- 2 -

9 0 0
                                    

Choć prognoza o poranku dawała niewielki o szans na wystąpienie opadów, to chwilę po trzeciej popołudniu niebo nad całym miastem zasnuły ciemnie chmury, które zwiastować mogły tylko jedno. Na burzę było za późno - ta nie występowała zazwyczaj jesienią - jednak listopad umiłował sobie deszcze niespokojne i nadmierne, które zamieniały ulice w rwące strumyki. Od ostatniej wizyty w świecie wróżek minęło kilka dni. Przez ten czas byłam niespokojna, czułam się też spięta, jakbym oczekiwała jakiegoś ataku. Taką atmosferę odczuwałam wśród fantastycznych istot, nie rozumiałam, dlaczego przeniosłam te uczucia do swojej rzeczywistości.
Kiedy kłębiły się we mnie różne emocje, miałam sprawdzony sposób, by sobie z nim poradzić - chodziłam wtedy do zlokalizowanej na parterze zamieszkiwanego przeze mnie wieżowca siłowni i tam dawałam sobie w kość, póki nie poczułam zmęczenia. Nie miałam trenera personalnego ani planu ćwiczeń, wykonywałam te, które przy danej okazji wydawały mi się odpowiednie. Poza momentami, kiedy potrzebowałam poradzić sobie z emocjami, witałam w progach tego przybytku w poniedziałki lub piątki, by chociaż raz w tygodniu sprawiać wrażenie, że chcę zadbać o kondycję. Deszcze przyszły niespodziewanie w sobotę, czyli kilka dni po i kilka dni przed kolejną wizytą, mało kto się mnie spodziewał, dlatego przywitały mnie zaciekawione spojrzenia.
Jak mi powtarzano, każdy trening powinna poprzedzać rozgrzewka, toteż chciałam się za nią wziąć, jednak nie było mi to od razu dane. Z jakiegoś powodu dwóch mężczyzn, w których nie rozpoznałam swoich sąsiadów, ubzdurało sobie, że trzeba mi pomóc.
- Cześć - odezwali się chórem, a w ich głosach zabrzmiała ciekawość.
Nie wiedziałam, dlaczego taksują mnie wzrokiem, nie kiedy nie ma go na czym zawiesić - koszulka i legginsy dobrze mnie zakrywały, a dużym biustem nigdy się nie cieszyłam - niemniej w ogóle mi się to nie podobało.
Nie mogłam jednak od razu okazać niechęci - doświadczenie w obsłudze klienta nakazywało podchodzić do każdego człowieka uprzejmie, dopóki ten nie da powodu, by zacząć traktować go zgoła inaczej.
- Dzień dobry - także się przywitałam, nie przerywając na chwilę rozgrzewki, i myślałam o tym, jakie urządzenie wykorzystać, by pozbyć się niepokoju.
- Może ci pomożemy?
Spojrzałam to na jednego, to na drugiego, unosząc brew.
- Przepraszam, ale w czym chcielibyście pomóc?
Uśmieszki na ich twarzach dawały pewne podejrzenia.
- W ćwiczeniach, oczywiście. Taka wiotka i pełna gracji kobieta jak ty może nie dać sobie sama rafy z przyrządami.
Czyli rozpoczynała się stara się pieśń o tym, jak to szczupłe i ładne - przynajmniej z reguły - kobiety lub dziewczyny nie poradzą sobie w tym środowisku i potrzebują księcia na białym koniu, by im pomógł.
W podobne bajki nie wierzyłam, poza tym spędziłam tu dość czasu, by poznać działanie każdego z urządzeń, więc jedyne, co mogłam dać tym dwóm panom, to odmowę podaną w dyplomatyczny sposób.
- To bardzo miłe z waszej strony, ale nie trzeba, dziękuję.
- No nie bądź taka - zaśmiał się jeden z nich i spróbował położyć mi rękę na ramieniu. - My tylko nie chcemy, by coś ci się stało.
Zaskoczyłam go, robiąc unik i atakując ostrym spojrzeniem.
- Powiedziałam, że nie trzeba i dziękuję. Wasza namolność tego nie zmieni.
Raczej nie spotykali się z tak szybkim rozszyfrowaniem kart, bo niby im zrzedły, a uśmiechy zniknęły.
- Dlaczego taka jesteś, co? Chcieliśmy pomóc.
- Ale ja nie wzywałam pomocy, więc proszę o wybaczenie. Czy mogę rozpocząć trening?
Wymienili ze sobą spojrzenia.
- Niech ci będzie - odezwał się ten, który wcześniej milczał. - Na razie.
Po tonie i postawie obu mężczyzn mogłam jasno stwierdzić, że nie przybędą mi na ratunek, gdyby coś się wydarzyło. Cóż, akurat na żadnego księcia czy rycerza w zbroi nie chciałam liczyć.
Przyrząd, który pozwalał mi się zmęczyć, a który rzadko był eksplorowany przez innych, okazał się na mnie czekać. Drążek, który dla wielu dzieci był ukochanym trzepakiem, pod którym w latach dziewięćdziesiątych istniało życie, był i podobnym wspomnieniem dla mnie. Obecnie, gdy byłam dorosła, także wspinałam się nie tylko jak małpka, by na nim zawisnąć, ale także wziąć się za brzuszki z boksowaniem.
To nie było jedyne ćwiczenie, jakie planowałam, lecz pierwsze z małej serii, która była takim treningiem awaryjnym, kiedy potrzebowałam poćwiczy, by ulżyć swojej głowie, a przy tym nie nadwyrężyć za bardzo całego ciała.
Dlatego po odpowiedniej liczbie powtórzeń przeszłam do innego urządzenia, dając przy tym znać Seanowi ruchem głowy, że wszystko u mnie gra - nawet jeżeli ponownie czułam na sobie wzrok tamtych dwóch mężczyzn, dla których pewnie stałam się wrogiem. Znajomy trener również mi skinął, po czym powrócił do tłumaczenia czegoś osobie, którą widziałam na tej siłowni po raz pierwszy.
Nie wyglądał na mieszkańca tego budynku - kojarzyłam z twarzy większość z nich, choć tylko z niektórymi się witałam - ani na stałego bywalca. Możliwe, że dopiero się wprowadził i jeszcze nie miałam okazji go poznać, jednak nie to sprawiło, że przykuł moją uwagę. To jego oczy miały taką moc przyciągania. Jedno z nich, jak mogłam ocenić mimo dzielącej nas odległości, było jasnoniebieskie niczym widnokrąg przed pełnym wejściem słońca, drugie - zielone.
Wiedziałam, czym jest heterochromia, lecz do tej pory nie spotkałam nikogo, kogo by ta mutacja dotyczyła, dlatego ten moment, kiedy i mężczyzna złapał mój wzrok, był taki fascynujący.
Ale był tylko momentem, który skończył się, gdy usiadłam na wioślarzy i zajęłam dalszym treningiem. Mięśnie, rozgrzane poprzednim z ćwiczeń, poddawały się wysiłkowi, a myśli, które przez cały tydzień krążyły mi po głowie bez ładu i składu, teraz zaczęły przyjmować jakąś formę i do czegoś prowadzić. Dopiero wtedy byłam w stanie wreszcie głęboko odetchnąć.
Docierało do mnie, że może przesadziłam, za często bywałam męczennicą, która przyjmuje na siebie każde zadanie, nawet jeżeli nie leży ono w jej kompetencjach, a przy tym stale ma zbolały wyraz twarzy. Musiałam jednak przyznać, że ostatnio nie było zbyt wielu rzeczy i sytuacji, które by mnie cieszyły i wywołały uśmiech. Coraz bardziej podobna byłam do jesiennej chandry, nawet kolory ubrań, które na siebie zakładałam, odzwierciedlały barwy tej pory roku. Powinnam z tym nieco zwolnić, zanim mój pesymizm zacznie zbierać ofiary.
Lekiem na to mogły być właśnie ćwiczenia, które pochłonęły mnie bez reszty, a czas nie miał znaczenia. Kiedy opuszczałam siłownię, byłam spocona i marzyłam o prysznicu, a zegar w recepcji wskazywał prawie pół do szóstej popołudniu. To był dobry trening, który faktycznie mi pomógł, jednak los chciał, by pozostało we mnie coś jeszcze. Dlatego, nie wiedząc, skąd to poczucie, że muszę, powiodłam wzrokiem ostatni raz po sali i ponownie napotkałam różnokolorowe spojrzenie nieznanego mężczyzny. Patrzył w moją stronę jawnie, a mnie przebiegły ciarki. W jego oczach kryło się coś niebezpiecznego. Czułam podskórnie, że nie mogę zawracać sobie nim głowy, bo to może oznaczać kłopoty. A mnie wystarczyły sny zabierające tam, gdzie nie chciałam.
Wreszcie opuściłam to miejsce i schodami - nie chciałam swoim zapachem psuć atmosfery w windzie - udałam się na swoje piętro i do mieszkania. Prysznic podziałał na mięśnie odprężająco do tego stopnia, że po wypiciu szejka bananowego nie miałam ochoty zjeść kolacji czy napić się piwa. Ledwie położyłam się na sofie z zamiarem obejrzenia czegoś w telewizji, a już zmorzył mnie sen, a wśród ciemności na powitanie wyszła mi jedna ze znanych wróżek.
- Witaj.
Nic nie zwiastowało, że znowu tu przybędę, dlatego nawet powitanie brzmiało w moim wykonaniu z wyraźną rezerwą.
- Cześć. Dlaczego znowu tu jestem? I skąd ten mrok?
Myślałam, że jak poprzednio czekać mnie będzie świat kolorów, dlatego szczerze zdziwiła mnie ta zmieniona scenografia. Przekładała się nie tylko na wygląd krainy, ale też na minę wróżki, która nawet nie starała się uśmiechnąć, choć zazwyczaj była nadmiernie radosna.
- Wszystko w porządku? - zapytałam, kiedy istota prowadziła mnie wgłąb miasteczka.
- Nie - odpowiedziała, nie próbując kręcić. - Pan jest dzisiaj zły.
Do tej pory zdołałam ponad, że jak na Ziemi mają swoich przywódców, tak i tym miejscem ktoś zarządza. Nie miałam jednak okazji poznać tej istoty, co było mi na rękę. Nie uśmiechało mi się poznawanie kogoś, kto będzie mnie od samego "dzień dobry" miał za wroga. Bo intruzem byłam z całą pewnością.
- Ale się nie martw - dodała wróżka, gdy w mojej głowie pojawił się pierwszy czarny scenariusz - nie jest najgorszy. Jeszcze nikogo z nas nie zjadł.
Zabrzmiało to jak z disneyowskiej "Pięknej i Bestii", opowieści, która nigdy mi się nie podobała. Nie wpływała na to akcja dziejąca się we Francji czy też ludzie przemienieni w różne przedmioty, lecz Bestia, która z dzikiej istoty musiała nagle stać się dżentelmenem, by rozkochać w sobie dziewczynę i zdjąć ciążącą klątwę. Do tego nie było pewności, czy Bella nie pokochała mocniej pieniędzy i bogactw niż księcia. Już jako dziecko uważałam, że w tej historii coś jest nie tak.
- Ale... Jesteście tu bezpieczni? - zapytałam, nie z troski jednak, a raczej z przerażenia, że te istoty muszą liczyć się ze śmiercią w paszczy swojego Pana, kimkolwiek lub czymkolwiek jest.
Wróżka nie odpowiedziała, a poprowadziła mnie do centrum baśniowego miasteczka, gdzie też panował półmrok i prawie że grobowy nastrój. Niektórzy z jej pobratymców kiwali mi głowami, jednak nikt nic nie mówił, co nie mogło zwiastować niczego dobrego.
Przystanęłyśmy przy fontannie w samym sercu placu, by istotka mogła się napoić, lecz nie było jej to dane, gdyż poniżej nieba poniósł się okrzyk:
- Pan! Pan nadjeżdża!
Dopiero teraz rozpoznałam odgłos, który się rozlegał od pewnej chwili, a którym był teren konia. Odwróciłam się w stronę, z której nadchodził, a serce stanęło mi w piersi, gdy napotkałam spojrzenie jeźdźca.
Dwoje oczu, każde w innym kolorze.
Nigdy bym nie powiedziała, że zobaczę mężczyzna z siłowni w swoim śnie. Przerażeniem napawało mnie, że to on tu rządzi.
Od tamtej chwili wiedziałam, że nawet świat wróżek nie będzie dla mnie dobrym miejscem.

Niechciana senna baśńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz