PROLOG|| gdzie anioł i kogut się łączą w jedno

276 14 36
                                    

                  — Nie mogę, ale zimno! — jęknął niezadowolony Nathaniel jak tylko wyszedł z budynku szkoły wraz ze swoim najlepszym przyjacielem - Marciem. Czarnowłosy tylko się zaśmiał, słysząc jego załamany głos.

                        Każdy kto znał rudowłosego, wiedział doskonale, że Kurtzberg nienawidził zimy. Ogólnie nienawidził zimna, potrafił dygotać niezależnie od temperatury, przez co był ciągle ubrany na cebulkę. Od kiedy skończył się listopad, a rozpoczął grudzień wręcz drastycznie temperatura spadła. Nawet jak spadło nawet odrobinę, to dla niego to była tragedia. Koszmar. Najgorsze co istnieje.

Marc naprawdę kochał Nathaniela... ale naprawdę nie wiedział jak w ogóle jego organizm funkcjonuje w takich okresach.

— Nate, zapomniałeś rękawiczek, więc nie dziwię się, że jest tobie zimno. — zauważył pisarz, patrząc na zmarznięte dłonie rudowłosego.

— Zamknij się. — wymamrotał niebieskooki, po czym schował swoją twarz bardziej w grubym ciemnym szaliku. Brunet westchnął, uśmiechając się i podszedł do swojego przyjaciela. Zauważył jego zdezorientowane spojrzenie, które przeszywało go na wskroś. Odpiął guziki swojego płaszcza, a po chwili rozsunął go, patrząc w oczekiwaniu na rudowłosego. — Marc... Co ty odwalasz?

                     Za pierwszym razem pomyślał, że Nathaniel po prostu ledwo kontaktuje. Mógłby zrzucić to na pogodę i to, że tamten po prostu się nie przyzwyczaił do tak niskich temperatur. Co mogło skutkować tym, że jego krew do mózgu nie dociera. Ale to nie było to. Kurtzberg był aż nadto przytomny, tak że nawet jakby Alix powiedziała jakąś głupotę - usłyszałby to nawet szybciej niż on. Przewrócił oczami, na spojrzenie turkusowych tęczówek, po czym westchnął. Był do tego zmuszony...

Podszedł do niego od tyłu naprawdę blisko, po czym okrył go swoim płaszczem tak, że głowa jego przyjaciela znajdowała się prosto pod jego podbródkiem.

— To odwalam. — oświadczył, po czym zanurzył swoją twarz w miękkich włosach drugiego. Kompletnie nie zauważył jak niebieskooki się cały rumieni. Z łatwością mógłby to zwalić na pogodę.

Chyba, że do niej zaliczymy naprawdę wielkie zakochanie w czarnowłosym pisarzu. Tym który aktualnie wdychał zapach jego włosów, jak uzależniony od niewiadomo czego. Nie musiał wiedzieć, że tym uzależnieniem był on sam.

Nathaniel Kurtzberg we własnej osobie.

*

Koguci bohater zachichotał głośno, kiedy poczuł kolejny raz usta Caprikida na swoich.

Jego głośny, czarujący śmiech roznosił się po całym Paryżu, co w ogóle nie zniechęcało drugiego superbohatera, przed obdarowaniem go jeszcze większą ilością pocałunków, które składał na jego twarzy. Wręcz przeciwnie, ten piękny według koziego bohatera śmiech, coraz bardziej go zachęcał, tak samo jak różowe policzki Rooster Bolda, który tylko głaskał jego twarz i chuchał ciepłym powietrzem na jego policzki. Uśmiechnął się pod nosem, po czym jeszcze bardziej go do siebie zbliżył, ukradkiem upewniając się, że nikogo nie a i nikt ich nie zobaczy. Ich ukrytych za kominem, całujących się jakby nie widzieli się z tysiąc lat (kilka godzin), zamiast patrolujących stolicę miłości.

Chociaż to i tak było zbędne... Monarch znudził się akumatyzowaniem kogokolwiek, w ostatnim czasie i zniknął. Wiedzieli doskonale, że wróci w pewnym momencie, ale naprawdę w tamtej chwili... Woleli czas spożytkować robiąc coś odrobinę innego.

Im też coś się należało od życia!

I tak samo uważał rudowłosy, który jak tylko przypomniał sobie o dzisiejszym patrolu z Rooster Bold'em, nie mógł się tego doczekać. Jeżeli miałby to wszystko wytłumaczyć... To byłoby skomplikowane. Sam już nie wiedział co czuje dokładnie, bo to było naprawdę skomplikowane. Mógł przyrzec, że naprawdę czuł się zagubiony.

RĘKAWICZKI W SERCA || marcaniel ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz