego zapach, dotknąć silnego ciała.

Załkałam. Był tak blisko, a ja nie mogłam podejść! Pomajtałam ze złości nogami, uderzyłam pięścią w chropowatą korę.

Felix... Dostanę cię. Dostanę cię kiedyś, na pewno. I będziemy razem, szczęśliwi.

Obserwowałam ukochanego z ukrycia, choć on nawet nie wiedział o moim istnieniu. I czekałam cierpliwie. Czekałam do końca meczu, do momentu, kiedy chłopcy zaczęli schodzić z boiska i kierować się w stronę przybudówki służącej za przebieralnię.

Wyrwałam ze szkicownika rysunek z motylkiem.

Będę go śledzić, postanowiłam. A kiedy nie będzie widział, włożę mu do tornistra prezent.

I wezmę jakiś prezent dla siebie.



Link: https://i.pinimg.com/564x/ed/5d/2c/ed5d2c1ad8d3ee05e6acede75710f825.jpg


Wilk w owczej skórzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz