Rozdział VI Konfrontacja z wrogiem

96 6 9
                                    

Lucjusz Malfoy szedł na kolejne w tym miesiącu, jego zdaniem, niepotrzebne spotkanie śmierciożerców. Naprawdę, miał lepsze rzeczy do roboty niż siedzenie i słuchanie pieprzenia Voldemorta- krzywej mordy. Przysiągł sobie, że jeśli ktoś wspomni dziś o organizacji tego jebanego biwaku, to zabije. Westchnął do siebie, chwycił za klamkę i pewnym krokiem wszedł do sali. Widok, jaki ujrzał, go zaskoczył. Otóż na spotkaniu znajdowała się czwórka osób. Voldii, Bella, on i jego syn. Pieprzony zdrajca Draco! Czy to są żarty?!

-Co on tu robi do cholery?- wrzasnął Lucek ze złością. Draco obrócił się do niego z uśmiechem na twarzy, a Bella stała i przysłuchiwała się w ciszy dyskusji.

-Ale, że kto?- spytał Voldii i sądząc po wyrazie jego twarzy, naprawdę nie żartował z tym pytaniem.

-Mój stary- odpowiedział z sarkazmem w głosie, a kiedy Pan tego miejsca nadal nie wiedział, o co chodzi, dodał po chwili- Mój syn oczywiście. Udajesz?

-Aaa on. Stwierdziłem, że dobrym pomysłem będzie się z nim skonfrontować bezpośrednio, aby dopytać o jego cele- odpowiedział biało mordy.

- I nie sądziłeś, że fajnie by było uprzedzić mnie o tym fakcie?

-Nie czułem takiej potrzeby. Pewnie byś nie przyszedł, gdybyś wiedział.

-Masz rację, istniała taka opcja. Dobra nieważne. To, co zaczynamy ten cyrk?- obrócił się do syna- Możesz zacząć Draco, nie obrazimy się.

-Dobra, to co chcecie wiedzieć?- odpowiedział młody blondas.

Voldemort i Lucjusz spojrzeli na niego jak na idiotę, a Bellatrix nadal stała w tym samym miejscu i wyglądała jakby była w swoim własnym świecie.

-Poczekaj, daj mi się zastanowić- udał zamyślenie łysy- No nie wiem. Wszystko?! Twój motyw, cele, przyczyna zdrady. Tak trudno się domyślić?!

-Okej, spokojnie, bez nerwów, już odpowiadam na tę falę pytań, która spłynęła w moją stronę. To tak chce być królem, bo jestem lepszej rangi od was i powiedzmy sobie szczerze, nie dorastacie mi do pięt, a ponieważ stawiacie opór i nie chcecie być moimi sługami, jestem zmuszony was wyeliminować. Rozumiecie już, czy mam mówić jeszcze wolniej, żeby wasze mózgi, mogły to przetworzyć, bo widzę, że ciężko idzie- uśmiechnął się ironicznie Draco menda Malfoy w stronę swojego ojca i byłego już Pana.

Lucjusz nie był zaskoczony tym oświadczeniem bowiem to nie pierwszy raz, kiedy jego syn mu to mówił, więc tym bardziej nie rozumiał, po jakiego chuja on jest na tym spotkaniu. Spojrzał na Voldemorta, który był w szoku. I dobrze mu tak. Mógł wziąć na poważnie jego słowa o Draco. Może, gdy teraz usłyszał osobiście z ust ich wroga groźby, to przestanie się opierdalać.

-Słuchaj kurwa gnoju, bo nie będę się powtarzał- zaczął z widocznym gniewem na twarzy łysol- Te twoje groźby nie działają na mnie i radzę ci się wycofać, póki jeszcze możesz, bo chyba sobie nie zdajesz sprawy, z kim masz do czynienia.

Draco tylko zaśmiał się z tych słów, które nie zrobiły na nim żadnego wrażenia, a to jeszcze bardziej wkurzyło Voldemorta.

-To tobie radzę się poddać. Nie macie szans w walce ze mną. Wygram tę bitwę i uczynię z siebie władcę Śmierciożerców z twojego Salazara, a potem całego świata. Nikt nie będzie w stanie mnie powstrzymać. Na waszych trupach zbuduję moje imperium, jeśli nadal będziecie mi się sprzeciwiać- rzekł z pewnością siebie młody.

-Twój ojciec miał rację Draco. Jesteś zakałą Śmierciożerców. Zrobiłeś sobie ze mnie wroga młodzieńcze. Spotkamy się na polu bitwy i uwierz mi, nie przeżyjesz tego dnia.

-To jest ta twoja groźba tak?- spytał z ironią.

-Nie. To obietnica- szepnął złowrogo Lord Voldemort i nawet Lucjuszowi przeszły ciarki. Cholera zapominał, że ten frajer, potrafi być groźny, kiedy chce.

-W takim razie spotkamy się na bitwie w maju. Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć wasze trupy- zakończył rozmowę młody Malfoy i udał się do wyjścia, nie zaszczycając spojrzeniem jego ojca i Belli.

-I wzajemnie Draco- odpowiedział mu Voldii.

Po wyjściu młodego nastała głucha cisza. Bellatrix nadal stała w tym samym miejscu mając wyjebane na wszystko i Lucek serio zastanawiał się po cholerę ona tu w ogóle jest.

-Jestem trochę zaskoczony. Nie sądziłem, że naprawdę jest z nim, aż tak źle- powiedział krzywo mordy, przerywając ciszę, a Malfoy spojrzał na niego jak na debila.

-Ty tak serio? Przypomnij mi ile razy cię przed nim ostrzegałem? Jestem przekonany, że zabrakłoby mi palców, aby to policzyć- warknął zirytowany tą sytuacją, no bo kurwa co za idiota.

-Dobra wiem, ale myślałem, że przesadzasz. Musimy omówić to, co tu zaszło.

-A co tu jest do omawiania? Może to, że mam do czynienia z debilem? Z kim ja się zadaje- powiedział do siebie ostatnie zdanie Lucek, ale morda bez nosa i tak to usłyszała.

-Słuchaj Malfoy, mamy tutaj poważniejsze sprawy na głowie, a twoje ironiczne gadki nam nie pomagają, wyobraź sobie- wycedził Voldzio- muszę zacząć planować nasz następny krok, bo do maja jest coraz bliżej i widzę, że serio zaczyna się robić poważnie.

-O proszę. Fajnie, że się obudziłeś. Lepiej późno niż wcale. Acha i zanim zaczniemy mam takie pytanie. Co tu do cholery robi Lestrange, skoro tylko stoi i udaje, że słucha. Naprawdę sądzisz, że ona się przyda?

-A możesz się ode mnie w końcu odjebać Malfoy?- odezwała się pierwszy raz tego dnia Bella i wow blondas był naprawdę zaskoczony, że mu odpowiedziała. Może się mylił i naprawdę słuchała, co się dzieje.

-Jak widzisz, jednak słucha, co mówimy, a przynajmniej słyszała tę część. Co sądzisz o tej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy Bello?- zwrócił się Voldemort do jedynej kobiety w tej sali.

-Mam to w piździe tak szczerze. Jadę na te namioty, żeby się nawalić, także miło było, ale ja spadam. Myślałam, że to spotkanie jest o imprezie, ale się myliłam więc nara- powiedziała, wychodząc z pomieszczenia i tyle ją widzieli.

-Acha, dobrze wiedzieć, że zostało nas dwóch. Cholera, cóż za zaskoczenie, kto by się spodziewał, a mogłem zostać w domu i zająć się pielęgnacja włosów- oznajmił Lucek, wymachując łapami na wszystkie strony, a Voldemort spojrzał na niego złowrogim spojrzeniem. Widać było, że był coraz bardziej wkurwiony tą sytuacją.

-Musimy się przygotować i…- przebrzydło mordy nie dokończył, bo przerwał mu jego kumpel.

-Naprawdę? Powiesz mi coś, czego nie wiem?

-Może jakbyś mi nie przerwał, to bym powiedział.

-Morze to głębokie i szerokie. Łatwo z tobą. Wiedziałem, że to spotkanie będzie gówno warte. Co się dziwić jak zorganizowane przez ciebie- Malfoy wyrzucił niekompetencje Czarnemu Panu prosto w twarz.

-Te swoje odzywki to zostaw dla siebie. Lepiej zajmij się organizacją biwaku, bo maj coraz bliżej- powiedział Voldemort, a Lucjusz nie mógł uwierzyć, że znowu ktoś to mu wypomniał. Przecież oni serio są pojebani.

-Co jest kurwa, musisz mi to, co spotkanie powiedzieć? Mam tego dosyć rozumiesz?! Sam się tym zajmij! Nic nie robisz tylko chlejesz!- krzyknął rozzłoszczony do granic możliwości Malfoy, a Voldemort spojrzał na niego groźnym spojrzeniem.

-Wynoś się stąd Lucjuszu, póki mam jeszcze do ciebie cierpliwość i zajmij się tym biwakiem, bo nie ręczę za siebie- warknął wężo mordy.

-To ja nie ręczę za siebie! Nie mogę już patrzeć na twoją mordę. Spierdalam stad- wycedził Lucjusz, chcąc jak najszybciej się ulotnić, bo czuł, że zaraz wszytko rozjebie, tak był wkurwiony na tego łysego padalca.

Voldemort wyciągnął różdżkę z kieszeni i rzucił crucio w stronę Lucka, który szedł do wyjścia. Malfoy z łatwością uniknął zaklęcia i uciekł w stronę drzwi. Sfrustrowany tym obrotem spraw Riddle wstał ze swojego tronu i udał się do sypialni.

Śmierciożercy-Bitwa pod NamiotemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz