Wszystko to było jakieś pojebane ale nadszedł ten szczególny rok. Rok w którym mieliśmy się przeprowadzić do Polski. Nie podobało mi się to ale to chyba logiczne bo 14 lat mieszkałem w Hiszpanii, a tu nagle niby na stałe do Polski? Ciężkie było aby o tym myśleć co dopiero naprawdę to przeżyć. Zostawić znajomych? Rodzinę? Wszystkie zajebiste wspomnienia? Bo bo oni tak zdecydowali, a gdzie moja opinia, gdzie pytanie jak ja się z tym czuję? Może ja nie chcę wyjeżdżać do Polski? Może mi się to nie podoba? A no tak jestem tylko dzieckiem, nie mam prawa głosu, tym bardziej sprzeciwu przy nim... Przy nim nie ma takiego czegoś jak sprzeciw, masz być grzeczny jak pies dla pana, co to ma zaznaczenie, że jesteś człowiekiem, go to nie interesuje. Po co by miał się mną interesować? Dobra ja to ja ale czemu nie zainteresował się nawet moim bratem? On musiał zmienić podstawówkę, a ja szedłem do średniej idąc tokiem Polskiej edukacji. Pojebane to, nie podobało mi się to, że mama nie chciała zadbać o opiekę o nas. Z czasem dowiedziałem się dlaczego... Zabolało bo myślałem, że chociaż ona mnie kocha, przeliczyłem się.
No cóż, lot się skończył. I gdzie ja mam niby kurwa mieszkać? Skąd ja mam mieć miejsce do życia? A no tak on już to planował, on już wiedział, że wróci do Polski ale czy myślał o dzieciach? Oczywiście, że nie. Miał mieszkanie ale to nie wystarczyło. Okazało się z czasem, a dokładniej po upływie około 3 miesięcy, babcia czyli mama Roberta powiedziała mu, że tata przepisał mu dom, bardzo duży dom, nikt nie wiedział czemu akurat mu, ani nie był najstarszy, ani najmądrzejszy ale dobra to był plus dla nas, nie musieliśmy dużej spać w jakimś marnym przedsionku.
Przeprowadziliśmy się tam, po remontach, a fakt nie trwały one jakoś krótko. Miałem swój pokój, brat miał osobny, było okej ale czekaj czy to znaczy, że czas na nową szkołę, tak to ten czas, koniec sierpnia trzeba się przygotować. Robert w tym ewidentnie nie pomagał, pił bardzo dużo... Ludzie to tłumaczyli tym, że sobie nie radzi. On sobie kurwa nie radzi?! To co ja mam powiedzieć?! A no tak, ja dzieckiem jestem.
Zaczął się wrzesień, ciężko było mi się przyzwyczaić mimo, że ogarniałem jak mówić po polsku bo mnie trochę uczył, to i tak ten stres, że powiem coś źle i mnie wyśmieją to inny poziom naprawdę. Może to głupie, może ktoś pomyśli, że to żałosne ale ja nie myślałem racjonalnie, to było dla mnie nowe miejsce, nowi ludzie, nowy klimat. Polska szkoła zrobiła na mnie strasznie dziwne wrażenie, nie było ono jakieś złe ale też nie najlepsze. Strasznie dziwny klimat, dziwne i specyficzne osoby, a może to ja byłem po prostu inny? Spotkałem bardzo miłe osoby, moich tutejszych przyjaciół ale też osoby których już przy mnie nie ma. Natan, Mateusz bardzo miło przyjęli mnie w klasie. Pytali mnie skąd jestem, zafascynowali się tym, miłe to haha.
Nie będę się mega rozpisywał na temat szkoły bo z czasem widzę, że to jebane ścierwo. Za to jestem wdzięczny za ludzi, za przyjaciół którzy nadal przy mnie są.
CZYTASZ
Życie nie jest proste
Non-FictionŻycie, proste? Pokazując swoją historię uświadomie, że to wcale takie proste nie jest, mając zaledwie 18 lat przeżyłem więcej niż niektórym dorosłym może się wydawać ale przecież problemy zaczynają się dopiero jak sam płacisz rachunki...