Po opuszczeniu klimatyzowanej restauracji uderzyło w nas gorące powietrze. Pogoda była upalna. Spacerem, trzymając się za ręce, zmierzaliśmy w stronę banku. Jordan w trakcie naszej przechadzki nieustannie prowadził rozmowę telefoniczną, dotyczącą wskaźników giełdowych, obligacji i tym podobnych. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg głównego oddziału, nadeszło nowe połączenie na jego komórkę, zakłócając tym prowadzenie obecnej rozmowy.
— Warren próbował się ze mną skontaktować — oznajmił, odsuwając aparat od twarzy. — Nigdy nie dzwoni w godzinach mojej pracy. Chyba że to coś naprawdę ważnego — zaniepokoił się. Ja po jego słowach również.
— Oddzwoń — poleciłam.
— George omówimy to innym razem. Mam ważny telefon — zakończył dotychczasową rozmowę, by móc rozpocząć kolejną.
— Co się dzieje? — spytałam, kiedy znieruchomiał po zerknięciu na wyświetlacz.
— Spójrz — pokazał mi wiadomość od Warrena. Jej treść mnie przeraziła. Nie mogła zwiastować nic dobrego.
Oddzwoń. Chodzi o Eloise.
Jordan wybrał numer przyjaciela, po czym przystawił telefon do ucha. Nie spuszczał ze mnie przepełnionego lękiem spojrzenia. On również zakładał najgorsze. Wzmocniłam uścisk na jego dłoni. Warren odebrał niemalże natychmiast, nie trzymając nas dłużej w niepewności.
— Co się stało? — Jordan od razu przeszedł do sedna. Kiedy jego oczy przez krótką chwilę znacznie przygasły, a twarz zbladła, wiedziałam już, z czym przyszło mu się zmierzyć. — Ja pierdolę. Nie wierzę — westchnął ciężko, łamiącym się głosem. Odchylił głowę i zacisnął powieki ze skwaszoną miną. — Zadzwonię do ciebie później — zebrał się w sobie, by cokolwiek z siebie wydusić, po czym zakończył połączenie.
— Odeszła dziś rano — poinformował z niedowierzaniem. Ścisnęło mnie boleśnie w klatce piersiowej, kiedy potwierdził tym moje domysły. Był cholernie przybity. Współczułam mu tej straty. — Muszę sobie usiąść — mruknął pod nosem, po czym zajął miejsce na najbliższej wolnej sofie. Pochylił się, łokcie wsparł na kolanach i schował twarz w dłoniach.
Jordan potrzebował teraz wsparcia, które zamierzałam mu okazać. Eloise była mu bardzo bliska. Traktował ją jak swoją babcię, choć była tylko jego przebojową, wiekową sąsiadką z Saratogi, którą miałam przyjemność poznać.
Dosiadłam się do pogrążonego w bólu Jordana. Widok go w takim stanie rozdzierał mi serce.
— Bardzo mi przykro — obdarzył mnie spojrzeniem wyrażającym ogromny smutek. Przełknęłam z trudem ślinę.
— Mnie też — stwierdził ponuro. Sięgnął ręką do mojej twarzy, po czym założył mi kosmyk włosów za ucho. — Polecisz ze mną do Wyoming na pogrzeb?
— Jeśli tego chcesz — posłałam mu słaby uśmiech, który odwzajemnił.
— Nie wiem nawet, czy jest ktoś, kto zobowiąże się do załatwienia tych wszystkich spraw związanych z pochówkiem tam na miejscu. Z tego co jest mi wiadome, Eloise nie miała rodziny — przejmował się.
— Poproś Warrena, żeby to sprawdził. Może uda mu się czegoś dowiedzieć — zaproponowałam.
— Tak zrobię — oznajmił, wzdychając. Przetarł twarz dłonią, po czym wstał opieszale z miejsca. — Idziemy? — podał mi rękę, którą uchwyciłam.
Przemierzając hol wejściowy głównej siedziby banku Jordana u jego boku, czułam na sobie spojrzenia innych – pracowników, jak i zarówno klientów placówki. Nie czułam się z tym najlepiej. Nie byłam typem osoby, która odnajdywała się w centrum uwagi. Po całej tej sprawie z Damienem mieszkańcy Dubuque oceniali mnie nieustannie – w rodzinnym miasteczku huczało od mijających się z prawdą plotek i bezpodstawnych osądów. To skłoniło mnie do przeprowadzki do wielkiego miasta. W Chicago zatraciłam się w tłumie. W końcu mogłam wieść normalne, spokojne życie... dopóty nie spotkałam Jordana. Za jego sprawą oczy wszystkich znów zostały zwrócone na mnie. Jednak tym razem było inaczej – było warto nauczyć się z tym żyć.
Dopiero za zamkniętymi drzwiami biura udało mi się odzyskać swobodę. Nieco znudzona przechadzałam się po dużym pomieszczeniu, podziwiając najmniejsze detale wnętrza, które tworzyły spójną całość. Jordan od kilkunastu minut stał przy swoim biurku, przeglądając i układając dokumenty, które zamierzał wziąć ze sobą do domu. Był na tyle pogrążony w tym, co robił, że nie zwrócił uwagi na to, że ktoś zapukał do drzwi.
— Jordan — upomniałam go, w efekcie czego na mnie spojrzał. — Ktoś pukał — powiadomiłam.
— Nie słyszałem — odparł rozkojarzony. — Sprawdzisz kto?
Podeszłam do drzwi, otwierając je. Stała za nimi sekretarka Jordana – piękna kobieta, do której jakoś nie mogłam nabrać pełnego zaufania.
— Dzień dobry — przywitała się ze mną, próbując ukryć wyraz kompletnego zaskoczenia, w jaki wprawiła ją moja obecność w tym miejscu. Odpowiedziałam tym samym, otwierając szerzej drzwi, by mogła wejść.
Trzymała w rękach prostokątną paczkę. Przypuszczałam, że w pudełku mieści się laptop Jordana, który zapodział na ostatnim wyjeździe służbowym.
— Właśnie kurier dostarczył laptop — powierzyła go w ręce swojego szefa.
— Tak myślałem, że dzisiaj dotrze — zabrał się za otwarcie pudełka. — Kończę na dzisiaj pracę, ale będę pod telefonem — powiadomił.
— Dobrze — przytaknęła.
— Przekaż Georgowi, żeby przedstawił analizy Loganowi, zamiast mnie. On będzie wiedział, o co chodzi — polecił. — Ja nie mam dzisiaj do tego głowy — wyznanie nabrało autentyczności w momencie, w którym Jordan wyjmował przenośny komputer, który niespodziewanie wypadł mu z rąk i z hukiem uderzył o podłogę. — Jak widać — z trudem opanował zdenerwowanie. Oparł ręce na biurku, pochylając się nad meblem ze spuszczoną głową. Targały nim emocje. Jak najszybciej chciałam się przy nim znaleźć.
— Wszystko w porządku? — Taylor wydukała niepewnie. Mogła jednak zdecydować się na zachowanie milczenia w tej sytuacji.
— A wygląda na takie? — Jordan przechylił głowę, patrząc na sekretarkę z wyraźną kpiną.
— Zostawiłabyś nas? — obdarzyłam kobietę na krótko wymownym spojrzeniem, kucając z zamiarem zebrania pozostałości po laptopie.
— Oczywiście — mruknęła, kierując się do wyjścia. Po chwili zostaliśmy sami.
Odłożyłam wszystkie zebrane części na biurko. Jordan utkwił na nich swój wzrok.
— Myślisz, że będzie działał? — rzucił prześmiewczo z ironią w głosie. Nie skomentowałam tego.
W zamian delikatnie strąciłam Jordanowi rękę z biurka, by móc stanąć z nim twarzą w twarz. Wyprostował się na mój ruch, patrząc na mnie z czułością. Objęłam go rękoma w pasie, trzymając przy sobie blisko.
— Wiem doskonale, co czujesz po stracie Eloise — postanowiłam wgłębić się w ten smutny temat, który ewidentnie go trapił. Nie chciałam, żeby tłumił przy mnie swoje emocje. I jakie tylko by one nie były, ważnym było dla mnie, aby potrafił je wyrażać. Tylko w ten sposób był w stanie ulżyć sobie w cierpieniu, jakiego doświadczał. — Ten ból nigdy nie minie, ale za jakiś czas, jakkolwiek beznadziejnie to brzmi, zaakceptujesz go i nauczysz się z nim żyć.
— Po tym, jak straciłem rodziców, nie czułem się samotny, bo Eloise do tego nie dopuszczała. Dawała mi to rodzinne ciepło. Nie zliczę, ile wieczorów przegadaliśmy na jej ganku, czy ile odbyliśmy rozmów przez telefon, kiedy byłem z dala od domu. Była dla mnie największym wsparciem — cieszyłam się, że się otworzył.
— Żałuję, że nie miałam okazji poznać jej lepiej, ale wystarczyło jedno spotkanie, abym dostrzegła tę ogromną miłość, jaką cię darzyła — przyłożyłam mu dłoń do policzka, gładząc go czule kciukiem. Patrzyliśmy sobie w oczy. — Pamiętaj, że nie zostałeś sam. Masz mnie i wspaniałych przyjaciół.
— Niebywale pocieszające — jego twarz rozświetlił szczerzy uśmiech. Pragnęłam, aby przychodził mu z łatwością już zawsze.
CZYTASZ
Luksus Miłości II
RomansaPierwsza część książki została wydana i jest dostępna w sprzedaży - m.in. w Empiku, czy na stronie wydawnictwa Editio w formacie papierowym, ebooka i audiobooka. Gojące się rany przeszłości, na nowo zostały rozdrapane. Tragiczne wydarzenia odciskają...