~*~ Piątek 30 grudnia ~*~

396 42 54
                                    

Piątkowy poranek minął w miarę spokojnie. Tae-hyung od rana wisiał znów na telefonie, załatwiając swoje sprawy, a Jeong-guk zaczął się powoli pakować. Postanowili wracać nazajutrz do Seulu. Śnieg co prawda wciąż nie dawał za wygraną i posypywał od czasu do czasu, ale dzwonił Nam-joon, że robi imprezę sylwestrową w ogromnym domu swoich rodziców i że zaprasza, więc postanowili wracać.

Tymczasem w południe w kuchni zapanowało ogromne poruszenie. Jeong-guk zajrzał tam, zwiedziony podniesionymi głosami i płaczem pani Park.

— Napisał, mówiłam wam, że o mnie pamięta — lamentowała.

Jeong-guk podrapał się w głowę. Od razu domyślił się, o co chodziło. Wnuk pani Park nagle się odezwał. Poczuł na niego złość. To była schorowana starsza kobieta, a on ją niepokoił po kilku dobrych latach. Pomyślał, że pewnie dowiedział się o jej chorobie i może liczył, na Bóg wie jaki spadek, podczas gdy ją nie było stać nawet na nowy piec. Wziął świąteczną kartkę do ręki i przeczytał:

„Kochana babciu, wybacz, że dawno nie pisałem, ale byłem zajęty. Dużo pracuję...

— Przysłał też pieniądze na piec — łkała dalej pani Park w rękaw mamy i tu myśli Jeong-guka zmieniły kierunek.

To było podejrzane. Nie dokończył czytania herezji, które napisał ten chłystek i zawrócił do salonu, gdzie siedział tata, Jin i Che-ran.

— Czy to spóźniony świąteczny cud? — zapytał drwiąco.

— A wiesz, że dopiero co rozmawiałem z Tae-hyungiem o jej rodzinie, gdy odśnieżaliśmy ścieżkę do jej domu — odpowiedział cicho tata. — Teraz mi głupio, bo powiedziałem, że o niej zapomnieli.

— To dziwne, że nagle się odezwał, nie? — dziwiła się Che-ran.

— Tato, nie przejmuj się, przecież ta jej rodzina to nigdy się nią nie interesowała. Przecież nie skłamałeś — utwierdzał go w przekonaniu Jin.

— Niby tak — żachnął się tata. — Ale to dobrze, że chłopak poszedł po rozum do głowy — próbował znaleźć usprawiedliwienie dla wnuka pani Park.

Jeong-guk był jednak innego zdania. Jego rodzice zawsze wierzyli w dobro drzemiące w ludziach, ale on znał już życie na tyle i Tae-hyunga, żeby się zorientować, że to wcale nie był wnuk pani Park, tylko on. Pismo też wydało mu się dziwnie znajome i na myśl przyszła mu Mi-ji, zapewne współorganizatorka tej szopki. Był niemalże pewny, że to sprawka tych dwoje. Poczuł jeszcze większą złość. Tae-hyung za dużo sobie pozwalał. Ruszył w stronę schodów, a po chwili wparował do swojego pokoju.

— Jak mogłeś zrobić coś podobnego? — zapytał z odrazą.

Tae-hyung otworzył oczy szeroko. Siedział na łóżku z wyciągniętymi nogami i laptopem na kolanach.

— Co takiego? — zapytał ze strachem i odłożył laptop na bok.

Spuścił nogi na podłogę i patrzył w Jeong-guka, jakby zobaczył zjawę. W jego oczach burza siała spustoszenie.

— Jak mogłeś napisać do pani Park i przysłać pieniądze na piec, udając jej wnuka? — wysyczał przez zaciśnięte zęby. — Nie udawaj, wiem, że to ty! — pogroził. — Ona teraz płacze przez ciebie!

Tae-hyung wcale nie miał zamiaru się bronić.

— Płacze? Dlaczego? — zapytał przerażony i poderwał się na równe nogi.

— Ona myśli, że to ten jej wnuk!

Tae-hyung podrapał się w głowę.

— Ale to chyba dobrze, nie? — zapytał skonsternowany. — O to mi chodziło.

His fireworks || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz