Rozdział 5. Spływająca krew.

67 3 1
                                    

Alessandro

- To jest ta jego narzeczona?! - słyszymy nagle oburzony i zarazem zdziwiony głos mojej ciotki Ady. Jest to siostra mojej mamy, ale prawie w ogóle jej nie przypomina. Jedyną wspólną cechą ich wyglądu, jest charakterystyczny kształt twarzy i czerwone, cały czas zaróżowione policzki. Ale mimo tego, że mają tych samych rodziców, to moja rodzicielka jest brunetką o niebieskich oczach, a ciotka jest naturalnie ruda i ma brązowe oczy. Mama i ciotka nie bardzo ze sobą przepadają i było tak od zawsze. Ciotka Ada zawsze dogryzała we wszystkim mojej mamie, ale ich kontakt, zepsuł się jeszcze bardziej, gdy urodziła swoją córkę - Marcellę.

Ciotka swoim wzrokiem, od góry do dołu przyglądała się Giuli z grymasem na twarzy.
Giulia była zestresowana i widać było, że zrobiło jej się dosyć przykro, ponieważ dało się wywnioskować z wyrazu twarzy ciotki i tonu jej głosu, że nie chodziło jej o pozytywną reakcję.

- Witaj Ada cieszymy się że przyjechałaś na grilla, ale po co ci te walizki? - pyta mój ojciec.
Faktycznie. Dopiero teraz zauważyłem, trzy czarne walizki, stojące tuż obok Marcell.

- Jak to? Przecież dzwoniłam do was, odebrał jeden z pracowników i mówił, że nie ma problemu i powiadomi was. Chyba nazywał się Marco - słysząc imię mężczyzny odwracamy się wszyscy tam gdzie stał Marco.

Ten nawet nie usłyszał, że o nim teraz wspomnieliśmy, zajada się kiełbasą tak jakby trzy dni nie jadł. Cały ubrudzony był z keczupu.
I dopiero gdy zauważył, że wszyscy umilkli i patrzą się na niego, powycierał liściem z drzewa twarz, rzucił go za siebie i podszedł do nas.

- Co się stało? Kto to jest? - pyta się mnie dosyć cicho, ale nie na tyle by wszyscy tego nie usłyszeli.

- Boże światy Alessandro, zatrudnisz samych idiotów! Rozmawiałam z nim i zgodził się abym razem z Marcell zostały tu na 3 dni. A więc bierz moje walizki i zanieś je do pokoju! - mój ojciec, słysząc jej piskliwy głos przewrócił oczami, ale zgodnie z jej rozkazem zaniósł walizki do domu.

Ciotka poszła za moim ojcem i cały czas marudziła, a cała reszta zajęła się tym co robiła.
Giulia dalej rozstawiała sztućce tylko, że tym razem z ponurą miną.

- Wiesz Giulia, nie przejmuj się nią. To moja ciotka Ada i ona po prostu tak ma, że wszystkiego się czepia i nic jej się nie podoba - powiedziałem jej, ale ta nawet nie spojrzała się na mnie tylko pokiwała głową, że rozumie.

Oczami zauważyłem Marco'a, który właśnie przeklina i wymachuje rękami, bo spaliła mu się kolejna kiełbasa.

- Marco, co to miało znaczyć? Czemu nikomu nie powiedziałeś, że ta jędza tu pomieszka trochę? - pytam go cały poddenerwowany.

- Stary no zapomniałem! - odpowiada i nie patrząc co robi dotyka ręką gorącego grilla.
Zaczyna podskakiwać i chuchać na rękę.

- Chciałem dać ci za to, że nie powiedziałeś o ciotce jakieś trudne zadanie, ale widzę że sam się ukarałeś - ten trzymając palce w buzi, patrzy na mnie groźnie oczami.

Wszystko było już gotowe. Stół był nakryty i niektórzy poszli się przebrać.

Moje gałki oczne prawie wyszły z orbit jak zobaczyłem Giulię w przepięknej białej sukience, która idealnie na niej leżała. Sukienka podkreśliła jej wszystkie atuty, ale nie w taki seksowny sposób, tylko raczej wygląda tak delikatnie i z gracją. Nie będę ukrywał, że Giulia ma seksowne ciało. Jest wysoka, szczupła ma duże piersi i ma na czym siedzieć.

Wszyscy usiedliśmy do stołu. Po mojej lewej stronie usiadł Marco, a po mojej prawej stronie usiadła Giulia. Na przeciwko mnie usiedli rodzice, Ada oraz jej córka. Jeszcze gdzie zostały miejsca usiadły na nich gosposie lub ochroniarze, którzy mieli akurat teraz czas wolny.

Marcell to dziewczyna w wieku Giuli. Jest blondynką o brązowych oczach.
Średnio ją znam, ponieważ rzadko kiedy się z nią widuję. Jest cicha i zawsze smutna, to pewnie przez jej matkę, która cały czas ją wyzywa.

Zaczęliśmy wszyscy jeść kiełbaski i gadać na przeróżne tematy. Zwłaszcza gadaliśmy o dzieciństwie i ogółem przeszłości. Co jakiś czas przewijała się rozmowa o pracy i polityce.
Atmosfera przy stole była naprawdę dobra, tylko parę razy ciotka rzuciła jakieś złośliwe komentarze.

Giulia najbardziej rozmawiała z moimi rodzicami, którzy co jakiś czas wypytywali ją czy wszystko dobrze i czy jedzenie jej smakuje.

Po jakiś dwóch godzinach niektórzy musieli wracać do pracy, mój tato musiał gdzieś jechać, Marcell też gdzieś się ulotniła, Giulia poszła jak zwykle pomóc posprzątać trochę sprzątaczką.
Moja mama zagadała się z jakąś panią przez telefon, przez co zostałem sam z Adą.

- Wiesz co Alessander, powiem ci że nie podoba mi się ta twoja narzeczona - mówi Ada i popija wino z kieliszka.

- Tak wiem to tak jak wszyscy, dało się zauważyć - odparłem wycierając twarz chusteczką.

- Wydaję się być nie miła, do tego jak ona wygląda? Brzydka jest. Myślałam że masz lepszy gust - odpowiada przeżywając kęs bagietki- Dla mnie jest idealna. Nie jest brzydka i proszę cię nie mów tak o niej, zwłaszcza w moim towarzystwie - oznajmiam i mam nadzieję, że nie będzie ciągnąć tematu.

- Moja córka jest sto razy ładniejsza, chudsza i mądrzejsza. Jak mogłeś wybrać takie ścierwo - mówi nie kończąc tematu. Denerwuję się przez jej słowa i uderzam pięścią w stół. Pochylam się nad nią i mówię - Nie waż się tak niej mówić, zrozumiano?! Nie będę nigdy z Marcell, to moja kuzynka i nie podoba mi się - powiedziałem jej wszystko prosto w twarz na jednym wdechu, a ta wstała, popatrzyła mi wrogo w oczy i odeszła od stołu.

Siedziałem jeszcze chwilę przy stole oglądając zachód słońca, a potem poszedłem się umyć.

Giulia

Kończę myć naczynia, gdy nagle do kuchni wchodzi ciotka Alessandro'a.
Podchodzi do mnie, daję pusty kieliszek do zlewu i odchodzi. Gdy jest prawie przy wyjściu zatrzymuję się i mówi - Nie zasługujesz na Alessandra, jesteś dla niego za gruba i brzydka, dziwię się, że wybrał ciebie - słysząc słowa pani Ady kubek, który trzymałam w ręce spada mi i rozbija się. Ona tylko patrzy się za mnie z dominacją, śmieję się i wychodzi z kuchni.

Zszokowana jej słowami, zbieram kawałki szkła. Mimo, że skaleczyłam już bardzo ręce, bardziej boli mnie fakt, że ma rację. Może i nie jestem z Alessandro'em to wiem, że ma pieprzoną rację.

Po całym incydencie z kubkiem, kończę sprzątać kuchnię i idę resztki jedzenia schować do spiżarni.

Otwierając drzwi, zauważyłam Marcell trzymającą nożyk przy skórze, ma pocięte ręce z których spływa krew, a do około niej jest pełno pustych butelek po alkoholu.

- Boże Marcell! Co się stało?! - Odkładam jedzenie na bok i podbiegam do niej. Jest cała roztrzęsiona, ma rozmazy tusz na polikach i ma chyba atak paniki, ponieważ cała się trzęsie i nie może złapać oddechu.

Szybko wyciągam kawałek ścierki, która leży poskładana koło drzwi i przykładam ją na jej ręce.

- Moja ma..mama i ..- to jedyne co udaję jej się powiedzieć, po czym nagle traci kontakt z rzeczywistością. Nie wiem czy zemdlała i co dokładnie się teraz stało.

- Alessander! Ada! Marco! Chodź tu ktokolwiek! - krzyczę i odciągam od niej butelki by wyjąć ją stąd.

Nagle przybiega tu Alessander. Jest bez koszulki w spodniach dresowych i ma mokre włosy, czyli przybiegł tu prosto z łazienki.
Wchodzi do spiżarni i przymyka rękę do ust zszokowany.
Od razu bierze ją na ręce i niesie do salonu.

Państwo Bonetti właśnie weszli do salonu.
- Marcel! Marcel! Co się jej stało!? - pyta się mnie pani Alice.

- Pocięła sobie ręce. Poszłam na chwilę do spiżarni i zauważyłam ją tam - odpowiadam i cały czas obserwuje co robi Alessandro.

- Marco, dzwoń po doktora Lorenzo.


. . .

Wolicie długie, czy krótkie rozdziały?

Stworzona dla niegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz