Jedną rzeczą, która nie była wykonalna kiedykolwiek, to było zmuszenie Nathaniela do posprzątania swojego pokoju. Mimo wszystko, udało mu się w końcu za to wziąć. Ledwo mógł znaleźć w nim cokolwiek, a za trzy godziny miał przyjść Marc, co zmotywowało go naprawdę mocno do posprzątania swojego pokoju.
Nie spodziewał się jednak, że znajdzie ukrytą za łóżkiem żółtą kopertę, podpisaną przez Marca. Od razu ją ostrożnie otworzył, po czym wyjął dużą kartkę złożoną na kilka części.
***
Drogi Nate!
Pewnie zastanawiasz się co ten list robi za twoim łóżkiem. W sumie będę bardzo zdziwiony, że w ogóle udało ci się do niego dokopać. Aktualnie mój teraźniejszy, (boże jak to brzmi) Nathaniel siedzi obok mnie całkowicie skupiony na rysowaniu. Z tej pozycji mogę do woli oglądać jak jego oczy świecą milionami iskierek, a piegi na nosie widoczne są bardziej, niż normalnie. Wyglądasz jak Anioł, wiesz? I to dosłownie.
Dobra, bo znowu brzmię jak dziwak. (Zakochany w Tobie po uszy dziwak, ale to pomińmy). Nie wiem czemu go piszę, ale pewnie dlatego, bym mógł wyznać co do Ciebie czuję, bez denerwowania się i chęci schowania się gdzieś daleko. Dasz wiarę, że przed naszym pierwszym spotkaniem, prędzej wyjechałbym na drugą część Francji, niż podszedłbym do Ciebie? Mam nadzieję, że nie śmiejesz się w tej chwili z tego jak bardzo zakochany jestem w Twojej osobie. Ja nie mogę, co ta miłość ze mną robi? Może kiedyś też mnie pokochasz i może będzie z tego coś więcej... Chciałbym tego. Serio.
Nie jestem jakimś natrętem, prędzej dałbym sobie wyrwać serce niż zmusił bym Cię do pokochania mnie. W niektórych momentach myślę jednak, że bolało by mniej, niż aktualnie. Kochanie Cię z daleka boli, nie mogę normalnie myśleć. Dlaczego ciągle siedzisz w mojej głowie? To boli...
Może w końcu przejdę do tego co chcę powiedzieć, bo jak będę się nad sobą użalać to nigdy tego nie skończę. Nie mógłbym wymyślić jakiejś wymówki, byś nie podejrzewał co robię. I to wcale nie tak, że miałem pisać skrypt do komiksu, a piszę list do Ciebie jak bardzo Cię kocham. Dobra do rzeczy...
Pamiętasz jak raz powiedziałem Ci, że kocham kogoś? Do teraz pamiętam to nieodgadnione uczucie w twoich tęczówkach, jakie zauważyłem. Nie chciałem powiedzieć, kto to dokładnie. Do teraz pamiętam jak określiłem tą osobę. Powiedziałem, że to "ktoś kto jest jak moje odległe marzenie, którego nie potrafię dogonić". To byłeś ty. Pewnie teraz już wiesz , że to Ty. I zawsze to będziesz ty. Tak naprawdę, to myślę dalej o tym, jak potoczyłoby się nasze życie, jakbyś nie dał mi szansy. W sumie, moim zdaniem to nie musiałem ci przebaczać tej całej akumatyzacji. Byłem smutny, zraniony, tak. Ale całkowicie się z tym potem pogodziłem, bo jesteśmy zwykłymi ludźmi. Nawet jakbym nie był w Tobie zakochany (niemożliwe), to i tak bym Ci wybaczył. Bo ty i ja, mamy za sobą złe wydarzenia, przez które budujemy mur by znowu nie zostać zranionymi.
Mój mur został zburzony, przez ciebie Nate. Może nie dosłownie, ale byłeś powodem. Chciałem dać nam szansę, bo miałem nadzieję, że coś między nami będzie. Kiedyś. Nawet jeżeli nie teraz, to za jakiś czas.
Mój Nate się uśmiechnął. Mówił Tobie już ktoś, że masz przepiękny uśmiech? Nie mów, że nie, bo już powiedziałem. Mogę być pierwszy. (Jak się uda to nie tylko jeśli chodzi o to)
Jesteś najpiękniejszy, naprawdę. Mam ochotę wycałować Cię tu i teraz, ale nie mogę. Poczekam, aż dasz mi szansę, aż zauważysz jak bardzo mi na Tobie zależy. Jestem cierpliwy, więc ani mi się waż sądzić inaczej.
W skrócie, jesteś moim "zawsze", "światem" i "wszystkim". Stałeś się moją codziennością, która nigdy nie stanie się monotonna, nudna i zwyczajna, zawsze będziesz moją kolorową paletą barw, wystawą obrazów i najpiękniejszym opowiadaniem. Piosenką mojego serca, do której wracam jak jestem szczęśliwy, bądź przygnębienie wchodzi do mojego życia. Pierwszym moim prawdziwym przyjacielem, wspomnieniem naszych wszystkich chwil, zmagań z codziennością. Litanią, którą pisze moje spragnione serce, spragnione twej miłości. Będę ciągle na Ciebie czekał, moja miłość nigdy nie zgaśnie. Mogę się na ciebie wściekać, złościć, płakać przez ciebie, a i tak koniec końców pozwolę ci wrócić. Wiem, brzmię jak masochista, ale chyba każdy kto kiedykolwiek kogoś pokochał nim jest, inaczej nie może być. Spojrzałem na twoją twarz kątem oka, patrzysz na mnie. Mam ochotę zapytać, co myślisz, co czujesz patrząc na mnie. Jednak nie chcę wprawić Cię w zakłopotanie, więc po prostu sam mi kiedyś powiesz.
A raczej mam taką nadzieję.
Oddany Twojemu Sercu,
Marc Anciel
***
Uśmiechnął się cały zapłakany, patrząc ciągle na tą kartkę. Wiedział od dawna, że ten chłopak zostanie jego wiecznością, czuł to w kościach. Kochał go, cholera jasna. Ten list tylko go upewnił w tym, że dobrze zrobił zakochując się w nim oraz zgadzając się na związek. Miał ochotę płakać ze szczęścia... nie no już to robił, więc trochę za późno.
Uwielbiał go poznawać, powoli i pomału, zakochując się w nim coraz bardziej, gdy tylko zachodziło słońce. Kochał wszystko co związane z ciemnowłosym, który najwyraźniej tak samo jak on cieszył się z każdej wspólnie spędzonej chwili. Cieszyło go to naprawdę mocno, nawet bardziej niż cokolwiek innego.
Bo Marc był jego ukochaną zagadką, którą mógłby rozwiązywać w nieskończoność. Był przepiękną zagadka oraz człowiekiem. Człowiekiem w którym zakochał się po uszy.
Nie mógł się doczekać, aż będzie mógł mu to mówić już przez wieczność.
CZYTASZ
RĘKAWICZKI W SERCA || marcaniel ff
Fiksi Penggemar" Uczucia są cholernie skomplikowane, tym bardziej jak kochasz dwie osoby jednocześnie" "Nawet jak są wręcz identyczne?" "Dokładnie tak." Gdzie zwykłe rękawiczki, zimny grudzień w Paryżu oraz dwójka twórców najlepszego komiksu o Ladybug, w całej s...