[ ślady na śniegu ]

110 11 0
                                    

Koncept: Są studentami, którzy mieszkają niedaleko siebie, uczęszczają na ten sam kierunek i niemal codziennie razem wracają do domu. 

      Brzmi banalnie?

       Życie składa się z takich właśnie banałów

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

       Życie składa się z takich właśnie banałów. Nigdy nie wie się, w jakim kierunku rozwiną się relacje. Ich... od początku była bez przyszłości.

       Zresztą Dazai, choć zauroczony literackimi głupotkami, życie potrafił ocenić, o dziwo, trzeźwym okiem, a to niecodzienna umiejętność jak na studenta... Dotąd jego skłonności, z jakich zdał sobie sprawę w podstawówce, nie utrudniały mu relacji z chłopakami, bo większość, do których wzdychał, była nieosiągalna, ale w tym jednym przypadku czuł się jak oszust, obawiając się, że gdy wszystko się wyda, nie uniknie odrzucenia. Ich spotkania zaczęły w którymś momencie wyglądać jak randki. Albo... chciał, żeby takimi się okazały. Zapewne było całkowicie inaczej niż myślał, lecz nie miał odwagi, by te domysły potwierdzić. Czasem odnosił jakieś dziwne wrażenie, że druga strona daje zamglone sygnały, które może łatwiej byłoby mu zrozumieć, gdyby jego znajomy, student z wymiany, był kobietą, jednak nawet wtedy miałby problem w prawidłowym odczytaniu jego intencji, biorąc pod uwagę wcześniejsze, nie mniej dramatyczne relacje z płcią przeciwną...

      Jego kolega nie lubił stroić domu, a na święta wystarczyła mu prosta choinka opleciona sznurem światełek. Dazai - wprost przeciwnie. Każdego roku aranżował wnętrze swojego małego pokoiku w inny sposób, jakby brał udział w konkursie na wystrój jak z katalogu świątecznego. Gdy tego dnia pomógł już koledze w wyborze prezentu w dziale z planszówkami, on zaangażował się w poszukiwania bombek i pozostałych ozdób, którymi tak pogardzał, choć Dazai był pewny, że nie uniknie jego ostrych słów krytyki. Z tej kolega bowiem słynął na całą uczelnię. Wprawdzie dla niego nie stanowiłaby wyzwania, ale niewątpliwie nastroju na zakupy już by nie miał. A te świecące oczy, które czasem zatrzymywały się na nim na dłużej i wcale nie ukradkiem, a jakby czekały na odpowiedź? Och, gdyby to było łatwiejsze!

     Dazai udawał, że nie zauważa tego wzroku, z jakim ów kolega mógłby mu się oświadczyć po każdej historii, jaka ich do siebie niebezpiecznie zbliżała. Hej, jesteśmy tacy sami, czy to przeznaczenie? Krzyczały jego myśli, a on w duchu karcił się za tę dziecięcą naiwność. Przecież nie pierwszy raz poznał kogoś takiego i nie pierwszy raz będzie świadkiem, jak znajomość się rozpadnie...

     Na zakończenie roku pomagał mu w wyborze garnituru. Niekiedy wpadali do sklepu i jego kolega kupował nawet coś, do czego nie był przekonany, ale spodobało się Dazaiowi, który go do kupna wtedy zachęcał. Potem sam był zdziwiony, że mężczyzna z taką łatwością ulegał jego namowom.

     Raz spędzili ze sobą cały weekend, od rana do wieczora, na oglądaniu świątecznych filmów. Czy tak właśnie zachowują się dwaj kumple z ławki? Dazai nie wiedział, bo dotąd takich relacji z nikim innym nie miał, otoczony wianuszkiem samych dziewczyn. Czas upłynął im szybko, a pod wieczór wybrali się na jarmark w stylu europejskim, gdzie wypili dwie porcje grzanego wina i rozwiązał im się język. Ale nie na tyle, by zziębnięci wylądowali w jednym łóżku. Zaliczyli tylko glebę. I mnóstwo śmiechu w sklepie, gdzie wszystko leciało im z rąk.

     Krótko przed świętami student z wymiany oznajmił, że spotyka się z jakąś dziewczyną. Dazai całkiem spokojnie zapytał, skąd się znają i gdzie zamierza ją zabrać na pierwszą randkę. Jego kolega nie wyglądał, jakby chciał temat dłużej ciągnąć, toteż po tym jak powiedział, że zaprosił ją na łyżwy, odpowiadał ogólnikami, aż Dazai, czując, że sytuacja staje się niezręczna dla nich obu, pokornie się wycofał. Potem zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem w ten sposób kolega nie chciał tylko sprawdzić jego reakcji. Miał być zazdrosny? Jeszcze czego! Nie był, bardziej go zdziwiło nawiązanie, które nawet nie zostało pogłębione, a rzucone od niechcenia, niby nic znaczącego, ale człowiek tego pokroju nie używał słów bez znaczenia. Więc teraz ich relacja przypominała grę w kotka i myszkę? Następna zima może wyglądałaby podobnie...

     Gdyby ta nie była ich ostatnią wspólną.

     Może Dazai powinien był zareagować inaczej... Może łatwiej byłoby znieść mu odrzucenie już wtedy z wiedzą, że chociaż spróbował, niż moment, kiedy listonosz parę lat później wręczył mu zawiadomienie o ślubie. Zresztą i tak by się na nim nie pojawił. Nigdy nie był za granicą. Samoloty go przerażały i o podróży do mroźnej Rosji o tej porze, gdy w samej Japonii zrobiło się o wiele zimniej, z pewnością nie marzył.

    To wszystko, co wspólnie przeżyli, każde spotkanie, każdy wyjazd, każdy spacer, każde słowo, wszystko nabierające jakiejś magii zimową porą, pewnie nie miało większego znaczenia, ale swoim zwyczajem Dazai, starający się zobaczyć więcej niż widział, postanowił je nadać.

   Późniejsi jego mężczyźni nie wzbudzali w nim już takiego zainteresowania, choć pojawił się jeden, który nawet przykuł jego uwagę na dłużej, ale szybko się zwinął z tego świata, chyba przeczuwając, że tak będzie najlepiej. Dla nich obu.

     Każda kolejna zima była smutniejsza od poprzedniej.

     Potem sam się ożenił, więc nie mogło być już lepiej. Jego żona do końca nie mogła pojąć, o co chodziło z jego zimową nostalgią. A on w te dni, przesiadując głównie pod kotatsu wśród przyborów do pisania, i leniwie żując mandarynki, przeżywał dawne życie od nowa, zapominając, że miał nowe, tu i teraz, z którym jednak nic nie potrafił zrobić. Pisarz jest niewolnikiem przeszłości, tak tłumaczył to sobie. 

     Pierwsza żona, nie mogąc wytrzymać bierności męża, wkrótce go zostawiła i odeszła do kochanka. Zazdrościł, że jeszcze mogła coś poczuć, jakąś chęć do działania, chęć do życia...? Coś, czego przy nim raczej nie znajdowała. Ani on najwidoczniej przy niej, nieubłaganie się starzejąc i popadając w samoumartwianie się.

     Obraz przyjaciela ze szkolnych lat z biegiem czasu coraz szybciej tracił barwy. Dazai wiedział, że to nieuniknione; im dłużej będzie mu się przypatrywał, tym coraz gorzej będzie go widział. Niedługo potem zaczął kochać samo wspomnienie, które nie przestało go nawiedzać zimową porą, stawszy się jego przyjacielem, gdy mróz skuwał okna, a północny śnieg ciągnął się długim szalem przez wyludnione ulice. 

     Ta część Japonii, zawsze zasypana zimą, wyglądała obco, ale to tu zdecydował się osiąść na stałe, jakby w małym mroźnym mieście położonym u stóp gór, z tego powodu jawiącym mu się jako bajkowa, niedostępna kraina, czuł się najbezpieczniej. Miał jeszcze tyle do przekazania, gdy zrozumiał, że to tylko kajdany krępujące jego ruchy i aby się uwolnić, musiał odrzucić pióro raz na zawsze. Przestał pisać w momencie, jak jego nazwisko w światku literackim wywoływało już żywe poruszenie.

     Skupił się wreszcie na tym, co go otaczało, i szczerze się przeraził, że poza wspomnieniami z młodości nie pozostało mu nic więcej. Wszystko utracił, wszystko, a potem gdzieś w tym zgubił na dodatek siebie.

     Człowiek odszedł prawie niezauważony. Po nim została sama idea.

    I te parę śladów na śniegu na czerwonym moście, które wkrótce przykryła nowa warstwa.


FYOZAI | Zimowa historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz