- Co tu robisz? - zmarszczyłam brwi.
- Lepiej powiedz, co Ty zamierzałaś zrobić z tym metalowym prętem. - opuścił broń podchodząc do mnie wolnym krokiem.
Spojrzałam na dłoń, w której mieścił się przedmiot i natychmiast rzuciłam go w kąt.
- Co się stało? - podszedł i uniósł mój nadgarstek. - Krwawisz. - stwierdził dokładnie go lustrując.
- To nic... - mruknęłam chowając dłoń.
- Nie udawaj twardziela. - przewrócił oczami. - Chodź, trzeba to opatrzyć. - chwycił drugą dłoń i wyszliśmy z zaułku.
Fakt, bolało cholernie. Krew spływała po palcach, a ja czułam jej metaliczny zapach. Mało przyjemne, ale do zniesienia.
- Dokąd mnie prowadzisz? - zapytałam.
- Do mnie, muszę Cię opatrzyć. - mruknął.
Nie miałam siły nawet się sprzeciwiać. Nie ufałam mu, ale moje ciało w tym momencie nie chciało ze mną współpracować. Znacie to uczucie? To było tak, jakby ktoś mną sterował, a ja nie miałam nic do powiedzenia. Wiem, że nie powinnam z nim iść. To nie był dobry pomysł.
Kiedy doszliśmy do domku położonego na obrzeżach miasta, szatyn otworzył drzwi i pozwolił mi wejść pierwszej. Zaczęłam dokładnie lustrować pomieszczenie. Wydawało się być przytulne jak i zarazem stonowane i chłodne. Takie odnosiłam wrażenie.
Byłam słaba, straciłam całkiem sporo krwi, ale starałam się nie stracić przytomności.
- Usiądź. - nakazał, a ja posłusznie usiadłam na kanapie.
Chłopak zostawił mnie na chwilę samą, po czym wrócił z apteczką i pełnym asortymentem chusteczek.
Posłusznie wyciągnęłam dłoń, z której dalej sączyła się krew. Justin delikatnie ją obejrzał i zaczął grzebać w pudełku.
- Masz przecięte mocno ukrwione naczynia. - szepnął i ku moim oczom ukazała się igła.
To akurat wiem. Sama bym o siebie zadbała.
- Zaskakujesz mnie. - mruknął niskim tonem. - Zbywasz mnie, udajesz niedostępną, jesteś gotowa zabić, nie boisz się nawet igły i udajesz jakby nic się nie wydarzyło. - uniósł brwi.
- Wielu rzeczy się nie boję. - szepnęłam obserwując jego poczynania.
Poczułam delikatne ukłucie w okolicy nadgarstka, na co się skrzywiłam. Robił to dokładnie. Stu procentowe skupienie i idealna precyzja. Mam do czynienia z zawodowym lekarzem? Tylko czy normalny człowiek po ukończeniu medycyny nosi ze sobą broń? Nie do końca.
- Wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - przerwałam. - Co tam robiłeś? Dlaczego do niego strzeliłeś? - spojrzałam na niego.
Brązowooki przerwał i utkwił wzrok we mnie.
- Przechodziłem tędy... Usłyszałem Cię. Próbował Cię zabić, miałem mu na to pozwolić? - zadrwił.
To brzmi miało wiarygodnie, ale jeżeli coś przede mną ukrywa, musi mieć ku temu powód. Odpuszczę.
- Skąd miałeś broń? - spojrzałam na niego, gdy ten zacisnął usta w wąską linię nie odpowiadając.
Okej, rozumiem.
- Skończyłem. - szepnął odsuwając się.
Spojrzałam na rękę, która była zabandażowana.
- Dziękuję. - szepnęłam.
To słowo rzadko wypływało z moich ust. Nawet dziwnie się czułam je wypowiadając. Dawno nie odczuwałam w sobie jakichkolwiek emocji. Nie potrzebowałam ich. Były odstawione na drugi plan i kiedyś miały dać o sobie znać. Chyba uznały, że nadszedł właściwy czas.
CZYTASZ
Art Of Killing
FanfictionNazywam się Ally. Ally Scofield. Pochodzę z małego miasteczka położonego niedaleko Londynu. Mam 19 lat i w porównaniu do moich rówieśników, nie jestem zwykłą dziewczyną. W tym okresie powinnam martwić się, co założyć na imprezę albo, żeby nie wpaść...