Małżeństwo, czy to jego koniec?

15 2 0
                                    

2012
Andrea już nie wytrzymywała z Robertem, każdy krzyk, każda kłótnia i każda przemoc kończyła się jej płaczem, a on co? On nie zdawał sobie sprawy jak bardzo krzywdzi swoją ukochaną, przecież ją kocha to czemu traktuje ją jak szmatę, która go w łóżku zadowoli nawet jak nie będzie miał do niej szacunku? Przecież to ona ma go szanować, po co on ma? Przecież to on zarabia ale czekaj Andrea też zarabia, a i tak zajmuje się dziećmi żeby było im jak najlepiej, aby im zapewnić to bezpieczeństwo. Widać jej starania, wiele przeżyła, wiele razy dostała od męża z pięści...nie zasłużyła na to.

Widziałem nie raz jak ojciec traktuje mamę jak szmatę, żeby tylko mu było dobrze i gdzie ta pieprzona sprawiedliwość? Skończyłem zaledwie 8 lat i już wtedy przekonałem się co to znaczy dostać z pięści od silniejszego. Pytanie tylko za co? Za to, że byłem dzieckiem, że nie umiałem sam sobie poradzić z dla niego prostymi czynnościami ale przecież byłem tylko 8letnim dzieckiem...serio zasłużyłem na taką karę? Kurwa nie oszukujmy się byłem tylko dzieckiem, potrzebującym wsparcia ojca w sytuacji dla mnie wtedy jeszcze ciężkiej. Nie zrobiłem nic złego, chciałem tylko zrozumienia.

Marcowy dzień wróciłem ze szkoły, było to około godziny 14, ojca nie było, mamy również byłem sam, znalazłem coś co wtedy nie powinienem nawet widzieć na oczy...Co takiego znalazłem? Narkotyki, co wtedy było dla mnie tylko białym proszkiem, bałem się zapytać co to jak wrócili do domu. Bałem się kolejnych krzyków, kolejnej kłótni, kolejnych ciosów wymierzonych w moją lub mamy stronę przez tego psychopatę.

Kolejne dni mijały w ten sam sposób, rano kłótnia, wieczór kłótnia, każda chwila płaczu...a co na to Marcel? Nic bo nie wiedział co się dzieje, broniłem go już od najmłodszych lat. Może kiedyś mi się za to odwdzięczy ale szczerze nawet na to nie liczę, robiłem tylko tyle ile do mnie należało. Rozmyślając nad tym coraz częściej gubiłem się kurwa sam w tym gdzie żyje, to nie było w żadnym stopniu normalne lecz zostało mi kiedyś powiedziane

"Dziecko nie przestaje kochać swoich rodziców, jedynie się od nich odsuwa"

Z czasem myślę, że to prawda ale nie każdy rodzic zasługuje na to żeby jego dziecko go kochało...

2013
Po skończeniu 9 lat myślałem, że choć trochę zacznie się to poprawiać, za bardzo się kurwa przeliczyłem.
To co wtedy przeżyłem było pojebane ale przecież dzieci nie mają problemów-nie słuchajcie takich tekstów.
Andrea i Robert mieli pierwsze podejście pod rozwód, obiecał, że się zmieni, a zmienił? Nie, to były tylko puste słowa rzucone na wiatr tak jak jego każda obietnica. Czy kobieta żałowała, że mu ponownie zaufała? Bardzo ale z tyłu głowy miała, że nie da rady sama z dziećmi przy nie najlepszych dochodach finansowych.
Zlatywały dni lecz jedna data szczególna data z tego roku nie umknie mi z pamięci, czemu i jaka?
09.05.2013 i czemu jej nie zapomnę?

Ponieważ tamtego dnia przywalił mi na tyle mocno, że złamał nos. Co wtedy zrobiłem? Byłem z nim sam, przecież nie powiem, że mnie boli. Sam starałem sobie go nastawić, cholernie bolało ale już wtedy wiedziałem, że aby z nim przeżyć muszę sobie radzić sam na własną rękę. Próbowałem kilka razy aż udało mi się nastawić nos, bolało nie ukrywam ale nawet lekarz w szpitalu po czasie powiedział, że nos wygląda jakby był tylko lekko naruszony ale nastawienie wyszło dobrze... wypowiadając te słowa nie wiedział, że sam sobie go nastawiałem, nikt nie wiedział...

Bałem się go nie powiem, że nie ale czy to coś dziwnego? Żyłem z pierdolonym tyranem. W wakacje 2013 wyjechaliśmy pozwiedzać wiele państw, wspaniałe wspomnienia ale na każdym wyjeździe był choć jeden bar odwiedzony... Ile mama się musiała za niego wstydzić w tych wszystkich miejscach...

2014
Skończone 10 urodziny, czy się cieszyłem? Nie ale nikt czasu nie zatrzyma. Robert coraz bardziej odpierdalał każdy miał go dość, nawet sąsiedzi... wstydu tyle, że Andrea nie chciała się z nim na ulicy pokazywać. Chodziłem do szkoły, uczyłem się dobrze, nawet bardzo dobrze ale no co to przecież tylko 4 klasa podstawówki co może być w tym trudnego? W takich warunkach było bardzo ciężko mi się uczyć... nie umiałem złapać własnych myśli gdy za ścianą toczyła się kłótnia o pieniądze czy też seks.

Nie rozumieli mnie, nikt mnie nie rozumiał, nawet mama... starała się mnie zrozumieć ale przecież ja to tylko dziecko, które nie wszystko rozumie, a to są sprawy dorosłych, szkoda tylko, że muszę tych ich spraw "dorosłych" wysłuchiwać zza ściany jako 10letnie dziecko które dostaje gdy jej nie ma w domu i jest zastraszane, że jak coś powie to dostanie jeszcze mocniej... chciałem, marzyłem,prosiłem, błagałem o to żeby żyć normalnie-nie doczekałem się.

Słuchanie o seksie, słuchanie o pieniądzach, zadziwiało mnie, przecież to nie jest takie ważne, a może i jest?
Wyzwiska, wyśmiewanie w szkole to była normalka ale dzieci były okropne i to chyba nic dziwnego w tym wieku, a może jednak się mylę?
Moi rówieśnicy rozmawiali co chcą żeby im przyniósł Święty Mikołaj, a ja rozmyślałem jak łatwo pozbyć się siniaków aby mama nie widziała...

Najgorszym jednak w tym roku było nie to, że się śmiali, nie to, że traciłem dzieciństwo, tylko to, że straciłem dziadka... był mi mega bliski, a jednak papierosy i alkohol go pokonały, stwierdzono, że zmarł na raka płuc, był mi naprawdę bardzo bliski mimo, że nie widywałem się z nim nie wiadomo jak często.. Kochałem go, zawsze myślałem, że jest warty zaufania i był, ufałem mu w 100% mimo, że był ze strony ojca...
Był cudowny, zawsze wesoły, a przynajmniej taki się wydawał z mojej perspektywy, zawsze nazywał mnie swoim ulubieńcem co radowało moje serce, mam z nim naprawdę wiele wspaniałych wspomnień i wspólnych żartów.. Był tym jednym ze strony ojca który był warty zaufania takiego 100% mimo, że kocham też innych ale jednak za bardzo ojca wychwalają nie znając całej prawdy o nim...

Życie nie jest prosteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz