Rozdział 9

76 2 0
                                    

Serce waliło mi jak oszalałe, chciałam dotknąć jego ust swoimi ale nie. Znamy się bardzo krótko i nie jestem jeszcze gotowa na związek z nim...Delikatnie położyłam dłoń na jego klatce piersiowej i powoli odsunęłam go od siebie. Automatycznie wyczaił że coś źle zrobił.

-Przepraszam Carl...ale nie jestem gotowa na to..-Zeszłam z blatu, wzięłam karane i podeszłam do drzwi wyjściowych. Odwróciłam się do niego i delikatnie uśmiechnęłam.
Gdy miałam już chwycić za klamkę, poczułam jak jakieś ramiona łapią mnie w talii i przytulają mocno.

-Nie idź proszę Robin, nie żegnaj się ze mną..-Położył głowę na moim ramieniu. Westchnęłam cicho

-Nie mogę tu zostać-Odsunęłam się od niego i odwróciłam się by na niego spojrzeć.

-Ale czemu niby? Za płotem nawet dnia nie przeżyjesz, jesteś nadal ranna. Kulka została w twoim udzie i Jonathan musiał ją wyciągać co nie było łatwe-Złapał mnie delikatnie za ramiona.

-Pfff, Myślisz że jestem słaba? Przez prawie 3 lata błądziłam po lesie sama jak palec, i jakoś przeżyłam-Odepchnęłam go od siebie lekko.

-Jakoś? Mhm. Naprawdę Robin zostań, tu jest wszystko, jedzenie, woda, czyste ubrania i wygodne łóżka-

-Carl posłuchaj..nie czuję się tu zbyt dobrze. Prawie wszystkich i ciebie nie znam ani nie ufam. Nie chce zostać, zrozum to wreszcie-Uniosłam lekko głos.

Chłopak otworzył lekko usta by powiedzieć coś, ale przerwał mu donośny płacz dziecka. Mruknął cicho pod nosem i szybko pobiegł po schodach gdzie była słuchać płacz.
Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do kuchni od razu podchodząc do szafek. Otworzyłam je szybko i zaczęłam brać jakieś żarcie na wierzchu, kładłam się na blat. Wzięłam tym kilka butelek wody oraz w szufladach zabrałam trochę ostrych noży do obrony.

Gdy wszystko było już na blacie zaczęła szukać jakiegoś plecaka lub torby by to wszystko spakować, w końcu znalazłam jakiś plecak w kącie. Bez wahania wzięłam go i jak najszybciej panowała żywności i noże do samo obrony. Mam nadzieję że w kilka dni to żarcie mi się nie skończy. Po chwili zapięłam spakowany plecak i założyłam go na plecy a i jeszcze przed wyjściem z domu Carla napisałam liścik "I'll survive. Samehow I always do"

Karteczkę zostawiłam na blacie i wyszłam z domu. Rozejrzałam się po osiedlu, jacyś ludzie zabierali martwe ciała mieszkańców. Nie którzy się na mnie patrzyli jakbym zrobiła im coś złego. Zignorowałam to i skradając się zaczęłam iść w stronę bramy. Idąc wdeptywałam czasem w kałuże krwi i leżących na asfalcie ludzkich organów. Nie ruszył wcale mnie ten widok ani obrzydzał dla mnie to już chyba była codzienność.

Podeszłam do bramy i powoli ją otworzyłam, chciałabym być cicho ale strasznie skrzypiała przez co ludzie na osiedlu zaczęli na mnie krzyczeć i biec w moją stronę. Szybko wymknęłam się przez bramę i zaczęłam co sił w nogach biec przed siebie. Nareszcie udało mi się z stamtąd uciec, w końcu wróce do mojego ukochanego domku na drzewie i kochanych puszek po groszku. Biegnąc i myśląc o tym nie wiedziałam co może mnie spotkać w przyszłości co diametralnie zmieni moje życie...

C. D. N

No dobry wieczór moje skurwysynki! Powracam po długiej przerwie z weną ma pisanie! Heh, trochę psychika mi padła ale nadal stoję. Nie pytajcie dlaczego. Pozdrawiam wszystkich czytelników!
~Bajo jajo

kotemil


Before Death||Carl Grimes||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz