Rozdział VII Sen, rozmowa telefoniczna i kłótnia samców alfa

81 7 7
                                    

Voldemort rzucał się na łóżku. Właśnie śnił mu się koszmar i to nie byle jaki, ale bitwy w maju. Przegrywali i to mocno. Voldii leżał zawinięty w namiot i nie mógł się ruszyć. Widział jak Lucjusz zginął właśnie od avady, a Bella leżała już martwa od jakiegoś czasu. Draco Malfoy z uśmiechem na ustach kopnął ciało swojego ojca. Wyglądał przerażająco, krew pokrywała całe jego ciało. Wsiadł w samochód, który stał na poboczu, a Voldemort z przerażeniem zdał sobie sprawę, że jedzie w jego stronę. Próbował się uwolnić, ale musiało zostać rzucone w niego jakieś zaklęcie, bo to niemożliwe, aby przegrywał z namiotem. Młody był coraz bliżej niego i nie było szans, żeby się z tego wydostać. Zaczął więc wzywać pomoc z nadzieją, że ktoś go usłyszy. Samochód już miał w niego uderzyć, ale…

-POMOCY!- krzywo mordy obudził się z krzykiem, a serce biło mu jak młot- ja pierdole- szepnął do siebie roztrzęsiony i zaczął rozglądać się nerwowo po pokoju.

Musiał się upewnić, że to był tylko koszmar. Chwycił telefon i wybrał jedyny kontakt, jaki miał. Poczekał trzy sygnały i usłyszał upragniony głos.

-Halo? Czego chcesz?- zaspany Lucjusz odezwał się po drugiej stronie.

-O matko żyjesz, to był tylko sen- powiedział z ulgą w głosie Voldemort.

-Co? Tylko po to dzwonisz? Jebło cię do końca!- wrzasnął Malfoy tak głośno, że łysol musiał odsunąć telefon od ucha.

-Słuchaj, naprawdę się przestraszyłem dobra, miałem koszmar, że zginąłeś i to było bardzo realistyczne.

-Więc sądziłeś, że dobrym pomysłem będzie zadzwonić do mnie o trzeciej w nocy?! Czy ty jesteś normalny?! Nie no z debilem- w głosie Lucka było słychać wyraźne zirytowanie tą sytuacją.

-Słuchaj, jeśli nie przestaniesz się na mnie wydzierać, to zakończymy tę rozmowę.

Voldemort też był już zdenerwowany, przecież nie zrobił nic złego. Miał prawo dzwonić do Lucjusza, kiedy mu się podoba.

-Przypominam, że to ty dzwonisz, a ja z chęcią zakończę tę bezsensowną rozmowę i pójdę…

-Nie waż się odkładać tego telefonu.

-Nie będziesz mi rozkazywał- warknął wkurzony Malfoy

-Jeśli się rozłączysz, to ci najebie- obiecał Voldemort.

-Tak? W takim razie czekam- wycedził blondas i rozłączył się.

-No co za… Ale masz przejebane Malfoy- powiedział do siebie Sroldzio i szybkim ruchem wstał z łóżka.

Przeskanował wzrokiem pokój, szukając swoich szat. Jego ubrania leżały na podłodze. Chwycił je, ubrał i wyszedł z domu. Gdy już chciał się deportować do dworu Malfoy, przypomniało mu się, że nie zabrał różdżki. Cofnął się wkurwiony, przeklinając w myślach swoją głupotę. Gdy już był pewny, że zabrał wszystko co chciał, deportował się.

Pojawił się w upragnionym celu i z obrzydzeniem spojrzał na dom Malfoya. Co mu przyszło do głowy, żeby tu przychodzić. Nie miał ochoty użerać się z blond mendą ponownie, ale nie cofnął się. Nigdy się nie wycofywał.

Ruszył szybkim krokiem w stronę drzwi i wparował do środka, nie przejmując się pukaniem. Wszedł na górę i udał się w stronę sypialni. Gwałtownie otworzył drzwi, ponownie mając w dupie pukanie.

Malfoy zaskoczony nagłym wtargnięciem, wstał z łóżka, chwytając różdżkę i wycelował ją w Czarnego Pana. Po chwili dopiero zdał sobie sprawę, kto przed nim stoi i jego twarz zaczęła wyrażać złość.

-Co ty tu robisz i jak tu wlazłeś do cholery?!- wycedził, nie opuszczając różdżki ani o milimetr nadal celując ją w Toma.

-Mówiłem ci, że jak się rozłączysz, to masz przyjebane i oto jestem- uśmiechnął się biało mordy- odpowiadając na drugie pytanie, to sam dałeś mi dostęp kretynie- dodał.

Śmierciożercy-Bitwa pod NamiotemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz