Rozdział 10

4 0 0
                                    

Florian nigdy nie przyzwyczaił się do widoku Arcy-Pielęgnatora. Korzenie i powygianane gałęzie pokrywały jego skórę wystającą z jego długiej togi prawie w całości. Cena za używanie magii roślinej była bardzo wysoka.

-Rychło w czas-zachrupotał Arcy-Pielęgantor. -Wydaje się wam że możemy sobie pozwolić na opóźnienia?

Złorzeczył przez cały czas kiedy próbowano oporządzić dwa wozy i wyładować z nich potrzebne rzeczy. Wszystkim wydawała się odpowiadać ta opcja bo nikt poza Namiestnikiem nie ważył się spojrzeć na tą ofiarę tajemnych sztuk. Po wyrzuceniu z siebie większej ilości przekleństw niż handlarz mleczami (Nie wytrzymał kiedy usłyszał jak Brig próbuje wytłumaczyć Kordianowi pojęcie asthetic i czemu okolica je spełnia) , Pielęgnator poprowadził ich do wieży. Szli zaledwie kilka metrów , ale im bliżej byli celu tym teren stawał się dziwniejszy. Widzieli szkarłatną trawę i ptaki latające do góry nogami, blisko ziemi. Brygida dostała nawet trwającego kilka sekund okropnego skurczu ciała po zobaczeniu motyla, który przyszedł tak szybko jak zniknął. W końcu jednak stanęli przed bramą jednej z dwóch wieży. Ostatniej rzeczy między bezpiecznym światem a drugą sadzonką.

Oba skrzydła bramy były pokryte rycinami przedstawiającymi spustoszenie jakie siała pierwsza Sadzonka. Wydawało się że te gargantuiczne wrota sięgają nieba.

Pielęgantor dotknął dziwnie wyżłobionego kamienia w ścianie i wypuścił z ręki kilka korzonków. Po chwili rozległ się dźwięk szurania i zgrzytania starego mechanizmu.

Gdy opadł kurz ruszli przed siebie
Wielki tunel przed nimi wydawał się ciągnąć przez kilkaset metrów jednak przeszli go w co zdawało się paroma sekundami.

Dalej stanęli na łące , która była normalna w każdym calu poza tym ,że wszystko było na niej szkarłatne od źdbła trawy do największego drzewa. Mimo niepokojącej atmosfery powietrze było przyjemnie wiosenne , ale pielęgantor polecił im ,, nie wdychać zbyt głęboko''. Jednak nie chciał wyjaśnić czemu. Musieli tam też zostawić swoje wozy.

Mijając kolejne labirynty z krzewów , wodorostów , kamieni lub czystej magii , które mogli ominąć tylko przy pomocy zdziwaczałego przewodnika, byli na miejscu.

Wieża z zewnątrz była niepozorna. Dla Brig wydawała się nawet niższa od tych widzianych na murach fortu. Do tego kołysała się lekko na prawo i lewo jak szuwary przy jeziorze.

,,Witamy w naszych skromnych progach'' burknął sarkastycznie pielęgantor. Chwilę później korzenie wyskoczyły z ziemi wciągając w nie gospodarza.
,, No nie znowu'' jęknął Florian.

-Myślałem że tutaj nie byłeś?- zapytał Kordian.

-Bo nie byłem. Po prostu znowu coś nas opóźnia. -wyjaśnił szybko.

Kordian spojrzał się na niego dziwnie , ale po chwili wzruszył ramionami i ruszył pierwszy do paszczy jaką przypomniały drzwi frotowe wiecznie niestabilnej wieży.


*
Florian po raz kolejny uderzył w pobliską ścianę gdy zorientował się , że trafili na następny ślepy zaułek.

Wydawało się jakby chodzili tymi ciasnymi korytarzami całe lata ,a mimo tego stawały się coraz mniej rozpoznawalne. Każda cegła wydawała się pulsować, żadna nie była utrzymywana przez tak abstrakcyjne koncepty jak cement czy grawitacja.

-Powiedziałbym że kręcimy się w kółko ,ale bylibyśmy wtedy w dużo lepszej sytuacji niż teraz-odezwał się Kordian. Czy ty w ogóle wiesz jak stąd wyjść?

-Wyjście z labiryntu wymaga skupienia się , a dopóki mi przeszkadzasz to nie wymyślę jak stąd uciec-skontrował Florian.

Krodian już otwierał usta ,ale poprzestał na głośnym mruknięciu i kompulsywnym poprawianiem hełmu na głowie. Tymczasem namiestnik patrzył na zimne cegły przed sobą i próbował zdecydować gdzie pójść dalej. Jednak wydawało mu się jakby te same cegły się z niego śmiały. Owalne korytarza zmieniały się nagle w kształt trapezu. A cegły na ułamek sekundy stawały się chmarą brzęczących pszczół lub spływały żywicą.Skazując go na ciągłe nudności i senność. Zasnąłby na przyjemnie chłodnej posadzce gdyby nie Kordian ,który trochę zbyt entuzjastycznie go szturchał kiedy Czterolistny próbował się położyć.

Spędzili tak jeszcze 4 godziny. Nie gubiąc po drodze nic poza własną wiarą w prawa przyrody. Nagle jednak przez jedną ze szczelin obecnie przyjmujacej strukturę kory drzewa cegły. Wyjrzała istota , która zmroziła krew w żyłach Floriana.
To była zwykła gąsienica , więc nie przyciągnęła większej uwagi reszty jednak stworzonko miało jedną kluczową cechę. Było pokryte niebieskim pyłem. Gdy już przycisnęła całe swoje ciało do środka, wdrapała się po opartej martwo o ściane Brgidy prosto na jej palec wydzielając z siebie chmurę błękitnego pyłu ,który natchymiast osiadał na wszystkim i wszystkich obecnych. Wtedy pękła pierwsza ściana i zaraz potem następna. Cały labirynt zapadła się jakby pod własnym ciężarem. Razem z uszkodzeniem zaklętych symboli iluzja też uległa uszkodzeniu.

-Widzę wyjście!- krzyknęła Brig.

-Mamy iść za gąsienicą?- sprzeciwił się brodacz.

-Wolisz spędzić jeszcze jedną godzinę z namiestnikiem?- zapytał Kordian.

Brodacz rzucił się pierwszy prawie przewracając Brig. Za jego przykładem poszła reszta. Ostatni był Florian który przez cały czas mamrotał coś szacunku dla autorytetu.

Na zewnątrz okazało się że są w jakimś pomieszczeniu z mnóstwem zapieczętowanych zwojów z liści. Na środku pomieszczenia było coś jeszcze, na wpół zwęglone ciało pielęgnatora.











To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 02, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Martwa SadzonkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz