*
Jakbym nie dostała już wystarczającej nauczki w postaci zwolnienia z pracy, to jeszcze dwie doby zmuszona byłam poświęcić na leczenie kaca, który mnie nie oszczędzał i ewidentnie nie chciał dać tak szybko o sobie zapomnieć. Byłam wykończona fizycznie i psychicznie. Kiedy we wtorkowe popołudnie poczułam się nieco lepiej, zamierzałam to wykorzystać i w końcu rozmówić się z Jordanem. Chciałam podziękować mu za to, że się mną zaopiekował i przeprosić, bo poniekąd był do tego zmuszony. Byłam mu to winna. Zdecydowałam się wsiąść w autobus i pojechać do Gold Coast, gdzie mieszkał. O tej porze rzadko zdarzało mu się pracować w oddziale banku, a więc prawdopodobieństwo, że nasze spotkanie dojdzie do skutku, było wysokie... o ile jego prywatne sprawy, o których nie miałam już pojęcia, nie wyciągnęły go z domu. Nie chciałam do niego pisać, czy dzwonić, bo bałam się, że z góry karze mi spieprzać. Takowa reakcja absolutnie nie współgrałaby z jego charakterem, jednak po tym wszystkim, co ze mną przeszedł, byłaby w pełni uzasadniona. Wolałam zaryzykować i osobiście z nim porozmawiać. Wierzyłam, że to się może udać. Zależało mi.
Wysiadałam na przystanku nieopodal apartamentowca, w którym mieścił się penthouse Jordana. Miałam nadzieję, że zdążę do niego dobiec, zanim zbliżająca się do wybrzeża jeziora Michigan burza rozpęta się na dobre. Na całe szczęście nie zmokłam, choć dzieliły mnie od tego sekundy. Ulewny deszcz runął z zachmurzonego nieba w momencie, w którym znalazłam się pod zadaszeniem głównego wejścia budynku, którego progu nie chciałam przekroczyć, dopóty nie zdołam wyregulować oddechu. Złapała mnie lekka zadyszka, którą nabawiłam się po krótkim dystansie przebieżki. Moja kondycja była w tragicznym stanie, ale ani myślałam nad nią popracować. Lekko pochylona, skupiałam się w pełni na tym, aby złapać oddech.
Wyprostowałam się jak struna i zastygłam w bezruchu na nieoczekiwany widok bruneta, opuszczającego budynek. Jordan mnie nie zauważył zajęty rozmową, którą prowadził przez telefon przystawiony do ucha. Drugą ręką trzymał za uchwyt sporej walizki na kółkach, którą prowadził. Na niej osadził dodatkowo skórzaną torbę. Ilość bagażu wskazywała na czekający go długi wyjazd. Zaklęłam w myślach. Wiodąc za mężczyzną spojrzeniem, dostrzegłam przy ulicy Trevora, który po opuszczeniu zaparkowanego samochodu, ruszył prędko w stronę swojego pracodawcy z rozłożonym już parasolem. Nagle zdałam sobie sprawę, że to ostatni moment, aby złapać Jordana, zanim ten opuści Chicago. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę czarnego mercedesa, od którego drzwi zdążył już otworzyć przed Jordanem kierowca. Wtedy okazało się, że nadchodzącą podróż nie będzie odbywał sam, a towarzyszyć mu będzie sekretarka, która zajmowała jedno z tylnych miejsc. W momencie nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Zatrzymałam się, nie wiedząc, co robić. Chciałam się wycofać. Pozostać niezauważona. Widziałam doskonale uśmiech, jakim Taylor uraczyła Jordana i choć nie mogłam dostrzec, czy go odwzajemnił, a zapewne tak właśnie było – poczułam ukłucie zazdrości.
Pech chciał, że Jordan mnie dostrzegł, kiedy nachylił się, by zamknąć za sobą drzwi od samochodu. Jego oczy zatrzymały się na mojej twarzy i nie wiem, które z nas było w tym momencie bardziej wytrącone z równowagi. Brunet nie przebierając w słowach, wypowiedział jedno czy dwa, po czym wyszedł z pojazdu z powrotem na ulewny deszcz, by następnie do mnie podbiec.
— Co tutaj robisz? Cała zmokłaś! — tak dobrze było usłyszeć jego głos, choć ten stłumiony był przez odgłos uderzających o ziemię dużych kropel wody. Nie odpowiedziałam przez gulę, jaka wyrosła mi w gardle. Jordan złapał mnie pod ramię, po czym pociągnął w stronę zadaszenia budynku, pod którym jeszcze chwilę temu stałam. — Odpowiesz mi? — poganiał mnie.
![](https://img.wattpad.com/cover/269033577-288-k328940.jpg)
CZYTASZ
Luksus Miłości II
RomancePierwsza część książki została wydana i jest dostępna w sprzedaży - m.in. w Empiku, czy na stronie wydawnictwa Editio w formacie papierowym, ebooka i audiobooka. Gojące się rany przeszłości, na nowo zostały rozdrapane. Tragiczne wydarzenia odciskają...