Miałem nadzieję

13 1 0
                                    

Szczerze miałem nadzieję, że jednak się poprawi, że ta przeprowadzka jednak jakoś załagodzi sytuacje w domu, niestety się myliłem. Nic się nie zmieniło, Robert dalej zapijał każdy najmniejszy problem, każdą najmniejszą pomyłkę czy najmniejsze niepowodzenie w firmie. Wszystko zapijał, dosłownie kurwa wszystko. Nigdy tego nie rozumiałem, jak można pić? Jak można tak dużo tego pić? Przecież to jest niedobre. Z czasem jednak połączyłem swoje życie z alkoholem.

2019 kończyłem 15 lat, niby spoko ale jak patrzyłem na swoich rówieśników czułem się inny. Taki zbyt poważny, zbyt dojrzały, zbyt "dorosły". Czułem, że nie pasuje do otoczenia ale czemu ja miałem się dziwić, musiałem dojrzeć wcześniej, nie miałem innego wyjścia. Lecz presja przez nowe znajomości trochę zbyt na mnie wpłynęła. Zacząłem palić, pić, chodzić na imprezy, bawić się w romanse i relacje bez zobowiązań. Nigdy mi to nie pasowało, a tu nagle sam zacząłem to praktykować? To i tak nie było najgorsze co zacząłem robić.

Mijały miesiące szkoły, nadal towarzyszył mi Natan i Mateusz, to oni mogli nazywać się moimi przyjaciółmi. Z czasem poznałem wielu innych ludzi ale do tego przejdziemy później.
Miałem znajomych, złych znajomych którzy nazywali się gangiem smoka pod koniec 2019 zaczęli mnie wciągać w świat handlowania, świat ćpania i innych przekrętów.

Zaczęło się od mini kradzieży po branie narkotyków. Nie byłem zadowolony ale chciałem do nich pasować, byli starsi przecież fajnie było mieć starsze towarzystwo, prawda?

No nie, to, że są starsi wcale nie było takie fajne. Popadłem w uzależnienie od ćpania, imponowało to głupim szmatom, czułem się choć chwilę atrakcyjny ale mnie to wyniszczyło na tyle, że po ćpaniu wsiadłem na crossa i zaliczyłem swój pierwszy wypadek, dość mocny wypadek. Poturbowałem się wtedy ale nie zrobiłem sobie jakiejś krzywdy, nie czułem jednak bólu przez ilość wziętych narkotyków.

Po skończeniu 16 lat zaczęłem walczyć z uzależnieniem głównie dlatego, że nawet nie miałem jak kupować towaru przez kwarantanne. Dobijało mnie to w chuj, liczne kłótnie mi w tym nie pomagały, ludzie się cieszyli, że nie muszą chodzić do szkoły, ja rozwalałem sobie kostki o ściany walcząc z napadami agresji wywoływanymi przez ojca. Super było, że nie musiałem wstawać rano i jakoś mogłem odsypiać nieprzespane noce ale jego krzyki nie pomagały. Zawsze miał jakiś problem mimo, że nawet nie wychodziłem z pokoju, on i tak znalazł coś do czego mógł się przyczepić. Głodził mnie, nie pozwalał mi jeść gdy moje oceny się choć trochę pogorszyły, mieszał mnie z błotem za każdym razem gdy dostawałem gorszą ocenę niż 3, czasem mi odpuszczał i przymykał oko na pojedyńcze 2 ale szczególną uwagę przykładał do przedmiotów takich jak matematyka, fizyka, informatyka i oczywiście angielski oraz polski. Było mi ciężko bo jednak technikum, szkoła średnia tu nie było tak łatwo o wysokie stopnie, jednakże robiłem wszystko żeby go zadowolić, zarywałem nie jedną noc żeby się uczyć, omijałem nie jeden posiłek za karę. Za karę za to, że nie byłem wystarczająco dobry. Taka presja wywołała u mnie bulimię z którą się starsznie męczyłem długi okres czasu.

Mimo wszystko walczyłem z tym wszystkim mimo, że nie chciałem, mimo, że nie miałem siły żyć. Walczyłem, dorosłem, dojrzałem, walczyłem walczyłem tyle ile mogłem. Wielu ludzi mi powie, że by się po takich przeżyciach poddali, nie dziwię się, sam wiele razy chciałem się poddać ale nie potrafię i nie potrafiłem się poddać może to głupie, może mi ktoś powie, że jak mam depresję i myśli samobójcze to przecież zabić się to nie trudno, a właśnie, że kurwa trudno. Trudno było mi zostawić Marcela, znajomych, drugą połówkę w tamtym okresie, rodzinę, a nawet samego siebie.

"Nie chce żyć" było tekstem w moich myślach na porządku dziennym, nie umiałem tego opanować, a z drugiej strony lubiłem, lubiłem pchać samego siebie w przygnębienie żeby był pretekst do poczucia znowu tego bólu, lubiłem to. Lubiłem to tylko dlatego, że bałem się, bałem się Roberta, bałem się, że znowu zrobi mi krzywdę, a nawet nie tyle,że mi ale Marcelowi. Bałem się po prostu mojego otoczenia, to co miałem na co dzień, to z czym się zmagałem tylko wewnątrz domu, na zewnątrz zakładałem maskę udając, że wszystko jest jak zwykle "okej".
Myślałem, że udawanie będzie dobrym pomysłem, pomyliłem się.
Spodowowało to u mnie jeszcze większe problemy z psychiką, jeszcze większe problemy z samookaleczeniem i kolejnych ran na moim ciele. Teraz te blizny akceptuje może nie w 100% ale jednak są dla mnie symbolem poradzenia sobie i wyjście na prostą.

Chciałbym umieć to wszystko opisać ale nie potrafię, chciałbym wiedzieć jak przekazać to co czuje albo co czułem w danym okresie mojego życia ale słownie tego nie zrobię więc pisze książkę aby to opisać. Ciężko jest, ciężko się to pisze ale to właśnie mi pomaga, może się to komuś spodoba, może ktoś uzna, że to wymyślone. Szczerze? Mam to w chuju.

_______________________________________
Następny rozdział 2020-2021 opis 1 związku z chłopakiem.

Życie nie jest prosteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz