Laleczka z saskiej porcelany

40 7 9
                                    


                Po śmierci mojej matki tatko dokładał wszelkich starań, by niczego nie zabrakło mi i braciszkowi Matthew

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Po śmierci mojej matki tatko dokładał wszelkich starań, by niczego nie zabrakło mi i braciszkowi Matthew. Drogie ubrania i wytworne obiady były jedynie skromną częścią ofiarowanych nam przez niego dóbr. Czasem zastanawiałam się, kogo tak naprawdę starał się tym udobruchać. Nas, czy siebie samego, wypełniając powstałą w sercu pustkę rosnącym w najlepsze ego. I bez uroczystych okazji życzył sobie, bym nosiła najpiękniejsze stroje z najlepszych materiałów. Bym szkoliła się pod okiem najskuteczniejszych mentorów i bym używała przedmiotów jedynie najwyższej jakości. Te ciągłe starania, metody spełniania każdego kaprysu zaczynały z wolna obierać niewłaściwy kierunek i zamiast sytuację polepszać, jedynie ją pogarszały.

A zgniłą wisienką na tym obrzydliwym w smaku torcie były jego zaręczyny z panią Brunhilde.

A przynajmniej tak z początku sądziłam, bo kiedy w końcu stanęłam ubrana przed lustrem, miałam ochotę rzucić się jej na szyję ze szczęścia i wdzięczności.

Zgodnie z zamówieniem złożonym przez moją przyszłą macochę, krawcowa przysłała do naszego domu strój wyjęty żywcem z baśni. W lustrze widziałam bowiem nie dziewczynkę, córkę dyrektora elitarnej szkoły, lecz księżniczkę – lalkę z porcelany o świetlistych marchwiowo-miedzianych lokach. Nosiła ona kremowo-białą koszulę o bufiastych rękawach z falbaniastym wykończeniem, której kryzowaty kołnierz zdobiła duża kokarda w barwie ciemnego szmaragdu, i tego samego koloru, długą po łydki, kloszowatą spódnicę podbitą tiulem oraz osadzoną na prostym stelażu.

– Pięknie wyglądasz – stwierdziła Brunhilde i uśmiechnęła się do mnie w lustrze.

Zerknęłam na nią, a ona bez skrępowania odwzajemniła spojrzenie. Poprawiła mi parę loków, które w jej mniemaniu powinny znaleźć się chyba gdzie indziej, choć różnica była znikoma.

– Chłopcy nie będą mogli oderwać wzroku, zobaczysz.

Nie zareagowałam na te słowa. Nie obchodzili mnie „chłopcy" – obchodził mnie tylko Felix.

– Ale zanim to się stanie, musimy zejść na dół – skwitowała po chwili, odchrząkując w swój subtelny sposób. – Chodźmy, Amy. Nie dajmy gościom dłużej czekać.

Potulnie skinęłam głową i dałam się jej poprowadzić, notując sobie w myśli, żeby podczas jakiejś niekomfortowej sytuacji wybronić się właśnie tym gestem.

Felix'owi na pewno by coś takiego zaimponowało.




Link: https://i.pinimg.com/564x/d8/1c/c3/d81cc3d56affeccc5b647e0c004501f5.jpg

Wilk w owczej skórzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz