Dzień 3.
Obudzenie się na normalny budzik było wręcz komfortowe, porównując do codziennego ogłoszenia Monokumy. Leżałem bezczynnie pod kołdrą, niechętny do pobudki. Nie sądziłem, że Nobuyuki jakkolwiek pomoże mi w gotowaniu, więc byłem skazany na łaskę Mikuru, którą zresztą powinienem obudzić osobiście.
Nie licząc pierwszego spotkania, wczorajszego wieczoru rozmawiałem z tą dziewczyną po raz pierwszy. Zdecydowanie nie mogłem jej jeszcze ufać, jednak w porównaniu z niektórymi innymi podejrzanymi typami prezentowała się dość dobrze. Choć uświadomiłem to sobie dopiero teraz, to oprócz mojego braku umiejętności kulinarnych był jeszcze jeden powód, dla którego byłem jej wdzięczny za pomoc w przygotowaniu śniadania. Gdyby nie obecność Mikuru, byłbym z Nobuyukim sam na sam przez dłuższy czas. W trakcie ciszy nocnej, gdzie nikt nie mógłby nas zastać przez kolejną godzinę. W miejscu pełnym zabójczych noży.
To jakaś paranoja.
Ale jednak, dla własnego bezpieczeństwa, nie ryzykowałbym pójścia samotnie. Nobuyuki obiecał dołączyć do tak zwanego sojuszu, jednak to nie znaczyło, że miał szczere intencje. Mówiąc szczerze, mało kto wydawał mi się godny zaufania.
Raizo na pewno by się sprzeciwił, twierdząc, że wszyscy powinniśmy się zaprzyjaźnić. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby celowo chciał uśpić naszą czujność. A może po prostu powtarzał sobie to kłamstwo jak mantrę, żeby poczuć się lepiej. Uświadomiłem sobie, że zaczynało się ze mną dziać coś złego. Nawet nie zauważyłem, kiedy zrezygnowałem z wiary w rozsądek superlicealistów i zacząłem podejrzewać wszystkich wokół. Mimo wszystko nadal nie dopuszczałem do siebie opcji morderstwa. Nikt nie był aż tak zdesperowany. Nigdy sam bym tego nie zrobił, więc dlaczego inni mieliby zacząć rozważać to tak szybko?
Nie zamierzałem wziąć udziału w zabójczej grze. Ryzyko było zbyt wielkie.
Zeki zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Trudno było mi jednak wierzyć, że sam poradzi sobie ze wszystkim. Wydawał się odważny i nieugięty, ale w środku obawiał się zbrodni. Nie powinienem podsłuchiwać jego kłótni z Atomu poprzedniego wieczora, jednak przez nią poczułem się nieco odrzucony. Zeki, jako lider, chciał ukrywać przed wszystkimi temat zapobiegania zabójstwu. Pozostawienie wszystkim dostępu do broni wydało mi się jednak głupie. Pierwszy raz zgadzałem się w jakiejś sprawie z Atomu bardziej niż z Kamikawą.
Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się po pokoju. Gdyby się zastanowić, nie tylko w magazynie survivalowym dało się zdobyć narzędzie zbrodni. Zapewne mógłbym udusić kogoś poduszką albo własnym krawatem, gdybym tylko miał nieco więcej siły. Nawet krzesło mogło być śmiercionośne, jeśli uderzy nim się kogoś wystarczająco celnie.
W nieodpowiednich rękach wszystko stawało się niebezpieczne.
Ukryłem twarz w dłoniach, próbując odciąć te myśli.
Zeki miał rację. Zamknięcie zbrojowni pomoże jedynie w podsycaniu narastającego niepokoju.
───────────────
Wskazówka minutowa zegara w Wielkiej Monohali powoli przesuwała się w stronę godziny siódmej, pokazując, że zakończenie ciszy nocnej nieuchronnie się zbliżało. Jedynym źródłem światła w sali były latarki – moja, skierowana na drzwi męskiego dormitorium i druga, którą Mikuru świeciła sobie na zeszyt. W przeciwieństwie do wczorajszego wieczoru, kiedy wydawało mi się, że znaleźliśmy wspólny język, rozmowa się nie kleiła. Dziewczyna po przywitaniu się ze mną zapytała, czy nie mam nic przeciwko temu, że coś napisze. Nie zaprzeczyłem, więc staliśmy bez słowa, kiedy ona kartkowała zeszyt. Zegar wskazał godzinę 6:10.
CZYTASZ
Danganronpa: Flourishing Future
Fanfiction[chwilowo zawieszone, ale będzie kontynuacja] [POSTĘP: CHAPTER 2 DAILY LIFE] To wszystko już się kiedyś wydarzyło. Stare mechanizmy można wykorzystać do nowych celów. Uczniom nowej klasy Hope's Peak Academy nigdy nie jest dane przekroczyć progu szk...