Rozdział 9

113 10 0
                                    

Pamiętam jak będąc małą dziewczynką, każdego ranka wstawałam uśmiechnięta i gotowa stawiać czoła nowym przeciwnościom. To było moje jedyne zmartwienie. Każde słowo otuchy od mamy sprawiało, że czułam się jakbym mogła przenieść góry. Dla mnie nie było rzeczy niemożliwych.

A tymczasem...

- Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś? - krzyknęłam wstając z łóżka.

- Daj mi wytłumaczyć. - zrobił krok w moją stronę unosząc ręce w geście obronnym.

Fakt, że moi rodzice zostali zamordowani nie zrobił na mnie dużego wrażenia. Gorszą prawdą było to, kto dopuścił się tej zbrodni.

- Kpisz sobie chyba! - prychnęłam.

- Ja? - zaśmiał się gorzko. - Wszystko o swoim życiu Ci powiedziałem, dosłownie wszystko. Nawet najczarniejsze scenariusze licząc na to, że Ty również się otworzysz. - spojrzał z pogardą. - Doskonale wiedziałem, że nie byłaś ze mną szczera, a tymczasem jesteś w stanie zrobić mi wojnę o to, że Caroline mnie pocałowała?! - wrzasnął tracąc kontrolę.

O czym on mówi do cholery? To chyba jakieś żarty.

- Co Ty pieprzysz? - syknęłam.

- Nawet nie wiesz jak trudno było mi spoglądać w Twoje oczy i słuchać tych wszystkich bzdur, które wymyślałaś na temat swoich rodziców na poczekaniu. - pokręcił głową. - Co było tyle warte, że to zataiłaś? - zapytał uspokajając się.

To chyba koniec. Nie mam już podstaw, aby cokolwiek ukrywać.

- Masz rację. Nie zginęli w wypadku. - pokręciłam głową. - Któregoś wieczoru wychodziłam do przyjaciółki i w drzwiach ujrzałam wysoką, męską posturę człowieka, który czymś mnie uderzył. Kiedy się ocknęłam, leżałam w salonie obok zakrwawionych ciał rodziców. - szlochałam. - Wiesz jakie to uczucie?! Świadomość tego, że Twoi najbliżsi odeszli, a Ty nie masz nikogo i co gorsze, nie możesz nic zrobić, doprowadzała mnie do szaleństwa. - przetarłam twarz dłońmi.

Szatyn uważnie obserwował moje zachowanie nie wypowiadając żadnego słowa. Nie chciał mi przerywać, uznał, że to dobry moment na to, abym wyrzuciła wszystkie żale i złości z siebie.

- Zatem skąd Ty o wszystkim wiedziałeś? - mruknęłam.

Chłopak wziął głęboki wdech i zaczął szczegółowo wszystko tłumaczyć.

- Mój wuj... On wiedział, że szukasz zabójcy, był przekonany, że prędzej czy później go znajdziesz. - powiedział. - Miałem być jego informatorem. Uważnie Ci się przyglądałem, każdego dnia po kilka godzin. - wyjaśnił.

- Wiedziałeś o wszystkim. Dobrze rozumiałeś jak ważne było dla mnie odnalezienie zabójcy. - analizowałam fakty. - Mówiłeś, że pomożesz, spędzałeś ze mną swój czas kłamiąc prosto w oczy. - zaśmiałam się sztucznie. - Jesteś pieprzonym kłamcą. - rzuciłam oschle.

- To nie tak! - sprzeciwił się. - Gdybym był mu teraz posłuszny, już dawno byś u niego była i kto wie, czy jako nowy towar czy trup. - spojrzał na mnie.

- Ohh i może teraz powinnam Ci podziękować? - parsknęłam śmiechem.

- Nie oczekuję wybaczenia, a zrozumienia. - spuścił głowę.

- Powiedz mi, gdzie go znajdę. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

- Co? - zmarszczył brwi. - Ally, to nie jest zwykły gangster, nie poradzisz sobie. Zginiesz! - wyrzucił ręce w powietrze.

- To zginę z honorem, próbując pomścić jedyną rodzinę jaką miałam. - wzruszyłam ramionami.

- Nie mogę tego dla Ciebie zrobić. Nigdy więcej o to nie proś. - pogroził.

Art Of KillingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz