Sherlock nienawidził swoich urodzin. Nienawidził również niespodzianek, ale je na szczęście łatwo było powstrzymać dedukcją. Wystarczyła chwila i niespodzianka już nie była niespodzianką.
Dziś miał urodziny. Planował cały dzień spędzić jak zwykle. Jednak Microft z jakiegoś powodu kazał mu się ubrać i zejść na dół do auta. Sherlock zrobił to, ale bardzo niechętnie. Oczywiście starał się to pokazać całym sobą.
A jego brat zamiast się zirytować uśmiechnął się. Jakby był rozbawiony. To wszystko było strasznie podejrzane.
Jechali w stronę lotniska, najkrótszą możliwą trasą. Czyli Microft nie chciał ukryć przed Sherlockiem gdzie jadą. Sherlock miał nieodparte wrażenie że o czymś zapomniał. O czymś ważnym i to zdecydowanie nie były jego urodziny.
Pojechali na pas. S amolot dopiero co wylądował.
Sherlock dopiero teraz się zorientował. John dwa dni temu skończył służbę. Wczoraj pisał do niego że wsiada do samolotu.
Kiedy tylko samochód się zatrzymał Sherlock wręcz wyskoczył z niego i ruszył w stronę samolotu. Skanował wzrokiem każdą osobę która wychodziła z samochodu szukając znajomej twarzy.
I znalazł. Musiał poczekać kilka minut, ale po chwili już przytulał swojego przyjaciela uważając na jego ramię. Wiedział o ranie, przez którą przyjaciel okulał. Młody wojskowy miał szczęście że przeżył.
Sherlock oczywiście wolał by John wogóle nie został ranny, a najlepiej by wogóle nie wyjeżdżał. Tak naprawdę oboje nie kłócili się o to, że John wyjechał tylko dlatego, że rzadko mieli okazję porozmawiać.
- Tęskniłem - mruknął Sherlock, wtulając twarz w szyję Watsona. Starszemu to nie przeszkadzało, przytulił mocno młodego Holmesa i pozwał mu nacieszyć się powrotem przyjaciela.
Oboje chcieli być dla siebie kimś więcej. Jednak oboje bali się reakcji drugiej strony, że stracą tą przyjaźń. Była dla nich zbyt ważna. Rozłąka jeszcze bardziej im to uświadomiła.
Potrzebowali siebie nawzajem. Bez Watsona nie byłoby Holmesa a bez Holmesa nie byłoby Watsona. Byli dla siebie jak powietrze i nie potrafili bez siebie żyć.
- nie rób mi tego więcej - szepnął Holmes i mocniej przytulił. Poczuł jak dłoń Johna zaczyna gładzić jego plecy by go uspokoić.
- urocza z was para - powiedział z uśmiechem Microft.
- nie jesteśmy parą - stwierdził John, a Sherlock mógłby przysiąść, że słyszy w jego głosie smutek.
Czyli John był smutny że nie jest z nim? To by znaczyło że on go kocha. Sherlock marzył by takie coś miało miejsce.
- kocham cię John - powiedział Sherlock i wbił wzrok w wojskowego by zobaczyć jego reakcje.
Jego policzki delikatnie się zaróżowiły. Spojrzał Sherlockowi w oczy i powiedział te cztery słowa które Sherlock chciał najbardziej usłyszeć
- Ja chyba też kocham - szepnął.
Może jednak Sherlock polubi niespodzianki
CZYTASZ
Bored! |Johnlock
Fanfictiontak tak kolejna książka. Wiem, w życiu tego wszystkiego nie skończę. ale Shorty i tak się nigdy nie kończą.