Rozdział 4

103 7 0
                                    


Rozejrzałam się po pokoju i zebrałam myśli. Musiałam wymyślić jakiś plan działania. Nie mogłam przecież tak po prostu otworzyć drzwi, przejść obok Matthew i wyjść. A może bym mogła, w końcu jestem królową... Wyobraziłam sobie całą scenę krok po kroku. Wyjdę z pokoju. Przejdę obok niego, a gdyby zapytał się, gdzie idę zbyła bym go. To wyglądało jak wyśmienity plan. Jednak miał zbyt dużo niedociągnięć. Matthew pewnie by się nie odczepił. W końcu jest moim strażnikiem i szedł by za mną. A co dalej? Tak po prostu wyszła bym z zamku? Nie ominęła bym ludzi i strażników bez zbędnych pytań. Co gorsza mogła bym spotkać pałętającego się po zamku Artura. Jeśli naprawdę chciałam wyjść musiała bym się wykraść. Postąpić jak jakiś złodziej czy morderca. Uciec i nie dać się złapać. Myśl ta wstrząsnęła mną i spowodowała dreszcz, który przeszedł po całym moim ciele. Nie mogłam tego zrobić. Jestem królową, przykładem posłuszeństwa i dobra. Nie mogę. Gdyby ktoś się o tym dowiedział...gdyby Artur się o tym dowiedział było by po mnie.

Nagle, zalała mnie fala adrenaliny. Nie wiedziałam czemu, ale spodobał mi się pomysł dogryzienia królowi. Przecież i tak mnie ukarze za moje dzisiejsze nieposłuszeństwo. Nic więcej nie mógł mi zrobić. Nawet gdyby mnie zabił, to moje zmartwienia skończyły by się. Zniknęły by szybciej niż chmury popychane przez wiatr. Tak więc postanowione. Dzisiaj w nocy nie jestem królową. Wymknę się i sama sobie pokażę, że potrafię. Zrobię to lepiej niż ktokolwiek mógł by przypuszczać. Udowodnię, że nie jestem tą królową, którą oni wszyscy myślą, że jestem.

Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej pelerynę. Założyłam ją oraz wiązane, czarne kozaki. Byłam gotowa. Rozpierała mnie energia. Poczułam się jak małe dziecko, które zaraz dostanie zabawkę, o którą od dawna prosiło. Udałam się do balkonu znajdującego się po lewo od łóżka. Otworzyłam go i od razu uderzyło mnie powietrze pachnące ciepłą, letnią nocą. Podekscytowana wciągnęłam je głęboko do płuc, do każdej komórki ciała. Wyszłam na balkon i przymknęłam za sobą drzwi. Złapałam za balustradę i spojrzałam na okolicę. Domy tętniły życiem, a nad horyzontem unosiła się jasna łuna światła i zanikała gdzieś w czerni nocy. Spojrzałam w dół. Znajdowałam się na drugim piętrze i zejście będzie nie lada wyzwaniem. Podjęłam wyzwanie i nie zamierzam rezygnować. Umocniłam uchwyt i przeszłam na drugą stronę. Ogarnął mnie strach. Stałam po drugiej stronie poręczy. Jeśli teraz gdzieś się pomylę bądź puszczę, spadnę i się zabije. Ręce zaczęły mi się pocić lecz nie mogłam zawrócić. Gdybym teraz wróciła wyzbyła bym się danej mi szansy. Obróciłam się w stronę mojej komnaty, przykucnęłam i mocno się trzymając opuściłam jedną nogę. W głębi ciemnego pokoju ujrzałam, że drzwi się otwierają, a do pomieszczenia ktoś wchodzi. Postać się rozejrzała i spojrzała w stronę otwartego balkonu. Nie zdążyła mnie jednak ujrzeć, ponieważ opuściłam drugą nogę i bez większego namysłu skoczyłam.

Wylądowałam na piętrze niżej. Stąd już bez problemu zeskoczyłam na ziemię. Takim oto sposobem znalazłam się na dziedzińcu. Przemknęłam wzdłuż budynku i zatrzymałam się dopiero przy krzakach obok bramy wjazdowej. Stało przy niej dwóch strażników. Lekko zmęczona przykucnęłam i czekałam na dogodny moment. On jednak nie chciał się pojawić, musiałam go więc stworzyć. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś kamyka. Wsłuchałam się w dźwięki nocy i starałam się nie być głośniejsza od nich. Po cichu przeczołgałam się by chwycić kamień i wróciłam na swoje miejsce. Rzuciłam go w głąb dziedzińca, jednak strażnicy nawet nie zareagowali. Zostałam zmuszona do użycia krytycznych środków. Przekradłam się w okolice rzuconego kamienia, skryłam się za drzewami i krzyknęłam starając się jak najbardziej zmienić swój głos:

- Aaaaa! Pomocy złodziej! Zostaw mnie zboczeńcu! -Krzyczałam i piszczałam, a echo roznosiło się i odbijało.

Pułapka zadziałała. Strażnicy ruszyli z pomocą damie w potrzebie. Ja tylko na to czekałam. Zadowolona z siebie szybko pobiegłam między drzewami i wybiegłam w pośpiechu przez bramę. Biegłam, dopóki nie dotarłam do miasta. Szłam wąskimi uliczkami i cieszyłam się tą chwilą wolności. To uczucie było wspaniałe. Żadnych zmartwień na głowie. Nie obchodzi mnie Artur, królestwo, obowiązki, przeszłość i przyszłość. Jestem tylko ja, zwykła dwudziestopięcioletnia kobieta spacerująca po mieście nocą w czarnej pelerynie. To brzmi jak zupełnie normalna rzeczywistość. Można by przywyknąć.

 Weszłam do ciekawie urządzonej knajpy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Znajdowały się tu dwa piętra, a w każdym wolnym miejscu stały stoliki. Po lewej stronie znajdował się bar. Prawie wszystko było tu z drewna. Pomieszczenie oświetlane było przez świece umieszczone w pięknych żyrandolach, zawieszonych wysoko przy suficie. Było dość tłoczno. Nie mogłam znaleźć odpowiedniego miejsca. W końcu jednak znalazłam miejsce przy oknie. Usiadłam, lecz nie zdejmowałam z głowy kaptura. Przyglądałam się ludziom. Podziwiałam ich proste jednak radosne życie. Pewien tęższy mężczyzna z ciemną brodą odbijał się jak piłeczka od stolika do stolika i dopijał resztki piwa, które zostały w kuflach po poprzednich gościach. W lewym kącie pomieszczenia siedziała przepiękna kobieta. Jej włosy były delikatne, jasne. Odbijały światło świec i wyglądały tak jakby się lśniły. Rozmawiała z chudym mężczyzną. Opierała rękę na drewnianym blacie i z uwielbieniem wpatrywała się w jej rozmówcę. Niedaleko nich, przy ścianie siedziała garstka mężczyzn śmiejących się do rozpuku i pijąca przeróżne trunki. Gdy jeden z nich zaczął opowiadać jakąś historię reszta umilkła i uważnie go słuchała. Po chwili jednak wszyscy wybuchli śmiechem. Widok ten spowodował, że sama się uśmiechnęłam. Oderwałam od nich wzrok i przeniosłam go na trójkę mężczyzn siedzących przy stoliku wraz z piękną szatynką. Jeden z chudszych mężczyzn rozmawiał z nią. Szeptał jej coś na co ona tylko się krzywiła. Po chwili kobieta poderwała się i uderzyła go solidnie w twarz. Dźwięk uderzenia rozniósł się po pomieszczeniu aż mnie samą zabolał policzek.

- Idiota! Odejdź stąd natychmiast – Kobieta krzyknęła na tyle głośno, że na spokojnie zrozumiałam każde jej słowo.

Mężczyzna wstał od stołu a zraz po nim jego dwaj koledzy. Szczupły blondyn rozejrzał się dookoła i zatrzymał swój wzrok na mnie. Szepnął coś i ruszył w moim kierunku. Mężczyzna przysiadł się do mnie a jego towarzysze stanęli za nim. Blondyn uważnie się mi przyglądał. Pochylił głowę i próbował zobaczyć moją twarz, skrytą w cieniu kaptura. W końcu, rozdrażniony nachylił się w moim kierunku i szybko sięgnął w stronę mojego kaptura. Serce zabiło mi szybciej, a puls przyspieszył. Zaraz odkryje moją tożsamość. Odchyliłam się do tyłu jednak zrobiłam to zbyt wolno. Jego ręka dosięgnęła materiału i zrzuciła go ukazując moją twarz. Zamarłam. Wiedziałam, że to koniec. Teraz wszystko się wyda. Wieści rozchodzą się szybciej niż może się wydawać. Wszystko dotrze do króla i będę skończona. Ku mojemu zdziwieniu mężczyzna nie rozpoznał we mnie królowej.

- Co taka piękna kobieta robi w takim miejscu? Czemu skrywałaś taką śliczną twarzyczkę pod kapturem? - zapytał widocznie zaintrygowany.

Zdziwiona przeniosłam wzrok na postacie stojące za nim. W ich twarzach widziałam zdziwienie. Wyglądali jakby szukali czegoś głęboko w ich głowach. Bałam się odpowiedzieć chłopakowi, jeśli po wyglądzie mnie nie rozpoznali, to po głosie już na pewno dadzą radę. Przecież jestem drugą, najbardziej znana osobą w królestwie.

- Jackob, nie uważasz, że dobrze by było skończyć już te zabawy i wrócić do domu? - jeden z nich zwrócił się do siedzącego mężczyzny. Najwyraźniej już coś kojarzył, lecz nie do końca jeszcze wiedział z co z czym.

To był mój znak, aby pokazać im, że nie mogę być ta osobą, o której myślą. Mogę być przecież tylko podobna do królowej. Ona przecież nie pojawiła by się w takim miejscu jak to. Uśmiechnęłam się zalotnie i spojrzałam w szare oczy chłopaka.

- Czy ma znaczenie co tutaj robię? To chyba widać. Odpoczywam - przerwałam na chwilę, by oprzeć twarz na rękach - ty mi lepiej powiedz co cię sprowadza do mojego stolika i kim jesteś, a wtedy pomyślę o odpowiedzi na resztę twoich pytań.

Na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek zwycięstwa, a w oczach pojawiło się zainteresowanie. Już wiedziałam, że raczej szybko stąd nie wyjdę, a już na pewno nie sama. 

Królowa | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz