Luźno inspirowane grą Sherlock Holmes: Chapter One.
Wszedłem do gabinetu brata, John wszedł zaraz za mną. Jak zawsze siedział za biurkiem, zapewne tylko udając że coś robi.
Jakby czasem wyszedł z tego gabinetu to by nic mu się nie stało. Wolał jednak do wszelkich akcji posłać mnie i Johna.
-Już jesteśmy - rzuciłem zadowolony i położyłem na biurku Microfta plany, które miałem z Johnem przechwycić.
To było banalne proste. Bez problemu namierzyliśmy plany, po tym jak podsłuchałem rozmowę dwóch osób z tej szajki.
-To było banalne, prawda Sherlock? - powiedział radośnie John.
-Tak Jon - przytaknąłem i uśmiechnąłem się lekko do mojego najlepszego przyjaciela. John towarzyszył mi od dzieciństwa. Był moim jedynym przyjacielem.
A ja byłem jego jednym przyjacielem. Ale nikogo innego nie potrzebowaliśmy. Wszystko robiliśmy wspólnie. Chociaż Johna wciąż strasznie wkurza, że ludzie go ignorują. Mnie czasem też to wkurza, ale staram się zachować pozory.
Szkoda, że go ignorują. Gdyby tego nie robili moglibyśmy sprawniej działać.
-Masz dla nas coś jeszcze? - spytałem patrząc na brata. Zmarszyłem lekko brwi bo dostrzegłem cień smutku w jego oczach. Ale dlaczego? Przecież wszystko się udało.
-Nic nie mam Sherlock. Możesz iść - powiedział. Pokiwałem głową i ruszyłem w stronę drzwi.
-Jon! - syknąłem gdy mieliśmy już wychodzić, ale ten postanowił pokazać Microftowi język. Dźgnąłem go łokciem w żebro i złapałem za ramię, wyprowadzając go z gabinetu za nim Microft zareagował.
-No co? On i tak zawsze mnie ignoruje!
-+-
Sherlock wszedł do mojego gabinetu. Zmierzyłem go wzrokiem. Brak ran postrzałowych, nie kuleje. Ubranie w względnie dobrym stanie, żadnych nowych dziur. Udało mu się to przeżyć w jednym kawałku. Na szczęście.
-Już jesteśmy
Ledwo powstrzymałem westchnienie, miałem wrażenie, że niedługo moja maska opadanie. Musiałem jednak wytrzymać. Dla niego.
Na szczęście nie patrzył na mnie.
-Tak, Jon - przytaknął nagle i uśmiechnął się ciepło, miał nieobecny wzrok.
John. Jego przyjaciel.
-Masz dla nas coś jeszcze? - spytał wracając do mnie wzrokiem. Zmarszczył lekko brwi.
-Nic nie mam Sherlock. Możesz iść - powiedziałem. Chłopak pokiwał głową i ruszył w stronę drzwi.
-Jon! - syknął nagle gdy miał już wychodzić, dźgnął łokciem powietrze, a potem złapał je i pociągnął.
Drzwi zamknęły się za nim.
Kilka łez spłynęło mi po policzkach.
John to był najlepszy przyjaciel Sherlocka. Jego jedyny przyjeciel. Tylko, że John nigdy nie istniał. Sherlock go sobie wymyślił gdy miał 7 lat.
Początkowo sądziłem, że to normalne. Że mu przejdzie. Pozwalałem mu mówić o nim jakby był prawdziwy, nigdy nie miałem serca mu mówić, że ma przestać udawać i że John nie istnieje. Marzyłem by sam to pojął.
Minęło jednak 13 lat, a John nie zniknął. Wciąż był. Żywy, oddychający i realny w oczach Sherlocka.
A ja wciąż nie miałem odwagi mu powiedzieć że Johna nie ma.
Bo to był jego jedyny przyjaciel.
Nie chciałem łamać mu serca.
CZYTASZ
Bored! |Johnlock
Fanfictiontak tak kolejna książka. Wiem, w życiu tego wszystkiego nie skończę. ale Shorty i tak się nigdy nie kończą.