I don't wanna die today

46 8 78
                                    

Hej, jestem Frank! Właściwie to Frank Iero, ale nie lubię swojego pełnego imienia, kocham za to zdrobnienie Frankie.
Mam 17 lat, które skończyłem w październiku poprzedniego roku (obecnie jesteśmy w kwietniu) i uczęszczam jeszcze do liceum ogólnokształcącego nr 3 w New Jersey.

W sumie to nie wiem, co dodać więcej o sobie. Moim całym światem jest muzyka i pisanie. Od gitary do długopisu - to moje dni pomijając szkołę i ważne załatwienia. Uważam, że... jestem okropnym romantykiem. Okropnym w sensie dosłownym, jak i... po prostu beznadziejnym.

Niestety chyba odebrano mi instrukcję do życia. Czuję, że sobie nie radzę i nie wiem, co robić. Czy w ogóle jestem na tyle żywy, by stąpać po ziemii?

Jednak dziś nie chcę mówić o sobie, a o kimś innym. O nas. O tym, co do tej pory - później będę opowiadać na bierząco, bo przecież nie wiem, co będzie za jakiś czas.

Wszystko zaczęło się lekko ponad 2 lata temu, czyli gdy zacząłem chodzić do tej szkoły.
Byłem tylko piętnastoletnim, niskim chłopcem. Punkowy syf.
Nie znałem tu nikogo, a moja klasa, cóż, chyba omijała tych "innych" niż reszta.
Do starszych nawet bałem się odzywać. Bałem się, że mnie wyśmieją lub skrzywdzą. Dawałem pozory, że mnie to - za przeproszeniem - jebie. Cóż, wcale tak nie było.
Zwłaszcza w nocy.
Noce są tak piękne w swej emocjonalnej okropności (proszę, nie złośćcie się na mnie, gdy od czasu do czasu będę dodawał historii takie opisy, zastanowienia lub pytania retoryczne). Czyż nie?

Pomimo tego wszystkiego nie było okropnie. Przeżyłem 10 miesięcy pierwszego roku.
Nadeszła druga klasa. Już na rozpoczęciu dowiedzieliśmy się, iż w tym roku do naszej szkoły przepisało się niesamowicie wielu uczniów. I... Zobaczyłem jego czerwone włosy z brązowymi odrostami i oczy podkreślone czarną kredką. Miał w sobie coś... "innego" - zupełnie jak ja!
Pewna część mnie rwała się, by do niego podejść, reszta była strachliwą ciapą i nie pozwalała mi na to.

Byłem lekko rozdarty. Moja klasa wcale nie była zła, jednak nie mogłem znaleźć w niej kogoś na tych samych falach, takiego przyjaciela do rozmów o wszystkim i niczym, któremu powiedziałbym wszystko co dzieje się w mojej głowie, cały mrok, zagubienie.
Dlaczego właśnie ten chłopak wydał mi się kandydatem na takową osobę?

W końcu zagadałem do niego na jednej ze szkolnych imprez, było to pod koniec października.
Przyszedłem tam w sumie tylko po to, by zjeść coś dobrego - nawet nie puszczali dobrej muzyki! Uh.
Nie spodziewałem się, że on się na tej dyskotece pojawi. Serce podskoczyło mi do gardła. On!

Tak więc podszedłem do niego z lekkim strachem.

- H-hej, wiesz może, która godzina? - spytałem. Oglądnął się za siebie przez ramię, po czym odwrócił się do mnie cały. Miał na nogach czarne trampki, a resztę jego ubrania stanowiła koszula w kratę i ciemnogranatowe jeansy.
Chłopak popatrzył na zegarek.
- 20:03. - odpowiedział mi. - Tak w ogóle... Gerard. - wyciągnął do mnie rękę w geście powitania.
- Frank.

Tak więc w taki sposób się poznaliśmy. W końcu.

Jak się okazało moje spostrzeżenia z września nie były wiele chybione. Gerard także był "inny", że tak to nazwę.
Miał podobny do mnie gust muzyczny, a wielu wykonawców słuchaliśmy obydwaj. Obydwoje też kochaliśmy czytać - z tym, że ja książki, a on gustował w komiksach.
Bardzo lubił też rysować i znał podstawy gry na gitarze. Możliwe, iż byłem w tej dziedzinie lepszy od niego... Choć nie uważam się za wielkiego boga gitary.

Zaprzyjaźniliśmy się dosyć szybko, tak sądzę. Od grudnia jesteśmy przyjaciółmi tak na pewno.

I tutaj musimy przystopować oraz coś sobie dopowiedzieć.
Bo to od teraz będę opowiadać w czasie teraźniejszym. Piszę to dokładnie w tej chwili.

Lifeless Stars |×| Frerard one-shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz