Rozdział 3

54 5 2
                                    

W istocie

Jesteśmy urządzeniami

A istota nasza

Będzie rządzić nami
~~~
Jaka jest cecha wspólna wszystkich zjawisk zachodzących w naturze, ale także w człowieku lub faunie? Konieczność przystosowania się do nich. Mus przywyknięcia. Obligatoryjność adaptacji. Nieważne w jak piękne słowa ubierzemy. Nieważne gdzie zaszła zmiana, jej wielkość, zalety i wady. Każdego z nas postawią w końcu przed owym faktem. Bo przetrwanie jest wartością kluczową. I nareszcie nadszedł dzień, gdy pojął to cały Remmnant.

Vale. Można powiedzieć, że tu się zaczęło. Echa przeszłości odzywały się w każdej wiosce, w duszy wszystkich mieszkańców. Ckliwość i sentymentalność wdzierały się bez ostrzeżenia w życie codzienne, powodowały łzy, rozgoryczenie, tęsknotę za tym, co było. Najbardziej radosne z królestw, teraz pogrążone w swego rodzaju stanie zawieszenia, niepewne, w którą stronę się udać, wyglądało jak małe dziecko, zagubione we mgle. Owszem, mowy będące miodem na uszy dla wielu, ostatecznie przekonały o nowym kierunku. Jednak nic nie budziło zaskoczenia, upadek Beaconu i inne sprawy z tym związane prowokowały zwątpienie. A świat, nieważne jakim kosztem: nigdy, przenigdy nie mógł zwątpić.


Obywatelu i Obywatelko Każdego Królestwa i Miasta!

Kierujemy tę krótką wiadomość, widząc Twe troski i szczęśliwie, mogąc całkiem pewnie wyjść im naprzeciw. Wspólnymi siłami dążymy do lepszego jutra, którego skutki możesz zauważyć nawet teraz. Nie musisz się bać. Zmiana przyniosła korzyść każdemu z nas, to nasz wypracowany sukces. Chcemy raz jeszcze zapewnić sobie wsparcie, pokazać postęp i zacieśnić więzi wspólnoty. Jednak zdajemy sobie sprawę, że słowa nie mają zbyt dużego znaczenia.

Niezależnie od płci, rasy czy majątku- przekonaj się o tym na własne oczy! W najbliższą sobotę, na terenie dawnej Akademii Beacon, od zmierzchu do świtu. Liczymy na Twą obecność.

~ Remmnancka Rada Wspólnoty

~~~

- Czyli czego konkretnie chcą, mamo? I swoją drogą, kim jest ta rada?- treść porannego listu nadal pozostawiała za wiele niewiadomych dla czytającej go nastolatki.

Tukanka jeszcze raz spojrzała na wiadomość.

- Trudno stwierdzić. Najpewniej wciąż istnieje spora część, która nie widzi pozytywów w obecnej sytuacji. Rada to raczej kolejne ciało powstałe po to, by to zmienić. Nie przejmuj się, Amore- pocałowała córkę w czoło. Potraktuj to jak przyjęcie.

- Przyjęcie dokładnie w punkcie zapalnym wielkiej wojny- westchnęła- To rozsądne?

- To polityka, ptaszynko - odpowiedziała trochę niepewnie, bo nigdy nie miała do niej głowy- Ale nic złego nie powinno się za tym kryć. Tylko urocze, wspominkowe spotkanie, dokładnie jak napisali.


- Problem w tym, że tego właśnie nie napisali.

- Ach! Ale...- Lilith De Krumme nie lubiła takich sytuacji. Trudno jej było to przyznać, jednak Amore niemal w całości wdała się w ojca. Schematyczna, prosta i metodyczna: jej całkowite przeciwieństwo. Świadomość, że nie można dojść do porozumienia z własnym dzieckiem i bynajmniej nie jest to spowodowane okresem dojrzewania, była czasem naprawdę dołująca.


- W porządku, mamo. Przecież będziemy tam wszyscy. Tak?- spojrzała na siedzącego obok mężczyznę, próbując wyczytać błysk potwierdzenia w jego oczach. W istocie, pojawił się on dość szybko, więc dodała, wyraźnie spokojniejsza- Dużo ludzi. Wielu faunów. Zaproszenia. Faktycznie jak na przyjęciu.

Wyjrzała przez okno. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Sobota, od zmierzchu do świtu. To już dziś. Niecodzienne, że wieści dotarły tak późno. Sprawdziła jeszcze raz pieczęcie i podpisy na kopercie. Wyglądały autentycznie, lecz nie zdradzały żadnych nazwisk, jedynie instytucje oraz kolejne poważnie brzmiące nazwy. Sama nie rozumiała, dlaczego miała jakiekolwiek wątpliwości, panował pokój. W Vale, Nowym Atlasie, Mantle, Mistralu i Vacuo. Celem spotkania miało być zapewne przypomnienie o tym fakcie. By każdy mógł na spokojnie zamknąć ten rozdział i żyć dalej, bez ciągłego zerkania w przeszłość. Szlachetnie.

- Chodźmy, rodzinko!- zawołał ni to poważnym, ni zabawnym tonem ojciec dziewczyny- Musimy się przyszykować! Oczekuje nas cały Remmnant albo przynajmniej ci, których obejdzie ta cała zbieranina!

Amore zaśmiała się pod nosem z tego komentarza. Może rzeczywiście nie powinna się przejmować aż tak bardzo.

~~~
Prowizoryczny kompleks powstały na terenach dawnej placówki szkolącej łowców i łowczynie, w istocie nawet nie zasługiwał  na to miano. W rzeczywistości był czymś w rodzaju dobrze oświetlonej auli, z dziedzińcem, mównicami i niewielką areną, zupełnie jakby podczas budowy zdecydowano się na połączenie wszystkich dostępnych obiektów, które "mogłyby się przydać". Dziwnie zaaranżowany budynek, ławki wyglądające na wstawione w pośpiechu, niepasujące do niczego proporczyki i szyldy raczej nie zachęcały do wejścia, jednak zgodnie z przewidywaniami tajemniczej Remmnanckiej Rady Wspólnoty, zgromadziły dostateczną liczbę gości. Można było rozpocząć przedstawienie.

Wydarzenie przyciągnęło mieszkańców różnych środowisk ze wszystkich królestw, po raz kolejny prognoza się sprawdziła. Oficjalne czynności jeszcze się nie zaczęły, na tamten moment przypominało to zjazd absolwentów i spotkanie rodzinne w jednym. Wszędobylskie uściski, piątki, ale też śmiechy oraz szepty, gwar wytworzony przez tłum sprawił, że miejsce niecodzienne, trochę oderwane od rzeczywistości; tętniło życiem, jak gdyby wszyscy na raz wrócili do domu. Tuż za pewną Mistralką oraz jej matką stanął mężczyzna, zasłaniając oczy tej starszej:

- Zgadnij kto?- spytał z szelmowskim uśmiechem i dumą w głosie.

- Co za dziecinada, Evangeline...- odwróciła się w jego kierunku, kiwając głową z udawanym niedowierzaniem- Miło cię widzieć.

- Was też, moje drogie - przytulił młodszą z nich- No? To jak się teraz nazywasz, Sandy? Ciekawość aż mnie zżera.

Quassandra Rowisp przewróciła oczami.

- Bardzo śmieszne. Dokładnie tak, jak zapamiętałeś. Nie jestem głupia, nie zrezygnuję z nazwiska z powodu jakiegoś niedorzecznego konwenansu.

- A ma już trzeciego męża, tatku- dodała Arlette konspiracyjnym szeptem i lekko zachichotała- Może po prostu za tobą tęskni.

Już miał odpowiedzieć, kiedy przeszkodziła mu przechodząca obok kobieta w pasiastej marynarce, która obdarzyła go dość wymownym spojrzeniem:

Echa (RWBY Fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz