- 15 -

1 0 0
                                    


To było dla mnie trudne do przyjęcia, ale właśnie się działo – siedziałam w lokalnej knajpce w świecie wróżek i, dziękując przy tym wylewnie, bo tak chyba wypadało, przyjęłam pełen talerz pyszności. Nie byłam głodna – czy we śnie to w ogóle możliwe? – nie chciałam jednak robić nikomu przykrości. Te małe istoty musiały się nieźle namęczyć, by stworzyć potrawy w ilościach godnych ludzi.

Miałam lekkie opory przed wzięciem pierwszego kęsa do ust. Nie tyle z obawy, że jedzenie może być zatrute, ile dlatego, że chciałam, by mi smakowało, bym szczerze mogła zachwalić kuchnię. A mogło być przecież inaczej, nie trafić w mój smak, choć unoszący się znad talerza zapach przypominał mi bardzo obiady, które przed laty gotował mi dziadek.

To wspomnienie wyciskało łzy, które napływały mi do oczu. To także chciałam ukryć przed innymi. Wydawało się, że mało kto jest na mnie skupiony, inni zajmowali się swoimi talerzami, ale podejrzewałam, że ktoś stale ma mnie na oku, by sprawdzić moje reakcje.

Ostrożnie odkroiłam kawałek mięsa i włożyłam go do ust. Przeżuwałam powoli, a eksplozja smaku wprawiła mnie prawie że w ekstazę. To było naprawdę dobre, nie powstrzymałam więc uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy. Czy to wystarczało za odpowiedź na to, czy mi smakuje? Zerknęłam w stronę siedzącego naprzeciwko Dylana, który właśnie mi się przyglądał, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, również się uśmiechnął.

– Jedz. Jeżeli za coś jesteśmy bardzo wdzięczni twojemu krewnemu, to właśnie za przepisy, jakie tu pokazał i pozostawił.

– Mój dziadek tu gotował?

– Tak, w chwili, kiedy sądziliśmy, że głód zaczyna zbliżać się do miasteczka, on nam pokazał, jak wykorzystać dobrodziejstwa, które mamy. Dzięki temu przetrwaliśmy.

Nie myślałam, że ten świat może mieć podobne problemy do tych występujących w moim. Nie wiedząc, co na to odpowiedzieć, pochyliłam głowę i powróciłam do posiłku. Wokół mnie słychać było brzęczenie skrzydeł i jakichś dzwoneczków, ktoś z kimś rozmawiał, sztućce poruszały się po powierzchni talerzy. Wydawało się, jakby to była karczma, które ukazywane są w filmach z akcją wtłoczoną w średniowiecze, ale z każdą mijającą minutą czułam się tu nieco raźniej. Jedzenie było pyszne, towarzystwo nienarzucające się, do tego na razie nikt nie zadawał mi żadnych pytań. To była chyba pierwsza wizyta, kiedy poczułam się tu bezpieczna, nadal niedaleko mając czarny, martwy las.

Miałam problem, by uporać się z zawartością przede mną. Zerknęłam na talerz Dylana i zaskoczona odkryłam, że nie zjadł wszystkiego. Spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się łagodnie.

– Spokojnie, nikt nie oczekuje, że zjesz wszystko. Nadal mamy pewne problemy z ocenianiem, jakie porcje będą najlepsze, nikogo nie urazisz, jeżeli coś zostanie. A gdyby nawet ktoś miał o to do ciebie pretensje, musiałby w pierwszej kolejności porozmawiać o tym ze mną. A za tym żadna wróżka nie przepada.

– Rozumiem. – Odłożyłam sztućce i odetchnęłam. To było nawet więcej, niż zjadałam zwykle, kiedy sama sobie gotowałam. – Dziękuję. To było przepyszne.

Biznesmen uśmiechnął się nieco szerzej.

– Na zdrowie. Tylko uprzedzam, będzie jeszcze deser.

– Tak samo duży? – zapytałam poważnie, wyobrażając sobie olbrzymi kawałek ciasta. Nie wiedziałam, dlaczego to właśnie ono przyszło mi na myśl, może dlatego, że kojarzyło mi się z ciastami jedzonymi wraz z Susume? – Powiedz, że nie.

Teraz to mężczyzna roześmiał się w głos.

– Nie mogę nic powiedzieć, bo nie wiem, co to będzie. Właściwie to nigdy nie znam menu, jakie będzie mi serwowane. Mogę za to podejrzewać, bo wróżki po prostu korzystają z przepisów twojego dziadka, a że nie ma ich jakoś bardzo, bardzo dużo, w końcu zaczynają się powtarzać. Za każdym jednak razem wychodzą smaczne, więc jestem nimi ukontentowany.

Niechciana senna baśńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz