Rozdział 2

163 6 0
                                    

Wraz z sztucznym uśmiechem przyklejonym do mojej twarzy kierowałam się do mojej komnaty. Weszłam do pokoju i upewniłam się, że w środku nie ma żadnej służącej. Nie było tu nikogo oprócz mnie. Zamknęłam drzwi na klucz i odwróciłam się w stronę łóżka. Uśmiech znikną z moich ust w mgnieniu oka, a uwolnione uczucia zalały mnie ciepłą falą. Złapałam za zamek sukienki znajdujący się na plecach i zdjęłam z siebie tonę materiału, która coraz bardziej zaciskała się, uniemożliwiając mi wzięcie kolejnego oddechu. Ubrana w cienką, półprzeźroczystą tunikę zsunęłam się na podłogę i oparłam plecami o łóżko. Wpatrywałam się w drewniane drzwi. W mojej głowie szalały myśli, a po policzkach spływały słone łzy. Nienawidzę tego zamku. Nienawidzę tego otoczenia. Nienawidzę tych wszystkich ciężkich sukni. Nienawidzę udawać. Nienawidzę wyrzekać się siebie. Nienawidzę Artura. Nienawidzę jego ciężkiego dotyku odciskającego się na mojej duszy i powracającego za każdym razem, gdy zamknę oczy.

Gdy byłam jeszcze małym dzieckiem, uciekałam przed przytłaczającymi mnie myślami do lasu, który znajdował się niedaleko mojego rodzinnego domu. Zawsze potrafiłam tam znaleźć siebie. Błądziłam po leśnych ścieżkach i brudziłam swoje czyste ubrania. Delikatny śpiew ptaków koił mnie, a dziwaczne robaki siadające na moim ciele odwracały uwagę. Mogłam uciekać od wszystkich i poczuć kontrolę nad własnym życiem. Dane mi było poczuć się wreszcie jak dziecko i cieszyć się tą wspaniałą chwilą tak długo jak będzie mi dana. Teraz jednak jestem królową. Nie mogę sobie pozwolić na taka beztroskę. Mam dawać przykład i noszę na sobie ciężar odpowiedzialności za życie moich poddanych, którzy są ślepo we mnie wpatrzeni. Siedziałam więc i zamykałam się w sobie coraz bardziej. Na dworze zdążyło się ściemnić i zachmurzyć. A ja usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko się poderwałam, jednak niepotrzebnie. Zapomniałam, że nikt nie wejdzie do tego pomieszczenia, dopóki drzwi będą zamknięte. Usiadłam więc z powrotem na zimnej podłodze i ochłonęłam. Ogarnęło mnie ogromne zdziwienie. Szybko wstałam i wpatrywałam się w drzwi, które powoli się otwierały. Staną w nich wysoki brunet. Odniosłam wrażenie, że już kiedyś go widziałam. Jego ciemne włosy zaczesane były do tyłu, jednak kilka niesfornych loków żyło swoim własnym życiem. Jego oczy były w kolorze zimnego brązu. Przy biodrze znajdował się schowany w pochwie długi miecz. Chłopak wydał mi się dość młody. Jednak musiał być dobry w tym co robi, bo nigdy wcześniej go tu nie widziałam, a to świadczy tylko o jednym. Jest jednym z czterech przydzielonych mi straży.

- Czy dobrze się czujesz? To znaczy czy wasza wysokość się dobrze czuje? - patrzył się prosto w moje oczy, a jego głos był zmartwiony.

Przez chwilę nie odpowiadałam, jednak, gdy zdałam sobie sprawę, że jako królowa muszę odpowiadać na pytania swoich strażników, pokiwałam głową. Z mojego zaschniętego gardła nie chciał wydobyć się żaden dźwięk. Chłopak, jak gdyby potrzebował upewnienia się omiótł mnie wzrokiem. Dostrzegł, że stoję przed nim w cienkim materiale ledwo zasłaniającym moje ciało. Gwałtownie obrócił głowę i złapał szlafrok wiszący na ścianie. Zanim zdążyłam się zorientować poczułam bijące ciepło za moimi plecami. Drgnęłam delikatnie. Jego źródło było takie przyjemne, że ledwo zdołałam się powstrzymać przed odchyleniem się i przylgnięciem do niego. Po chwili jednak moje ramiona otulił ciężar miękkiego materiału. Zdałam sobie jednak sprawę, że nie tylko ubranie spoczywa na moich ramionach. Znajdowały się tam również ręce bruneta.

- Nie jest ci zimno? - zapytał, zaraz jednak sobie odpowiedział - musi być ci zimno.

Z chęcią została bym w jego ciepłym, przyciągającym mnie objęciu chociaż odrobinę dłużej, lecz świadomość tego, że jestem królową i to w dodatku mężatką, mi na to nie pozwolił. Oderwawszy się od strażnika od razu poczułam owiewające mnie zimne powietrze.

- Jak masz na imię, kim jesteś i co tu robisz? - odwróciłam się w jego stronę i zasypałam stertą pytań.

Mężczyzna uśmiechną się, ponieważ dopiero co pierwszy raz się do niego odezwałam, a pytania już nasuwały mi się na język.

- Nazywam się Matthew i jestem twoim nowym strażnikiem. Odbywam swoją wartę przed twoimi drzwiami każdego wieczoru oraz w nocy. Za dnia twoich komnat pilnuje zaś Richard - delikatny uśmiech nie schodził z jego twarzy.

Przytaknęłam skinieniem głowy.

- Teraz powiedz czy dobrze się czujesz, bo po twoich napuchniętych oczach sądzę, że nie - spojrzał na mnie, a po zorientowaniu się co powiedział zaraz się poprawił - czy wasza wysokość się dobrze czuje? - lekko zakłopotany podrapał się ręką po karku.

- Nic nie szkodzi. Możesz mówić mi Lisa. Odpowiadając na twoje pytanie, tak, czuję się dobrze - skłamałam.

Matthew najwyraźniej zauważył moje kłamstwo, a jego prawa brew powędrowała do góry w pytającym geście. Odpuścił jednak i nie drążył tematu.

- Gdybyś czegoś potrzebowała Liso – przeciągną moje imię - będę za drzwiami. Będę tam też jutro o tej samej porze i pojutrze, i popojutrze - ciągnął.

- Dobrze zrozumiałam. Dziękuje, że mnie o tym informujesz, a teraz proszę cię wyjdź.

Brunet cały czas stał w miejscu, poruszył się może tylko kolka milimetrów. Założyłam ręce na piersi i stanowczo patrzyłam się na niego. Wypalałam dziury w jego oczach. On jednak tylko z zadziornym uśmiechem wpatrywał się we mnie. Obeszłam go i popchnęłam w stronę drzwi.

- Wyjdziesz, czy mam cię wypchnąć? - warknęłam złowrogo.

Chłopak ze śmiechem wyszedł z pokoju, a ja zamknęłam za nim drzwi. Zdałam sobie sprawę jak dziecinnie się zachowałam. Całkowicie zapomniałam kim jestem. Lekko przestraszona swoim zachowaniem położyłam się do łóżka. Wpatrywałam się w nocne niebo ozdobione tysiącem gwiazd oraz w księżyc, który zaszczycił mnie swoim blaskiem. Skąpana w księżycowym świetle zasnęłam. 

Królowa | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz