IV

128 8 7
                                    

♡ ♡ ♡

— Dzień dobry, przepraszamy za spóźnienie.

— Sunghoon, czy coś się stało? — Zaalarmowany nauczyciel podszedł do chłopaka.

— Ach, to nic. Po prostu krew leci mi z nosa. Nie musi się pan martwić — kłamie. To kłamstwo, nie mówiłby tego z takim przekonaniem i pewnością. Sunghoon bałby się.

Jak gdyby nigdy nic usiadł w swojej ławce, a Jake podał mu plecak. Coś było nie tak. Oprócz krwi na twarzy Sunghoona widniały ślady po zaschniętych łzach. Sunoo samemu był na granicy płaczu. Co mu się stało? Nie wiedział.

Przez całą lekcję nie potrafił się skupić. Ciągle myślał o tym, co się stało Sunghoonowi. Potrafił wyczuć jego kłamstwo, ale nie umiał nawet zgadnąć, co jest powodem jego urazu. Na pewno nie był to zwyczajny krwotok ani wypadek. Sunghoon nie jest niezdarny, zauważyłby, jakby miało mu się coś stać. A może to wszystko ze stresu? Tylko czym miałby się przejmować? Milion myśli i pytań przebiegało przez głowę Kima. Nim się zorientował, nadszedł koniec lekcji.

Żwawo podszedł do Parka i oparł się o jego ławkę.

— Chodź i nie próbuj się zbędnie tłumaczyć. Nic ci to nie da.

— Hej, jest przecież dobrze. Po prostu krew mi leciała z nosa to nic takie-

— Pytałem? Nie, proszę Sunghoon. Po prostu chodź — chwycił jego nadgarstek. Ten tylko westchnął w odpowiedzi.

Wyszli z klasy i udali się w stronę starego magazynku sportowego, który znajdował się tylko korytarz dalej. Oboje nie lubili rozmawiać przy wszystkich. Nawet jeśli wiedzieli, że nikt raczej nie będzie się interesować ich rozmową, to woleli dmuchać na zimne i odejść w bardziej ustronne oraz puste miejsce. Najczęściej był to ten kantorek. Nikt tutaj nie chodził, ponieważ cały sprzęt sportowy został dawno przeniesiony w inne miejsce.

— Więc? Po co, żeś mnie tu zaciągnął, Sunoo — oparł się o zardzewiały kosz na piłki.

— Co się stało? Czemu twój nos był, wciąż lekko jest zakrwawiony?

— To nic. Mówiłem ci już, że-

— To, co mówisz, wcale nie jest prawdą. Okropnie jest to mówić wprost, ale kłamiesz. Sunghoon ja naprawdę chcę wiedzieć, bo się martwię. Nie będę jakkolwiek zły na ciebie — chwycił go za barki i lekko potrząsnął w zdenerwowaniu.

Sunghoon nic nie odpowiedział. Tylko wpatrywał się w twarz Kima, a jego oczy z każdą sekundą zdawały się szklić coraz bardziej. W pewnym momencie po prostu oparł głowę na jego ramieniu i cicho zaszlochał.

— Sunghoon? Hej, nie płacz — objął go, głaszcząc po plecach.

— Prze... przepraszam Sunoo. Nie-e chciałem, abyś się martwił.

— Bardziej martwię się tym, że nie wiem, co się stało i nie pomogę ci. Jesteś dla mnie ważny, nie chcę byś jakkolwiek, zmagał się z tym sam. A teraz... co ci się stało Hoonie?

— Dostałem... od jakiegoś nowego trzecioklasisty.

— Dostałeś?! Czemu? — Osłupiał, a jego usta szeroko otworzyły się w szoku.

— Nie do końca właśnie wiem. Chyba nie spodobała mu się tęczowa przypinka na mojej torbie — otarł łzy z twarzy i kontynuował. — Akurat mieliśmy iść do klasy kiedy podszedł do mnie i zaczepił. Zaczął wyzywać, potem...

Podciągał nosem, próbując się wysłowić.

— Po prostu chwycił mnie za koszulę i... walnął. Prosto w nos. Jake próbował coś z nim zrobić, ale ten pieprzony trzecioklasista jest za silny!

Lamentował, a Sunoo go słuchał. Był w zbyt dużym szoku, by zareagować. Ciągle analizował to, co powiedział. Ktoś pobił Sunghoona... Ktoś go pobił i wyzwał. Tylko dlatego, że ma przypinkę. Co za nonsens! Ludzie są skończonymi idiotami.

— O mój boże, Sunghoon. Na pewno nic ci się nie stało? Mam nadzieję, że nie.

— Nie przejmuj się. Byliśmy z tym u pielęgniarki, nie złamałem sobie niczego. Tylko zostaną mi sińce, ale to nic wielkiego — spojrzał na Sunoo, który ledwo powstrzymywał się od płaczu. — Chodź, oboje powinniśmy umyć twarze.

Wyszli z magazynku i udali się do łazienki. Po przemyciu twarzy wrócili na kolejną lekcję.

Ku zdziwieniu całej klasy oprócz nauczyciela chemii do klasy weszła dziewczyna. Sunoo nie był zbytnio zdziwiony tym, że nie był to nikt inny niż siostra Nishimury. Przynajmniej takie miał przeczucie. Ostatnio trochę zbyt często wpadał na nich, aby być tym zaalarmowanym. Usiadła w ławce przed nim z jakąś inną dziewczyną, a nauczyciel nie zawracał sobie głowy przedstawieniem nowej uczennicy. W sumie wciąż nie wiedział, jak miała na imię.

• • •

Riki błądził po korytarzach, próbując znaleźć klasę, w której powinien być już kilka minut temu.

Nie przyszedł na pierwszą lekcję z powodu rozmowy ze swoim wychowawcą. Wypytywał go o różne rzeczy takie, jak znajomość języka koreańskiego, dotychczasowe oceny oraz kontakty z rówieśnikami. Dopiero po tym poinformował, gdzie znajduje się jego sala.

Właśnie skręcał w boczny korytarz, gdy wpadł na kogoś. Niezbyt wysoki, szczupły szatyn spojrzał na Rikiego. Pomyślał, że może spytać go, czy wie, gdzie jest jego klasa.

— Przepraszam, ale wiesz może, gdzie mogę znaleźć salę numer dwadzieścia dwa?

— Tak, jasne. Składa się, że też tam idę. Chodzisz do 1-c?

— Dziękuję, tak. Jestem tu dopiero pierwszy dzień, a już nie mogę się znaleźć — pokiwał głową w zażenowaniu, podążając za szatynem długimi korytarzami.

— Nie masz się czym przejmować. Każdemu się zdarza i akurat natknąłeś się na mnie, więc mogę ci chętnie pomóc. Swoją drogą, jestem Yang Jungwon, również z 1-c.

— Nishimura Riki, miło poznać. Całe szczęście, że wpadłem na ciebie. Gdyby nie to, to chyba bym ciągle błądził tymi cholernie długimi korytarzami.

Po zaledwie minucie trafili do odpowiedniej klasy. Jungwon pewnie otworzył drzwi i wszedł przez nie. W tej samej sekundzie Riki zdał sobie sprawę z tego, co ma się za chwilę stać. Był w zupełnie obcym miejscu z obcymi ludźmi, których nie znał. Natychmiast zestresował się i zawahał. Czy ja w ogóle powinienem tu być? O nie, mam nadzieję, że nie pomyliłem się i to na pewno moja klasa. Hej, myśl o tym dobrze. Masz nowe życie, tutaj w Korei i nie spieprz go, tak jak spieprzyłeś te w Japonii. Dalej, idziesz. Wciąż był zestresowany, ale przynajmniej nie miał aż tylu wątpliwości jak wcześniej.

Mogłoby się zdawać, że Riki jest naiwnym dzieciakiem, który od razu rozchmurza się na myśl i słowa "wszystko będzie dobrze, więc nie przejmuj się". Faktycznie było mu lepiej, gdy tak myślał, ale nie wymazywało to kompletnie jego zmartwień. Po prostu tworzył sobie sztuczną skorupę pewności siebie. Wypierał się swojego strachu, po czym przybierał twarz optymistycznego chłopaka z charyzmą.

Taki właśnie chciał być wokół innych. Chciał, ale jednak nie był. Musiał udawać, aby nie pokazać swojego prawdziwego oblicza nieustannie zestresowanego chłopaka, bojącego się zbliżyć do kogoś z obawy przed porzuceniem. Nie mógł dać komukolwiek siebie poznać. Nie chciał, by ktoś to zrobił.

W końcu wszedł do klasy. Niemal od razu poczuł na sobie przeszywający wzrok innych. Zignorował ich i rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś pustego miejsca, na którym mógłby usiąść. Akurat w ostatnim rzędzie pod ścianą znalazła się wolna ławka. Przynajmniej nie musiał siedzieć z nikim innym. Po rozpakowaniu potrzebnych książek oparł się na krześle i wsłuchał w nużący monolog nauczyciela fizyki o cząsteczkowej budowie materii.

♡ ♡ ♡

Witam! Rozdział jest o wiele krótszy niż zazwyczaj, ale nie miałam żadnego pomysłu jak go kontynuować. Nie chciałam męczyć się nad wymuszanym pisaniem kolejnych setek słów przez kilka tygodni.

Miłego dnia oraz zajebistego, klejącego się śniegu do budowania bałwanów.

- Felly



❝𝙇𝙤𝙫𝙚 𝙄𝙨 𝘾𝙤𝙢𝙥𝙡𝙞𝙘𝙖𝙩𝙚𝙙❝ | 𝘴𝘶𝘯𝘬𝘪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz