Dziewięć

790 36 4
                                    

Zeszłam na dół zaraz za Maxem, który zniósł wszystkie swoje rzeczy do przedpokoju. Kiedy tylko postawił walizkę na podłodze, to rzuciłam mu się w ramiona, zaciskając powieki i zagryzając mocno dolną wargę, żeby się nie rozpłakać. Wiedziałam, że dojdzie kiedyś do tej chwili, ale nie teraz, nie w takich okolicznościach, nie w taki sposób.

- No już Odi... - zaśmiał się, odsuwając się ode mnie – Nie wyjeżdżam na koniec świata, a zaledwie kilka kilometrów stąd. – potarł mój policzek i cmoknął mnie w czoło.

- Masz rację. – westchnęłam, patrząc w ciemne tęczówki szatyna.

- Jeśli będziesz chciała mnie odwiedzić czy coś, to tu masz adres Justina. – uśmiechnął się, a następnie podał mi małą karteczkę z ulicą oraz numerem domu.

- Może porozmawiaj jeszcze z rodzicami? – spojrzałam na niego z nadzieją w oczach.

- Nie, nie chcę. Kocham ich, ale ta rodzina jest... toksyczna. Może sama to dostrzeżesz niedługo – po raz kolejny dał mi buziaka w czoło, po czym otworzył drzwi – Kocham Cię.

- Ja Ciebie też. – westchnęłam melancholijnie, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Po chwili Max zniknął za drzwiami razem ze swoimi rzeczami, a ja udałam się do swojego pokoju. Było mi smutno, naprawdę. Byłam przyzwyczajona do jego obecności prawie cały czas, a teraz tak po prostu go nie będzie. Okej, może przesadziłam, bo brzmi to tak, jakby zaraz miał umrzeć.

Usiadłam na łóżku, wzięłam laptopa na kolana i pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po włączeniu komputera, było wygooglowanie adresu z wiadomości Justina. Wpisałam w wyszukiwarce Sapulveda Boulevard, Los Angeles i natychmiast przypomniało mi się miejsce, które wyskoczyło mi na mapie. To był ten wielki plac na jednej z biedniejszych dzielnic, gdzie odbywały się te imprezy, na które przychodziła Nancy, Justin, Jake, mój brat i pełno podejrzanych typów. Jeśli miał zamiar dzisiaj się tam udać, to również postanowiłam tam się zjawić. Lecz nie miałam zamiaru dzisiaj pójść, a pojechać rowerem, bo po prostu czułam się bezpieczniej na rowerze. Nikt nie mógłby mnie zgwałcić, porwać lub zaatakować, no chyba że ta osoba biegłaby tak szybko jak Usain Bolt.

Zamknęłam laptopa i odstawiłam go na biurko, z którego sprzątnęłam również książki oraz zeszyty, po czym wsadziłam je do torby, żeby być już przygotowana na jutrzejszy dzień w szkole. Wyjęłam z szafy czystą bieliznę, czarne, poprzecierane spodnie, szary top na ramiączkach, ale taki by nie odsłaniał mojego biustu, a na koniec wzięłam jasną jeansową katanę. Wszystkie ubrania ułożyłam ładnie na krześle, aby się nie pogniotły, a następnie wyjęłam z szuflady górę od bikini, okulary przeciwsłoneczne oraz krótkie szorty. To była jedyna para szortów, którą miałam, ale to głównie dlatego, że używałam ich tylko kilka razy w roku.

Przebrałam się szybko w górną część stroju kąpielowego i spodenki, po chwili schodząc na dół do kuchni. Zauważyłam, że naczynia po śniadaniu nie zostały jeszcze sprzątnięte, dlatego opłukałam je szybko i wstawiłam do zmywarki. Kiedy ją włączyłam, to następnie zabrałam się za robienie malinowego smoothie, bo miałam zamiar wyjść na dwór i się poopalać, a jako, że na dworze był upał, jak zawsze w Los Angeles, to chciałam się jakoś ochłodzić.

Kilka minut potem postawiłam szklankę z koktajlem na tarasie i poszłam jeszcze szybko do swojego pokoju, z którego wzięłam Biblię, a następnie ponownie zeszłam na dół. Przestawiłam leżak tak, żeby nawet sąsiedzi mnie nie widzieli i położyłam się na nim. Nie chciałam, żeby ktokolwiek oglądał moje ciało, nawet jeśli miałam bikini na sobie i chciałam się tylko poopalać.

Upiłam łyk lekko kwaśnego smoothie, zaczynając czytać Biblię.


- Jesteśmy! – usłyszałam głośny głos mamy z przedpokoju, który wybudził mnie z drzemki. Przetarłam leniwie powieki i podniosłam się z leżaka, a następnie weszłam do domu, zabierając ze sobą szklankę po koktajlu oraz Pismo Święte.

My Own Medieval GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz