𝘾𝙃𝘼𝙋𝙏𝙀𝙍 𝙏𝙃𝙍𝙀𝙀; A GUN PARTY
also known as:
(Pilot)
★✯★
Imprez w Outer Banks nie zrozumie nikt, kto na takowej nie był. Jest to istny miszmasz kulturowy czy społeczeństwa. Na takie wydarzenia przychodzą wszyscy. Dosłownie wszyscy. Na przykład my, czyli Płotki czy chociażby nasi rówieśnicy z naszej strony wyspy. Oczywiście są też Snoby, bogate dzieciaki, którzy dzięki kasy starych nie będą musieli pracować zapewne przez większość swojego życia, do póki nie przejmą interesów po swoich rodzicach. Są też turyści, czyli nasze wyspowe oseski. Nie znające wyspy dzieciaki, którzy wraz ze swoimi rodzinami przyjechali tu tylko na wakacje. Najczęstsze ofiary tutejszych rekinów podrywu, idealne na letnie znajomości.
— O mój Boże! Boska bluzka. — zawołałam w stronę jednej z turystek, kiedy mijałam ją przechadzając się pomiędzy ludźmi. Dziewczyna oderwała się od rozmowy z koleżanką, przytakując mi głową w podziękowaniu.
— Czadowa czapka — zwróciłam się do mijanego bruneta, który tylko uniósł do góry swój plastikowy kubek.
Potruchtałam dalej zahaczając o beczkę z alkoholem, przy której, co chwila kręcił się, John B. Zaopatrując się w kolejny czerwony kubeczek z trunkiem wysokoprocentowym, oddaliłam się od niej sprężystym krokiem. Nie wspomnę, że gdy to robiłam, omal całej zawartości nie wylałam na jakąś babeczkę od Snobów, która widząc z kim ma do czynienia, zaczerwieniła się cała na twarzy. I gdyby, zapewne parter tej laski nie wkroczył do akcji, ostro zapewne by się na mnie wydarła. Ale to tylko szczegół. Chcąc jak najszybciej stąd odejść, puściłam nastolatkowi oczko i głupi uśmieszek w podzięce, który ten nie zważając na obecność swojej dziewczyny, oddał przy okazji przeczesując swoje włosy. Nah, nie złapiesz mnie na ten tani chwyt, gościu. Jednak widząc malujący się wyraz twarzy laski od Snobów, postanowiłam natychmiastową ewakuacje. Oddaliłam się od nich, podśpiewując sobie słowa aktualnie lecącej piosenki, która im dalej odchodziłam, tym bardziej zagłuszała dźwięki kłótni, która za mną się odgrywała. Eh, Snoby i te ich miłostki. Pokręciłam tylko głową na tą absurdalną sytuację, parskając śmiechem.
Nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, że nie lubię integrować się z innymi ludźmi. Ba, można by nawet stwierdzić, że wśród nich czuje się jak ryba w wodzie. Od najmłodszych lat brylowałam w towarzystwie, jako ta, co nie da się jej nie polubić. Byłam wszędzie i nigdzie, więc większość ludzi chociaż w małym stopniu mnie kojarzyła. I mimo ułatwionych umiejętności w podejmowaniu znajomości, wolałam przebywać w towarzystwie naszej ekipy.
Płotki były dla mnie wszystkim i za każdym z osobna wskoczyłabym do ognia, jeśli trzeba by było. Nie zmieniłabym ich na nikogo innego. Pope'a za te jego przemądrzałość i fascynacje do trupów, JJ'a i tej jego niezdarności i umiejętności do pakowania się w kłopoty, czy Kiary i jej czasem zbyt wielkiej opiekuńczości i mani kontrolowania nas. A przede wszystkim, nie zmieniłabym nigdy na nikogo innego, mojego durnego brata, Johna B, którego mimo jego wad, kocham nad życie i mimo, że za często mu tego nie mówię, jest najlepszym braciakiem pod słońcem.
CZYTASZ
GOLDEN DREAM | OUTER BANKS
FanfictionJenny Routledge była dosłowną definicją carpe diem. Żyła pełnią życia wraz ze swoim bratem bliźniakiem oraz ich paczką przyjaciół na ciągłym imprezowaniu, łowieniu ryb, surfowaniu czy chociażby utrudnianiu życia snobom. No bynajmniej do czasu znalez...