Rozdział 30.

86 6 11
                                    

••••••••••••••••••

Małe Kroczki

••••••••••••••••••

Rok 2024 maj.

-Perspektywa Sama-

Opadłem na kanape czując jak każdy mięsień w moim ciele ma ochotę rozerwać sie niteczka po niteczce. Płuca wciąż próbują zaczerpnąć więcej powietrza niż mogą. Przymknąłem na chwile oczy aby łatwiej i szybciej się rozluźnić. Z przyjemnej ciszy wyrwał mnie irytujący głos, który miałem ochotę zamordować w danym momencie za naruszenie mojej chwili relaksu.

- Nie wiedziałem, że on aż tyle waży. Jebana tona normalnie. - Clint jak gdyby nigdy nic rozwalił sie na większej części kanapy.

- Nie przesadzaj. Przybrał trochę na masie a ty powinieneś trochę poćwiczyć w takim razie. - przekrzywiłem głowę w prawo czując jak mój kark sztywnieje, zacząłem go delikatnie masować aby nie skończyć ze skurczem. - Dzięki, że przyszedłeś pomóc.

- Nie ma za co. A on nie mógł sam wejść? - spojrzał na mnie pytająco.

- Nie. Jest na psychotropach. Wody?- wstałem podążając do kuchni.

- Poproszę. Ale po co? Świruje? - zaśmiał się krótko na co spojrzałem na niego na tyle pustym wzrokiem by spoważniał natychmiastowo.

- Nie bardzo daje sie dotknąć i ogólnie nie jest skory do współpracy a nie chciał bym chodzić ze złamanym nosem. Ty z resztą też. - przyznał mi racje skinieniem głowy. Nalałem wody do dwóch szklanek i spowrotem zająłem miejsce na kanapie podając mu jedną.

- Racja. - przejął ją odemnie biorąc łyka. - Musze się zwijać. Życzę szczęście i abyś nie zwariował z nim pod jednym dachem.

- Dzięki. Chyba...

- Sam. Masz bojowe zadanie. - z pokoju Buckiego wyszła Shuri odrazu zabierając mi szklanke z wodą. Chciałem czym prędzej na nią nawrzeszczeć za naruszenie mojej przestrzeni osobistej i tykania rzeczy bez pozwolenia. Jednak nie było dane mi dojść do słowa. - Tu masz rozpiske leków. Ma aktualnie gorączkę więc błagam nie zepsuj tego bardziej. - zanim zdążyłem coś powiedzieć ciągnęła dalej. - Albo wiesz co lepiej niech robi to Sarah. Jej bardziej ufam. - jak powiedziała tak zrobiła. Udała się na dwór by wręczyć jej kartke.

- Ostatni raz cie prosze o pomoc! - wrzasnąłem. Nie czułem sie sprawiedliwe z tym co powiedziała jednak nie będę się dalej w to mieszał. Tyle w tym sensu co w całej tej sytuacji. Kłótnie o głupotę to ostatnia rzecz, na którą miałem ochotę.

●●●

Następny dzień.

Nie mogłem ufać mu w stu procentach. Zwłaszcza, że teraz go już nie znam i on w sumie mnie też. Nie jest tym samym człowiekiem więc nie mogłem tak po prostu dać wejść Sarah do pomieszczenia, w którym przebywa człowiek nieobliczalny i nieprzewidywalny. Nie chciałem jej narażać ale z drugiej strony ona miała większe szanse aby do niego dotrzeć w jaki kolwiek sposób. A na tym właśnie najbardziej nam zależało.

Dziurka od klucza nie była zbyt praktyczna do podglądywania jednak lepsze to niż nic. Sarah właśnie weszła do pokoju. Barnes nie spał a jedynie gapił się pusto w biały sufit. Na sam dźwięk naciskanej klamki podniósł się na łokciak do pozycji siedzącej i patrzył na moją siostre jak na ducha. Uśmiechnęła sie do niego i powoli podeszła do łóżka by na nie usiąść. Odsunął sie o pare centymetrów dziwiąc sie tym co robi.

|•| 101 Łez |•| [James Barnes]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz