~*~ Czwartek 29 grudnia ~*~

367 40 36
                                    

W czwartkowy poranek, maile nie pozwoliły się już dłużej ignorować, a do tego telefon się rozdzwonił, bo śnieżyce trochę odpuściły i przekaźniki znów zaczęły działać.

Tae-hyung od rana wisiał na telefonie.

— Tak, oczywiście w związku z klęską uruchomiliśmy przecież odpowiednie procedury — tłumaczył całe rano, komuś po drugiej stronie.

Podobnych połączeń odebrał chyba dwieście.

— Mi-ji, proszę, podaj mi numer do...

— Tak, zgadza się, ubezpieczenia obejmują straty tego typu, proszę się tym zająć...

— Nie, to przecież skutek klęski, nie zgadzam się na obciążenie firmy tym kosztem...

— Dział PR niech się tym zajmie. To komunikacja zewnętrzna... tak, zgadzam się i udzielam pełnomocnictwa, za chwilę wyślę mailem...

— Nie tato, nie zdążyłem się tym zająć. Mam mnóstwo pracy. Dopiero dziś telefony zaczęły działać. Bardzo cię przepraszam, ale nie mam czasu na tę rozmowę.

Potem szybko zjadł obiad, myślami będąc zupełnie gdzieś indziej i wrócił do laptopa oraz telefonu. Jeong-guk zastał go u siebie w pokoju, gdy prowadził kolejną niepokojącą rozmowę, tym razem włączając w nią Jeong-guka.

— Tak, wrócimy, jak tylko będzie to możliwe — tłumaczył. — Utknęliśmy w Busan. Spędzaliśmy tu święta. Jak tylko wrócimy z JK'em do Seulu, stawi się u ciebie. Jeszcze raz wielkie dzięki — pożegnał się i rozłączył.

— Z kim o nas rozmawiałeś? — zapytał zdziwiony Jeong-guk, stojąc w progu.

Tae-hyung odwrócił się jak na autopilocie i uśmiechnął, gdy go spostrzegł opartego o framugę.

— Słyszałeś?

Jeong-guk zaśmiał się szyderczo.

— Jakoś tak... samo się usłyszało — wspomniał jego słowa, gdy podsłuchał rozmowę z mamą w kuchni.

Podszedł do niego i objął go w pasie.

— Czuję się przy tobie jak ostatni obibok. Wczoraj odśnieżałeś pół dnia podwórko i jeszcze potrafisz zająć się swoją pracą, a teraz umawiasz mnie do dentysty? — zażartował.

Tae-hyung się zmieszał i uciekł wzrokiem.

— No właśnie, tak pomyślałem, bo... widzisz... — zaczął się jąkać. — Znam kogoś, kto mógłby cię zatrudnić.

Jeong-guk uniósł brwi.

— Zatrudnić? — zapytał nieco urażony, a uścisk jego ramion nieco zelżał, jakby się chciał odsunąć. — Sam znajdę sobie pracę. Nie jestem znowu taki nieudolny, nie rób ze mnie ofermy — zaczął argumentować. — Tak bardzo martwi cię to, że nie mam pracy? Czy zwyczajnie się za mnie przez to wstydzisz?

Tae-hyung przewrócił oczami.

— JK nie opowiadaj głupot, dobrze? — westchnął ciężko. — Stać mnie, żebyś był moim utrzymankiem i gdzieś mam to, czy masz pracę, a już na pewno nie jest mi za ciebie wstyd. Chyba zgłupiałeś.

— Teraz to ty opowiadasz głupoty — uniósł się gniewnie Jeong-guk i odepchnął go od siebie. — Co ty sobie myślisz?

Tae-hyung złapał go szybko za dłonie i przyciągnął z powrotem do siebie.

— Tak tylko powiedziałem, nie gniewaj się, ale chciałem, żeby do ciebie dotarło — argumentował dalej Tae-hyung. — Mam gdzieś czy masz pracę. Liczysz się dla mnie ty.

Jeong-guk nie był jednak o tym przekonany.

— I niby co to za praca? Znów będę siedział za biurkiem i wypełniał tabelki?

— A nie chciałbyś? — zapytał z przekorą Tae-hyung i uśmiechnął się zadziornie. — Mógłbyś siedzieć na moich kolanach — dodał i zafalował brwiami.

Jeong-guk syknął rozzłoszczony.

— Nie traktuj mnie w ten sposób. Czuję się jak idiota. Jakbym był twoją zabawką.

Tae-hyungowi zrzedła mina, a brwi się zbiegły. Rozzłościł się na tę uwagę.

— To się nie czuj. Dlaczego niby się tak czujesz? — zapytał zdezorientowany. — Nie jesteś żadną zabawką. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? — dodał groźnie.

Jeong-guk uciekł wzrokiem. Bał się coraz bardziej powrotu do rzeczywistości. Nie umiał poukładać jej w swojej głowie. Myślał o tym coraz częściej. Nie chciał też tego tłumaczyć, ale obycie Tae-hyunga go przytłaczało.

— Nie wiem, tak jakoś... — bąknął.

— Umówiłem cię na rozmowę z trenerem drużyny reprezentacji — wypalił Tae-hyung.

Jeong-guk spojrzał na niego jak na ducha.

— Z kim?!

— Z trenerem reprezentacji. Latają moimi liniami i pomyślałem, że...

— Oszalałeś? — wrzasnął Jeong-guk.

— Nie JK, mój umysł ma się całkiem dobrze — stwierdził zirytowany Tae-hyung.

— Mówiłem ci, że nie chcę wracać na lód... a już na pewno nie na takim poziomie!

— A ja myślę, że powinieneś spróbować.

— Nie chcę znów przeżywać tego, co wtedy...

— To profesjonaliści JK, nie rodzice nastolatków. Myślisz, że obchodzi ich to, jaka jest twoja orientacja? Myślę, że kilku z nich to geje i nikt na takim poziomie nie robi z tego afery. To zupełnie inny świat. To duża szansa...

— Za duża, nie czuję się na siłach — odmówił kategorycznie. — Nie skończyłem studiów — zaczął wynajdować wymówki. — Co ja tam niby będę robił? Jeździł Rolbą?

— Potrzebują pomocnika głównego fizjoterapeuty. Na studia zawsze możesz wrócić. Uważam, że nawet powinieneś. Wykształcenie jest ważne, ale nie ważniejsze od pasji, a ty mógłbyś połączyć jedno z drugim. Zawsze też... możesz odmówić.

Jeong-guk przewrócił oczami.

— Jak mógłbym? Postawiłeś mnie pod murem.

Tae-hyung się uśmiechnął.

— Raczej nad przepaścią i mam zamiar cię z niej zepchnąć — zadrwił.

— Żebym spadł i się rozbił...

— Nie. Żebyś rozwinął skrzydła. Pojechałem raz za tobą na lodowisko — przyznał się Tae-hyung. — Widziałem cię na łyżwach z kumplami. Musisz robić to, co kochasz JK.

— Niby dlaczego?

— Bo to cię uszczęśliwii będziesz najlepszy. A ja chcę, żebyś był szczęśliwy. Najlepszy już dla mnie jesteś.

✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥✨🔥

Tae, co się z tobą stało? Miłość dobrze na ciebie wpływa ^^ Za to JK zaczyna świrować :/

Do jutra.

Sev.

Sev

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
His fireworks || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz