Rozdział X Ostateczna bitwa o władze nad Śmierciożercami z twojego Salazara

93 7 32
                                    

Był wczesny ranek, kiedy Voldemort otworzył oczy budząc się ze snu. Usiadł powoli i zaspanym wzrokiem przeskanował otoczenie. Westchnął do siebie, gdy zobaczył, że wczorajsze wydarzenia to nie był wcale zły sen. Serio tu był, a dziś rozgrywała się ostateczna bitwa, do której tak długo się przygotowywał. 

W sumie to wcale się nie przygotował, ale Malfoy by go zajebał, gdyby się dowiedział. Ten skurwiel nie wie nawet, że plany, o których im opowiedział były wymyślane na bieżąco. Improwizował cały czas, ale to nie znaczy, że był głupi.

Przeciągnął się i stwierdził, że czas obudzić tych dwóch debili, aby mogli zaatakować Draco z zaskoczenia. To była idealna pora, aby zastosować plan A i rozpierdolić wszystko samochodem.

-Lucjusz, Bella wstawajcie- szepnął w jego mniemaniu cichym głosem Voldemort. Wyrzucił flaminga na bok zapominając o tym, że śpi tam cała trójka- musimy się przygotować do ataku, póki ten mały kretyn śpi, dalej- nadal szepcząc kopnął Lucjusza i szturchnął Belle, przewracając się przy tym na ścianę namiotu co spowodowało hałas.

-Ty wiesz, że ja to słyszę nie? - spytał Draco, który obudził się przez rzuconego w niego flaminga.

-Cholera! Lucjusz to twoja wina! - krzyknął Czarny Pan.

-Jak moja?! To ty rzuciłeś na nas flaminga przez co obudziłeś mojego syna baranie! - odwarknął Lucjusz podnosząc się gwałtownie.

-Ma rację! Jeszcze ruszasz się tak głośno, że cały namiot się trzęsie i szeleści!- krzyknęła równie zła Bella siadając.

-Spierdalajcie! Miał być atak z zaskoczenia i chuj nie wyszło- odburknął obrażony Voldzio.

-Dam wam szanse i pozwolę wam się przygotować, jak dacie mi jeszcze pospać- mruknął Draco nadal mając zamknięte oczy.

-To szybko idziemy. Nie opierdalajcie się tam, chce zaraz widzieć waszą dwójkę koło auta- powiedział Voldemort, zabrał ze sobą flaminga i wyszedł z namiotu.

-Kurwa co za pajac- stwierdził Lucjusz starając się wygramolić z pościeli.

***

Bella i Lucjusz wyszli z namiotu i ruszyli w umówioną stronę spotkania z Voldkiem. Zobaczyli go ukrytego w tym samym krzaku co auto i był z nim Bakłażan. Czarny Pan patrzył przez lornetkę, którą nie wiadomo skąd wziął.

-Co ty odpierdalsz?- spytał z obrzydzeniem Lucjusz podchodząc do Voldemorta.

-Razem z moim synem obserwujemy wroga. Ktoś się musiał tym zająć, bo na was liczyć nie można- odparł Voldzio nie odwracając wzroku od namiotu.

-Przecież on śpi, co ty obserwujesz do cholery?- spytała Bella.

-Nigdy nie ignoruj wroga, powinniście to wiedzieć! Ja pierdole z kim ja pracuję- westchnął do siebie ostanie zdanie Czarny Pan.

-Też zadaje sobie to pytanie. Co teraz? Stoimy czy robimy coś?- spytał znudzony Lucjusz. Gdyby wiedział, że przyszedł tu na darmo, to by sobie jeszcze pospał. Młoda godzina.

-Tak robimy- odpowiedział Voldemort nie rozwijając swojej wypowiedzi.

-A można wiedzieć co?- dopytywał Lucjusz.

-Oczywiście- odpowiedział krótko łysy.

-To powiesz mu w końcu co czy nie?- dołączyła się do rozmowy zirytowana Bella.

-O co wam chodzi?! Nie widzicie, że jestem zajęty?!- wkurzył się Voldemort i odwrócił w ich stronę machając rękami.

-O co tobie chodzi?! Mówisz, że coś robimy i nie powiesz co- warknął Lucjusz podchodząc bliżej.

Śmierciożercy-Bitwa pod NamiotemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz