Rozdział 12.

163 14 7
                                    

•••••••••••••••••••••••••••••••

Powrót Na Stare Śmieci

•••••••••••••••••••••••••••••••


Rok 2023 wrzesień.

-Perspektywa Buckiego-

Udałem się w dawno nie odwiedzane przezemnie okolice. Do domu. Brooklyn był niegdyś moim życiem. Tutaj wszystko się zaczęło. Cała historia. Poznałem tu moich przyjaciół i spędziłem najcudowniejsze chwile.

Wszystko wyglądało inaczej. Bardzo nowocześnie. Mimo dużych zmian da się rozpoznać to miejsce po tylu latach. Sklepik Pana Polmont. Już go nie było ale widziałem go oczami wyobraźni. Bloki odnowione. Ulice bez najmniejszej dziury. Spojrzałem na okno swojego starego pokoju. Świeciło sie tam światło. Miałem głupi pomysł ale musiałem to sprawdzić bo nie dawało mi to spokoju.

Po paru minutach namysłu znalazłem sie przed drzwiami starego mieszkania. Z zawachaniem zapukałem. Otworzyła mi mała złotowłosa dziewczynka. Na oko z takie jedenaście lat.

-Dzień dobry. Są rodzice?- uniosłem delikatnie kącik ust aby jej nie wystraszyć przypadkiem.

-Są. Kim pan jest?- bawiła się drzwiami kiwając się razem z nimi to w tym to w przód.

-Kiedyś tutaj mieszkałem. Zawołasz kogoś proszę?- dziewczynka pokiwała głową i pobiegł wgłąb mieszkania.

Po minucie ujrzałem kobietę średniego wzrostu o ciemniejszej karnacji a kręcone włosy opadały jej na ramiona

-Dzień dobry w czym mogę pomóc?- zapytała życzliwie lekko sie uśmiechając.

-Chciałbym zapytać czy wie Pani co się stało z rzeczami po poprzednim lokatorze. Znaczy osoby, która mieszkała tutaj w czasie drugiej wojny światowej.- zapytałem nieco będąc zmieszanym. Pewnie wyrzucone albo oddane komuś zostały. Wiem, że to głupia pytanie ale co mi szkodzi zapytać prawda?

-Oo chyba wiem o kogo chodzi. Zapraszam. Mam pare kartonów z rzeczami. Zostawiłam je myśląc, że może kiedyś sie ktoś po nie zgłosi.- zaprosiła mnie gestem ręki i zamknęła drzwi. Doprowadziła mnie do pokoju, którym stała stara szafa. Została tylko ona z całego starego umeblowania.- W tej szafie jest wszystko. Czy można wiedzieć jak ma pan na imie?

-Jestem...George.- jedyne imie jakie przyszło mi na myśl było imie mojego ojca. Wolałem nie podawać swojego. Coś mi mówiło aby lepiej tego nie robić.

-Miło Cię poznać. Ja jestem Mary. Czego konkretnie szukasz?- podała mi rękę a ja ją delikatnie uścisnąłem.

-Czegokolwiek tak szczerze. Mógłbym przejrzeć?- pokazałam na szafe.

-Oczywiście. Jesteś z rodziny?

-Jestem synem syna brata Pana Jamsa Barnsa.- nie wiem skąd ale wymyśliłem to. I nie, nie miałem brata.

-Nie wiedziałam, że miał jakieś rodzeństwo .- wzruszyła ramionami i nastała krótka cisza.

-Cóż.- kaszlnąłem i zabrałam się za grzebanie w szafie. Wziąłem pierwsze pudło i zacząłem je przeglądać.

-Może kawy albo herbaty?- jej uprzejmość była zadziwiająca. Spojrzałem na nią zastanawiając się.

-Zwykłą czarną kawe poproszę.- uniosłem kącik ust. Nie ukrywając było to miła z jej strony. Wcale nie bała się o to, że mogę jej coś zrobić albo coś ukraść. Zdumiewająco ufna z niej osoba.

Kobieta zniknęła za drzwiami a ja kontynuowałem poprzednią czynność. Było mnóstwo pamiątek ale i zdjąć. Znalazłem swoje gdy wkraczałem do wojska. Wyglądać tak znowu to marzenie. Niestety lata robią swoje.

-Jesteś bardzo do niego podobny.-postawiła dwa kubki wypełnione zawałem serca bo jak inaczej nazwać ten napój.- Szkoda, że odszedł tak młodo. Mógł jeszcze tyle zrobić.- westchnęła.

Po jej wypowiedzi wnioskuje, że nie obserwuje zbytnio poczynań Avengersów bo inaczej by wiedziała, że żyje i wszystko to wyglądało inaczej.

-Ludzie giną codziennie.- schowałem zdjęcie spowrotem do pudełka i wziąłem kolejne do dalszego przeglądu.

-Też prawda.- usiadła po turecku obok mnie. Czułem lekkie zdezorientowanie ale pokazać tego nie mogłam. Po co mam stawiać nas w niezrecznej sytuacji.

-To twoja córka?- chciałam jakoś wypełnić cisze panującą między nami.

-Tak. Wiem, że nie wygląda ale nią jest.- wzięła głęboki wdech.

-Rodzona?- po czasie uświadomiłem sobie, że takich pytań sie nie zadaje. No ale było już za późno.

-Tak rodzona. Jej ojciec to typowy Amerykanin o bląd włosach i oczach niebieskich jak niebo.- zaśmiała się krótko. Odetchnąłem z ulgą. Na szczęście nie uraziłem jej.

-Będzie piękną kobietą jak dorośnie. Po mamie oczywiście.- kobieta uśmiechnęła sie i mimo iż jej skóra nie ukazywała rumieńców wiem, że tam były.

-Czego konkretnie szukasz?- nachyliła się delikatnie w moją stronę zaglądając do pudełka.

-Listów.- uporczywie grzebałem doznając powoli lekkiej irytacji.

-O!- na jej nagły okrzyk wzdrygnąłem sie. Wstała i próbowała sięgnąć kartonu będącego na samej górze. Nie myśląc długo i wstałem pomagając kobiecie.

Usiedliśmy spowrotem na podłodze a ona zaczęła otwierać pudełko zaklejone taśmą. Wyciągnęła z niego paredziesiąt listów. Były już zżółknięte przez czas ale były dalej nie otwarte. Zaadresowane do mnie.

-Mogłeś tak odrazu. Kiedyś gdy przeglądałam wszystko to je znalazłam. Wydały mi się ciekawe. Jakby dalej czekały na właściciela.- sięgnęła po kubek i napiła się kawy.

-Dziękuję. Bardzo mi pomogłaś.- przegladałem po kolei listy zwracając uwage na daty. Przeczytam je później. Przecież nie zrobie tego przy niej.

-Nie ma za co. To listy od kochanki tego Jamesa?- poruszyła znacznie brwiami na co parsknąłem śmiechem.

-Można tak powiedzieć.- pokiwałem głową.

-Dlaczego ich nie otworzył? Jak myślisz?

-Może o nich nie wiedział.- bo tak było. Nie wiedziałem. Ktoś musiał je chować przedemną. Po śmierci mojego ojca nie mieszkałem z nikim. Byłem wtedy kompletnie sam w mieszkaniu. Kto mógłby odbierać listy? Tego nie wiem ale sie dowiem.

-Może.- podała mi kawe do ręki i upiła kolejny łyk swojej. Uczyniłem to samo.

-Długo jesteś z mężem?- skoro jest już tak miło to czemu by nie zapytać. Była naprawdę ładną kobietą a randki przez internet to istny koszmar. Nie chce nawet wspominać co widziałem i co czytałem na profilach, niektórych osób.

-Byłam dwanaście lat.- dopiła do końca i odstawiła kubek na stół dalej siedząc na ziemi.

-Byłaś?- odparłem.

-Tak. Jestem w czasie rozwodu. Tylko nie mów, że ci przykro bo słyszałam to już nie raz.

-Rozumiem. Dlaczego więc sie rozwodzicie?

-Długa historia ale poniekąd po prostu już miłość minęła.- postępowanie z małżeństwem w tych czasach mnie dziwi. Traktują to tak błacho a przecież to przysięga płynąca z serca. Co chwile jakieś rozstanie, rozwód, zdrady albo jakieś dziwne trójkąty. Wole sie w to szczerze nie zagłębiać.

-W sumie lepiej tak niż żeby sie męczyć ze sobą.

-Otóż to.- spojrzała na mnie z uśmiechem.

○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○

Rozdziałów nie było bo byłam na praktykach w stajni. Tak będzie co drugi tydzień. Może uda mi się pisać zapasowe rozdziały aby wstawiać w czasie praktyk. Tym czasem mam teraz szkołe więc ten tydzień rozdziały będą co drugi dzień albo codziennie. Zobacze jeszcze. To miłego czytania kochani! Dawajcie znać jak wam sie podoba!

|•| 101 Łez |•| [James Barnes]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz