Rozdział 8

25 3 12
                                    

Kiedy domek z kart

W ruinie

To nie zginie

Co w rodzinie

~~~

Turkus raził swoją intensywnością, lecz to nie on wdzierał się na pierwszy plan. Podwinięte rękawy białej sukienki prawie już gryzły się z brunatnoczerwoną mazią na jej pozostałej części. Nieregularnym szlaczkiem, mniej więcej od piersi do nadbrzusza, krew i ziemia odznaczały się trwałym śladem na nieruchomej figurze kochanej przez wszystkich żony i matki.

Ta sama substancja na włosach, okruchy na policzku, twarz bledsza niż zazwyczaj, zastygła w zaskoczeniu. 

Naokoło tylko gęsty las, iglaki ze wszystkich stron, nic szczególnego na czym można by zawiesić oko na dłużej niż kilka sekund. Nic oprócz martwego, powoli tracącego temperaturę ciała.

Nic oprócz truchła Olgi Binsidia.

Teraz przez leśny bezkres roznosił się rozpaczliwy wrzask jej najmłodszej córki. Scena zapewne rozrywająca serce, pełne bólu i smutku dźwięki, które prędko zwabiły resztę familii na miejsce tej niespodziewanej przez nikogo tragedii. Trwali w milczeniu i w dość powściągliwym, jednak mocnym uścisku, z boku wyglądającym, jakby miał doprowadzić do kolejnej śmierci lub kilku śmierci- tym razem przez uduszenie. Taki scenariusz, choć niezwykle makabryczny, zyskałby mnóstwo na uwielbianej przez wszystkich symbolice. Kilka ciał, bliskich, leżących tuż obok, złączonych nawet po tamtej stronie. O ile jakaś tamta strona w ogóle istniała. Ba! Pójdźmy o krok dalej! Cała wiekowa rodzina Binsidia-Vicino. Nie tylko Olga, ale też Palatino, siedmioro ich dzieci oraz Sue, Rougeness oraz Ecruel. Dwanaście pozbawionych życia gór mięsa tuż obok siebie. Ale to zbyt abstrakcyjna, oderwana od rzeczywistości wizja. To nie dzieło fikcji, literatury, nie jakaś durna książka. To prawdziwe unikalne tu i teraz, gdzie Palatino po tej przysłowiowej minucie ciszy, która przeciągnęła się w minut kilkanaście, a może nawet i kilkadziesiąt, chrząknął i odezwał się cicho, lecz niezwykle zdecydowanie:

- Musimy ją pochować.

- Przynieść... Łopatę?- zaproponował nieśmiało Olivius, dość onieśmielony tym, co właśnie powiedział, patrząc to na rodzeństwo, to na ojca. Widoku matki starał się jak najbardziej uniknąć.

- Nie, synu- Palatino poprawił okulary- Przynieś pieniądze. Tyle ile tylko zdołasz pomieścić. Potrzebujemy pogrzebu. W trybie natychmiastowym.     .

Po tych słowach wszyscy rozeszli się do wyznaczonych niemo zadań. Gilda została, wciąż na klęczkach, pragnąc jeszcze jednego, ostatniego kontaktu ze skórą matki. Jednak kiedy wyciągnęła dłoń, Silbana prędko ją zasłonił:

- Nie dotykaj. Odciski palców.

Spojrzała na niego z mokrym śladem w oczach.

- Nie chcesz chyba iść do więzienia, co nie?

Kiwnęła głową przecząco i odsunęła się od ciała. Chwilę później wypłakiwała się w ramionach swoich sióstr, a średni brat Binsidia przeniósł uwagę na siedzącego w ciszy kuzyna z wymalowanym na twarzy załamaniem.

- Nie, to nie twoja wina. Jacy wy jesteście przewrażliwieni.

Laura odwróciła się i wręcz wysyczała w odpowiedzi, przełykając łzy napływające do piekących od emocji ust.

- Czy ty nie zauważyłeś, że nasza mama leży tutaj martwa?!

Parsknął.

- Gratuluję spostrzegawczości, powtórz to kilka razy, a na pewno przyjdzie i da ci buziaka. Nie słyszeliście ojca? Urządzamy pogrzeb. Inaczej jej już nie pomożemy- rozejrzał się, szukając poparcia, jednak ani Sincero, ani Vittoria nie było w zasięgu wzroku.

Echa (RWBY Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz