Rozdział 1

205 7 0
                                    

Poinformowana o przyjeździe gości usiadłam przed toaletką i czesałam swoje długie brązowe włosy. W moim życiu nie brakowało wolnego czasu. Wydaje się, że królowa ma dużo obowiązków, po części to prawda, jednak, gdy nic złego nie dzieje się w królestwie mam czas na prawie wszystko co przyjdzie mi do głowy. Dlatego też postanowiłam popisać się moją nowo wymyśloną fryzurą. Odgarnęłam część włosów i upięłam je w dwa koki. Z reszty włosów zrobiłam cztery warkocze, po dwa na jedną stronę i ozdobiłam nimi koki. Robienie sobie fryzur, to moja ulubiona czynność w szykowaniu się. Odwróciłam głowę i spojrzałam na Zoe, jedną z moich służących. Była to kobieta już po czterdziestce, jej kręcone włosy były ciemne podobnie jak skóra. Miała na sobie białą tunikę przepasaną czarnym pasem.

- Czy wybrałaś już dla mnie jakąś suknię? -zapytałam łagodnie.

- Tak pani - skinęła i obróciła się w stronę szafy by wyciągnąć suknię.

- Zoe ile razy można ci powtarzać abyś mówiła mi po prostu Lisa - zrezygnowana przyglądałam się sukience, którą pokazywała mi kobieta.

- Przepraszam Liso, to jest po prostu nawyk - jej twarz ozdobiły delikatne rumieńce - czy to ubranie ci odpowiada?

- Tak, pomóż mi to włożyć i chodźmy już, bo jeszcze się spóźnię.

Ubrałam zieloną sukienkę ze złotymi zdobieniami i udałam się do sali tronowej. Szłam długim korytarzem, aż w końcu ujrzałam jego koniec. Prowadził on prosto do sali. Pomieszczenie było ogromne, a jego sufit zdobił fresk. Ściany lśniły bielą czasami przechodzącą w kolor kremowy. Wielkie kolumny podtrzymywały sklepienie i rozchodziły się jak korzenie. Całość wyglądała jakby wyrwana ze wspaniałego snu. Ujrzałam siedzącego już na tronie Artura. Padało na niego światło słoneczne z ogromnej okiennicy znajdującej się zaraz za nim. Wielu stwierdziło by, że wygląda teraz jak ulubieniec boga. Sprawiedliwy i mądry władca urodzony do tej roli. Ja wiedziałam jednak, że został on prędzej wybrany przez diabła, który zesłał go jako ucieleśnienie zła. Zachłannego i okrutnego człowieka, który dostał się do władzy. Skręcało mnie na widok tak niegodny tego człowieka. Drugi, pusty tron również oświetlony był przez słońce i jakby czekał na mnie. Zbliżyłam się do Artura. Jego ostre rysy twarzy i delikatne blond włosy wcale do siebie nie pasowały. Nie można mu było zarzucić jednak złej sylwetki. Podeszłam i z gracją usiadłam na złotym tronie obok niego. Kątem oka widziałam, że jego twarz skierowana jest w moim kierunku. Wpatrywał się we mnie, w moją twarz. Jego wzrok zjeżdżał coraz niżej, aż w końcu zatrzymał się na delikatnie widocznym zarysie piersi. Nienawidziłam tego zachłannego spojrzenia. Nienawidziłam tego człowieka i unikałam go jak tylko to możliwe.

- Chyba będziemy musieli porozmawiać w cztery oczy, gdy nasi goście już sobie pójdą - na jego ustach pojawił się zadziorny uśmieszek niegodny króla.

- Skoro tak mówisz - zacisnęłam mocniej szczękę i z trudem powstrzymałam się by nie powiedzieć czegoś bardziej nie na miejscu.

- Tak, tak właśnie mówię, a wiesz dlaczego? Zapewne wiesz, bo - nie zdążył dokończyć.

Przerwał mu strażnik, który obwieścił przybycie nieznanych mi gości. Otworzyły się drzwi, a do ogromnego pomieszczenia podtrzymywanego przez białe kolumny wlała się biała masa słonecznych promieni, a wraz z nią około tuzina ludzi. Większość z nich stanowili rycerze moją uwagę przykuła jednak starsza kobieta o siwych włosach i wychudzonej, pełnej zmarszczek twarzy. Jeśli się nie mylę jest przewodniczącą Rady. Podeszła bliżej mnie i króla, przyklękła razem ze wszystkimi. Powstała wraz z moją zgodą.

- O co chodzi Eleno? - głos króla był zimny, całkowicie pozbawiony empatii.

- Królowo, Królu - zerknęła na mnie, a zaraz potem na Artura - wraz z Radą, którą wspólnie powołaliście postanowiliśmy, że przyda wam się dodatkowa, zaufana ochrona. Zapadły straszne czasy. Wszyscy spiskują i knują za naszymi plecami nie jesteśmy w stanie zaufać strażom, którzy ledwo co skończyli się szkolić. Czy zgodzicie się, abyśmy zadbali o wasze bezpieczeństwo?

Spojrzałam na mojego męża, jednak na jego twarzy nie było ani trochę zainteresowania. Patrzył się pustym wzrokiem w Elenę, a lewą ręką podpierał swoją głowę. Zauważywszy mnie powoli odwrócił głowę.

- Nie mam nic przeciwko temu, a ty? - szepnęłam.

- Rób co chcesz, jest mi to obojętne. Potrafię się bronić, nie to co ty.

- Zgoda, - zignorowałam docinek Artura - możecie przydzielić nam tą straż - odparłam już głośno, a mój głos rozniósł się echem po pomieszczeniu.

Kobieta szepnęła coś do otaczających ją mężczyzn, a ci podzielili się na dwie grupy. Okazało się, że zostało mi przydzielonych czterech strażników, podobnie jak mojemu mężowi.

Gdy wszyscy udali się na określone im miejsca i wyszli z sali, wstałam z tronu i udałam się z powrotem w kierunku moich komnat w nadziei, że Artur o mnie zapomniał. Niestety. Moja nadzieja okazała się złudna. Usłyszałam jego surowy głos wymawiający moje imię ze szczególną uwagą dla każdej litery. Zatrzymałam się, lecz nie obróciłam. To był mój błąd. Mężczyzna złamał mnie w tali i gwałtownie obrócił w swoim kierunku.

- Czemu uciekasz? Wiesz przecież, że chciałem porozmawiać - wyciągną dłoń w stronę mojej twarzy i delikatnie pogłaskał mój policzek.

Niewzruszona patrzyłam się w jego twarz pokrytą bruzdami i zadrapaniami. Przez te wszystkie lata nauczyłam się odrobinę panować nad emocjami i nie tylko. Jego silne ramie przycisnęło mnie zachłannie do siebie i prowadziło w zupełnie innym kierunku niż planowałam. Przeszliśmy przez całe pomieszczenie i weszliśmy w korytarz prowadzący do jego komnat. Kierowaliśmy się do jego komnat! Bok zaczął mnie boleć od jego palców wgniatających się w moją skórę, a w moim wnętrzu narastał niepokój, jednak nie mogłam nic poradzić na zaistniałą sytuację, w końcu byłam jego żoną. Mogłam prosić o inne komnaty, jednak nie mogłam go całkiem unikać i udawać, że w ogóle go nie kocham. Bo przecież ja go uwielbiam, a oddzielne komnaty mam tylko dla większego komfortu. Jesteśmy kochającym się małżeństwem, królem i królową. Sercem królestwa, które nie ma problemów. Wzorem do naśladowania. Prawda?

Mężczyzna szybkim szarpnięciem za klamkę otworzył drewniane drzwi i znaleźliśmy się w jego sypialni. Od razu rozpoznawałam to pomieszczenie, do którego wracałam co noc. Raz w dręczących mnie snach, a raz naprawdę. Naprzeciwko nas znajdowało się łóżko z baldachimem, po prawej stronie stały zaś drewniane komody oraz drzwi do ogromnej szafy. W Arturze budziła się jego gwałtowna część. Pchnął mnie na ścianę tuż obok i zamknął drzwi. Przez bliskie zderzenie ze ścianą na chwilę odebrało mi dech. Mój mąż odszedł do mnie i zbliżył swoje usta do mojej szyi. Składał na niej mokre pocałunki, o które biła by się nie jedna kobieta, jednak nie ja. Ja jak zwykle nie wiedziałam co robić. Mimo pięciu lat spędzonych w tym cholernym małżeństwie, nie miałam pojęcia co robić. Uśmiechałam się i udawałam, że jest mi przyjemnie. Założyłam na siebie maskę, której kurczowo się trzymałam i z nieznanych mi powodów nie potrafiłam jej puścić. Ściskał mi się żołądek a serce rozdzierał ból. Zrobiło mi się gorąco, a ręce zaczęły delikatnie drżeć. Mimo wszystko zapanowałam nad tym oraz łzami cisnącymi mi się nieustannie na oczy i z obrzydzeniem wplotłam rękę we włosy króla, który właśnie zdejmował ze mnie sukienkę. Wiedział, że tak jak zawsze otrzyma to, co usiłuje przywłaszczyć sobie siłą, ponieważ ja nie jestem wystarczająco silna by cokolwiek z tym zrobić.

Królowa | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz